W czwartkowy grudniowy wieczór w Muzeum Żydów Mazowieckich – Muzeum Mazowieckiego w Płocku odbył się wernisaż wystawy „I ciągle widzę ich twarze”.
Pomysłodawczynią jej powstania jest prezes Fundacji „Shalom” Gouda Tencer, która ogłosiła apel o nadsyłanie zdjęć polskich Żydów. Odzew przeszedł najśmielsze oczekiwania – w sumie przekazano około 9 tysięcy fotografii. Jak stwierdza sama autorka projektu „… Bywa tak, że z całego życia człowieka pozostaje tylko chwila, utrwalona na fotografii. Ale to dotyczy jednostki. Co jednak powiedzieć, gdy z wielomilionowego Narodu ocaleje to, co przetrwało na kliszy: zarysy postaci, cienie domów, dawno zgasłe uśmiechy. I twarze – bogactwo ludzi”.
Od kiedy Żydzi byli w Płocku? Nie wszyscy pewnie wiedzą, ale można ująć to w ten sposób – w zasadzie od zawsze. Pierwsze wzmianki o ludności żydowskiej w pochodzą z 1237 roku z dokumentu lokacji miasta, przybyli oni prawdopodobnie z Niemiec na skutek prześladowań w okresie wypraw krzyżowych. Przez wieki aż do połowy ubiegłego stulecia współtworzyli bogatą historię Płocka i stanowili znaczącą część mieszkańców – od dwudziestu kilku do ponad czterdziestu procent populacji.
W 1939 roku 34-tysięczny Płock zamieszkiwało 9 tysięcy Żydów. Tradycyjnie i historycznie ulice: Szeroka (obecnie Kwiatka), Synagogalna, Jerozolimska, Tylna, Niecała w części Stary Rynek, Bielska i Grodzka wchodziły w skład dzielnicy żydowskiej. Do naszych czasów przetrwało niewiele materialnej, kulturowej spuścizny, warto jednak zwrócić uwagę na „żółte” tablice – chociażby „Dom rabina” na rogu ulicy Kwiatka i Jerozolimskiej, gmach samego Muzeum Żydów Mazowieckich, który wcześniej pełnił funkcję synagogi, czy też budynek Płockiej Galerii Sztuki – dawniejsza mykwa, czyli łaźnia. W kamienicy Stary Rynek 11 mieściła się biblioteka żydowska Hazomir, do naszych czasów przetrwał budynek szpitala żydowskiego przy ul. Misjonarskiej 7, a przylegająca szczytem do Muzeum Żydów kamienica Praszkera ( ul. Kwiatka 9) była siedzibą żydowskiego związku sportowego „Makabi”. Nieodmiennie uwagę przechodniów przyciąga kamieniczka z drewnianym balkonikiem (koszką) na rogu ul. Tumskiej i Królewieckiej, w której mieszkał cadyk Chaim Shapiro.
Wystawa „I ciągle widzę ich twarze” dotyka jednakże najtragiczniejszego okresu w historii polskich Żydów, a mianowicie II wojny światowej. Pewnie każdy słyszał o getcie warszawskim, jednakże nie wszyscy mają świadomość, że takowe istniało również w Płocku. Założone przez hitlerowców 1 września 1940 roku grupowało na swym terenie 7 tysięcy płockich Żydów i 3 tysiące uchodźców i uciekinierów z pobliskich miejscowości, szczególnie z północnego Mazowsza. Prześladowania, represje i egzekucje rozpoczęły się wraz z zajęciem miasta przez Niemców. Na przełomie lutego i marca 1941 roku nastąpił tragiczny w skutkach exodus ludności żydowskiej. Niemcy, realizując akcję pacyfikacyjną pod kryptonimem „Tempo”, wysiedlili mieszkańców płockiego getta do obozu przejściowego w Działdowie, a stamtąd kierowali ich do obozów zagłady, m.in. Treblinki i Oświęcimia – Brzezinki. W wyniku przeprowadzonej przez hitlerowców selekcji, większość płockich Żydów poniosła śmierć w komorach gazowych, lecz również inni zginęli w nie mniej bezlitosnych egzekucjach. Chlubną kartą męstwa zapisali się płoccy Żydzi, którzy brali aktywny udział w powstaniu w Treblince. Wojenna zawierucha i planowa hitlerowska eksterminacja pozostawiły i w naszym mieście swój bezwzględny ślad – historyczna, żydowska dzielnica i zamieszkujący ją ludzie zniknęli bezpowrotnie w mrokach holokaustu.
Konkludując należy przypomnieć, że getto nie jest bynajmniej hitlerowskim „wynalazkiem”. Dzielnice żydowskie powszechnie zwane właśnie gettami powstawały już w średniowieczu w wielu miastach Europy – Rzymie, Wenecji, Pradze Frankfurcie, Trieście, jako obszary miejskie służące odseparowaniu mniejszości narodowych, etnicznych, kulturowych, religijnych. Z początku było to dążenie obustronne. Niedawno miałem okazję zwiedzać jedno z najstarszych skupisk żydowskich – Call w hiszpańskiej Gironie. Jego historia wskazuje, że okresy pokojowej koegzystencji przeplatały się z okresami nieufności, zawiści i prześladowań.
Czy obecnie możemy jednoznacznie stwierdzić, że już wyzwoliliśmy się z powierzchownych uprzedzeń? Obawiam się, że przed nami, ludźmi jeszcze daleka droga. Człowiek poczynił ogromny skok cywilizacyjny, ale w sferze humanizmu pozostał w mrokach średniowiecza. Przykłady ksenofobii, rasizmu, dyskryminacji ze względu na płeć, przekonania religijne i światopoglądowe do tej pory spotykamy na każdym kroku, toczą się bestialsko prowadzone wojny. Dlatego też tak ważne jest, by pamiętać, że tyle w nas człowieczeństwa, ile zrozumienia i tolerancji dla drugiego człowieka.
Niech zatem konkluzją będą słowa Gołdy Tencer: „… Sprawiedliwymi są nie tylko ci, co ratują choćby jedno życie, na to miano zasługują również ci, co ratują pamięć”.
Odważny felieton i bardzo potrzebny. Po przeczytaniu przypomniały mi się słowa mojego dziadka, który do samej śmierci powtarzał, że w powojennym Płocku czuje się jak obcokrajowiec. Brakowało mu wielokulturowego kolorytu miasta, przeszkadzało mówienie o Żydach jak o innej, często znienawidzonej nacji. Jak podkreślał, przed wojną byli oni uważani za Polaków o innym wyznaniu, nie zaś za obcokrajowców.
To właśnie dziadek uwrażliwił mnie na książki Szaloma Asza, którego pamiętał z ulicy Szerokiej. Dzisiaj nikt nie wie, że ten kandydat do literackiej nagrody Nobla mieszkał czasowo w Płocku, że jego niemal balzakowskie opisy miasta łudząco przypominają krajobrazy naszego przedwojennego miasta.
Podsumowując powiem: Niech sprawiedliwych ratujących pamięć o tej społeczności będzie więcej!
W/w stronę odwiedziłem i przyznam, że to co zobaczyłem zrobiło na mnie wrażenie. Panie Waldku, niskie ukłony!