Wielu z nas poruszyła niespodziewana wiadomość o tym, że działająca od 12 lat przy Placu Narutowicza Galeria „Oto ja” znika z mapy płockich instytucji kultury. Dla niewtajemniczonych dość powiedzieć, że jest to największa i najbardziej wartościowa pod względem jakościowym kolekcja sztuki art brut w Polsce.
Przez wiele lat odbyło się tu wiele wydarzeń edukacyjnych, promocyjnych i artystycznych: wernisaży, spektakli, projekcji, warsztatów, i szkoleń, a także konferencji naukowych.
W ubiegłą sobotę oraz niedzielę (25-26 stycznia) odbył się w Galerii „Weekend ze sztuką” – była to ostatnia szansa, aby jeszcze raz podziwiać zarówno bogate i unikalne zbiory sztuki art brut, jak również obejrzeć wystawę rysunku i malarstwa „Intima arti” autorstwa Beaty Jaszczak, która jest pomysłodawczynią projektu „Oto ja” oraz prezeską wpierającej go fundacji.
Podczas trwania „Weekendu” poprosiliśmy Beatę Jaszczak, aby opowiedziała nam o historii Galerii „Oto ja” i dalszych, związanych z nią planach, jak również o własnych projektach artystycznych.
Waldemar Robak: Jak zrodziła się idea utworzenia w naszym mieście centrum sztuki z kręgu art brut?
Beata Jaszczak: – Galeria „Oto ja” powstała w 2007 roku, wtedy jesienią zorganizowaliśmy pierwszą wystawę. Sam pomysł zrodził się naturalnie, mieliśmy bardzo dużą kolekcję sztuki art brut, ponieważ realizowaliśmy podobny projekt w POKiS-ie, a jeszcze wcześniej w Wojewódzkim Domu Kultury. Wtedy wystawy organizowaliśmy w różnych miejscach raz do roku.
Na początku lat dziewięćdziesiątych będąc instruktorką plastyki Wojewódzkiego Domu Kultury, który z racji swej funkcji sprawował opiekę nad placówkami w okolicach miasta, zaczęłam jeździć do domów pomocy społecznej po Płockiem. Raz w tygodniu prowadziłam zajęcia w DPS-ie Goślicach. Okazało się, że w ośrodku nie było żadnych materiałów plastycznych. Rozpoczęły się moje podróże z kartonami, farbami, kredkami i ołówkami, ze wszystkim, co było potrzebne. Nie zrażało mnie to, ponieważ za każdym razem, gdy przyjeżdżałam do moich podopiecznych, obserwowałam wybuch talentów plastycznych, spontaniczne reakcje i niesamowite emocje.
Nigdy nie zapomnę pana Andrzeja, który miał wtedy chyba 32 lata i po raz pierwszy zaczął tworzyć; gdy przyjeżdżałam witał mnie radosnym okrzykiem: „Kolor! Kolor!”. Zrozumiałam wtedy, że dla podopiecznych DPS-ów twórczość ma niesamowite znaczenie. Jeżeli nie mogą czegoś powiedzieć, to chcą to namalować, swe przeżycia przenoszą na papier. Profesjonalny twórca dokonuje estetycznego wyboru, natomiast ci ludzie działają w stanie wewnętrznego przymusu tworzenia wynikającego potrzeby wyrażenia siebie i uwolnienia emocji.
Tak właśnie poznałam bardzo ciekawych ludzi, spontanicznych artystów tworzących niezwykłe prace, które nigdy nie opuszczały murów DPS–ów. Zaczęłam się zastanawiać w jaki sposób pokazać ich sztukę światu, jak ją odkrywać. Właśnie wtedy zrodził się pomysł konkursu organizowanego dla trzydziestu kilku ośrodków z całego województwa. W 1994 roku powstał projekt „Oto ja” wspierający twórców spod znaku art brut.
Co sprawia, że art brut wciąż nie cieszy się w naszym kraju popularnością, pozostaje na uboczu, nie jest promowana i nie jest doceniana pozostając na marginesie oficjalnego obiegu sztuki?
– Moim zdaniem pojawiają się tu dwa oddzielne zagadnienia. Fakt, że sztuki art brut specjalnie się nie promuje, to dla niej samej jest to stan może nawet pożądany, bo wtedy właśnie zyskuje przez tę swoją naturalną surowość. Zbytnie zainteresowanie ludzi, galerii, kolekcjonerów mogłoby jej w rezultacie nie do końca posłużyć. Natomiast problem niedocenienia tego nurtu wynika w moim przekonaniu ze zbyt powierzchownej edukacji plastycznej, być może również tkwi w ludzkiej mentalności.
Stąd też pewnie rodzą się nasze problemy z utrzymaniem Galerii „Oto ja” w Płocku wynikające z braku systemowego wsparcia finansowego, tymczasem art brut święci już od wielu lat tryumfy na Zachodzie, doceniają ją także artyści i ludzie otwarci na różne formy ludzkiej ekspresji widząc w niej niesamowity potencjał artystyczny.
Co się stanie z kolekcją z Galerii „Oto ja”? Czy istnieje jakikolwiek sposób wyjścia z tej krytycznej sytuacji, rozwiązanie aby Galerię już po raz kolejny ocalić?
W obecnym kształcie na pewno nie ma takiej możliwości, ale oczywiście Galeria ma szanse na to, aby się odrodzić. Obecnie nie powstała jeszcze koncepcja gdzie i w jakim kształcie. W tej chwili sprawą najistotniejszą jest sfotografowanie i skatalogowanie jej zbiorów, zabezpieczenie ich w magazynie, by mogły spokojnie poczekać na swój dobry czas, nowy pomysł i nową jakość.
Tak się złożyło, że „Weekend ze sztuką” jest pożegnaniem nie tylko z pracami z nurtu art brut, lecz również z Twoją autorską wystawą „Intima arti”. Kiedy rozpoczęłaś swą przygodę z malarstwem?
– Zawsze tworzyłam, nie rozstawałam się ze sztuką. Na Uniwersytecie w Poznaniu ukończyłam kierunek Edukacja Artystyczna. Po studiach, pracując już w Wojewódzkim Domu Kultury, wciąż coś malowałam, uczestniczyłam w plenerach malarskich, a prac wciąż przybywało. Moja obecna wystawa ma charakter retrospektywny. Ma ona dla mnie niesamowite znaczenie, ponieważ trochę „wyszłam z szafy”, pokazuję obrazy, które były malowane tylko dla mnie, zawierające bardzo osobiste wątki twórczości.
Nie mogę się w tym miejscu powstrzymać od stwierdzenia, że Twoje obrazy są aż do bólu szczere, autentyczne i jednocześnie niezwykle sensualne, odarte z umizgów i konwenansów; jest to taki rodzaj pamiętnika, który pisze się tylko dla siebie i najczęściej chowa się przed postronnymi głęboko w szufladzie. Czy owa odwaga i bezkompromisowość w wyrażaniu siebie nie wynika w pewnej mierze z doświadczeń, które nabyłaś w kontaktach z twórcami z kręgu art. brut?
– Niewątpliwie tak, choć energia oczywiście krążyła w obydwie strony. Autentyczność była dla mnie zawsze bardzo ważna, podobnie jak w przypadku twórczości art brut. Malarstwo służy także do wylania pewnych emocji, a powody estetyczne schodzą na drugi plan; istotniejszy jest komunikat, silny sygnał płynący ode mnie do odbiorcy. Równie ważne było dla mnie sprawdzenie, czy moje prace sprzed dwudziestu kilku lat zestawiają się ze sobą i tworzą jednolitą kolekcję. Okazało się, że wystawa jest spójna i sama mogę prześledzić wątki swej twórczości.
Mam nadzieję, że wystawa „Intima arti” już niebawem będzie miała swą kontynuację i nie skończy w jakiejś przepastnej szafie…
– Pomysły na kolejne ekspozycje tej wystawy już się pojawiają, jednakże na razie jest za wcześnie o tym mówić. W każdym razie jest ona gotowa do tego by pokazać ją w innych miejscach. W tej chwili będę mogła więcej czasu poświęcić na własną twórczość i nie wyobrażam sobie, abym mogła z tego zrezygnować.
Zatem życzę Ci, aby Twe zamierzenia i plany możliwie szybko przechodziły w fazę realizacji, abyśmy mogli wspólnie cieszyć się z Twych nowych i nie mniej inspirujących projektów. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Waldemar Robak