Do sieci trafił pierwszy teledysk Earl Jacoba. Klip do piosenki „Twoja mama lubi mnie bardziej niż ty” promuje jego debiutancki album. W piątek Earl Jacob, a właściwie Jakub Sadowski, wystąpi w Płockim Ośrodku Kultury i Sztuki, a my rozmawiamy z tym pochodzącym z Płocka artystą.
Earl Jacob, czyli Jakub Sadowski, to płocczanin, który od kilku lat mieszka w Warszawie. To artysta, który może się pochwalić imponującym doświadczeniem scenicznym. Przez 13 lat grał z The Bartenders, był też członkiem ekipy Pablopavo i Ludziki. Teraz artysta postanowił wykorzystać swoje doświadczenie i nagrał debiutancki krążek.
Pierwszy solowy album ukazał się pod koniec listopada i jest gratką dla wszystkich fanów reggae i ska. Płyta wokalisty znanego m.in. z grupy The Bartender, to efekt współpracy Earla Jacoba z Olo Mothashippem. Krążek „Warto rozrabiać” ma być mieszanką reggae z nowoczesnym brzmieniem studyjnym. Płytę promuje trasa koncertowa, która przebiega także przez Płock. Earl Jacob zagra dziś, czyli w piątek, 20 grudnia, w sali POKiS-u. Z tej okazji porozmawialiśmy z Jakubem Sadowskim – o płycie, jego pasji i Płocku.
PetroNews: Rozpoczynasz karierę solową. Na rynku ukazała się twoja pierwsza płyta. Jaka ona jest według Ciebie i do kogo jest adresowana?
Earl Jacob: Myślę, że jest spójna, przemyślana, konkretna, ale nie pozbawiona szaleństwa. Miałem pewne pomysły na płytę, ale w trakcie jej powstawania trzeba było tu i tam puścić wodzę fantazji. Płyta adresowana jest do tych, którzy lubią się dobrze bawić. Do tych, którzy lubią posłuchać muzyki, ale i tekstów. Do wszystkich, mam nadzieję! Płyta powstała w trudzie i znoju przez ponad dwa lata. Było jednak warto i z całą pewnością nie oddałbym nawet miesiąca tej pracy.
PN: Twój solowy krążek nosi nazwę „Warto rozrabiać”, skąd ta nazwa?
EJ: Bo warto, trzeba, a wręcz należy rozrabiać [śmiech]! Tytuł wziął się z zabawy słowem, bo słowo to naprawdę bardzo wdzięczny przedmiot zabawy. A poza tym, był kiedyś taki program w TV – charakterystyczny prawie tak, jak ta płyta.
PN: To twój debiut, lecz doświadczenia scenicznego Ci nie brakuje.
EJ: Zdecydowanie tak. Zanim siadłem do pisania płyty solowej, miałem przyjemność pracować z wieloma osobami, których wpływ na płytę jest bezpośredni i nierozerwalny. Jej przekaz jest prosty: chciałbym, żeby słuchacz cenił dobre życie, pełne szczęścia i uśmiechu. Recepty na to są różne, ale jeśli czegoś nie przekazałem na płycie to skorzystam z okazji: baw się dobrze, słuchaczu, ale nie depcz drugiemu po odciskach.
PN: Wpływ na „Warto rozrabiać” i twoje teksty mają tez podobno filmy…
EJ: Tak, „Zdejmij mi łeb” to w prostej linii inspiracja filmem „Przepraszam, czy tu biją?”. Poza tym, inspirują mnie ludzie, rozmowy z nimi, zabawa z nimi i kłótnie z nimi.
PN: Czemu akurat reggae. Co ma ono w sobie i czym dla Ciebie jest?
EJ: To trudne pytanie… Lubię, tak po prostu. Jest wiele rzeczy, które kocham w tej muzyce. Wiele, których nie znoszę. Finał jest taki, że gram to i śpiewam, i mam zamiar robić to przez lata. A zaczęło się przypadkowo. Zawsze lubiłem śpiewać. Zacząłem w Małachowiance, w chórze Minstrel. Profesor Gałczyński był moim pierwszym nauczycielem i zawsze będę miał dla niego ogromny szacunek. Dlatego też z tego miejsca: dziękuję za wszystko! Potem, już w Warszawie, zacząłem nagrywać z Yazolem (również Małachowiakiem). Dzisiaj gramy razem koncerty, a historia zatoczyła koło.
PN: Pochodzisz z Płocka, z czym kojarzy Ci się to miasto?
EJ: Płock to dla mnie Strajk, Farben Lehre, Lao Che i Jeden Osiem L – tak, ten zespół, na słuch którego każdy się wzdryga. Kto się wzdryga niech się wzdryga nadal, lecz nie wolno jednak ich pominąć. Wbrew pozorom, Płock to bardzo muzykalne miasto. Tu ciągle coś się dzieje, ciągle powstają nowe kapele, a ilości letnich imprez mogą nam pozazdrościć wszyscy w Polsce. Płock wprost pulsuje muzyką!
PN: Koncertujesz na różnych scenach, którą z nich wspominasz najlepiej? No i skoro o letnich imprezach mowa: jak oceniasz Reggaeland?
EJ: Każdy koncert jest wyjątkowy. Wiem, że to brzmi jak tania śpiewka, ale tak właśnie jest! Dlatego też nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Było wiele wyjątkowych, niezapomnianych koncertów. Nie wiem, czy umiałbym jakiś wyróżnić. Podczas nich ludzie tańczyli lambady, ktoś się oświadczał, widziałem też szereg mordobić… Takich zdarzeń było mnóstwo. Jeśli zaś chodzi o Reggaeland, to jest jeden z trzech najważniejszych festiwali. Zupełnie wyjątkowa impreza, którą wspieram od jej początków. Nie wyobrażam sobie już Płocka bez lipcowej reggae imprezy.