Nie kazali na siebie czekać publiczności. Wyszli na scenę prawie punktualnie, trzy i pół tysiąca fanów przywitało ich entuzjastycznie. Coś jednak poszło nie tak, bo większość widzów płocki amfiteatr opuszczała z dużą dozą niedosytu.
Było to wydarzenie, na które czekali fani Budki Suflera. Tym bardziej, że był to jeden z ostatnich koncertów grupy, która na ten rok zaplanowała pożegnalną trasę koncertową, zatytułowaną jak jeden z ich hitów „A po nocy przychodzi dzień”. W sobotę, 21 czerwca, amfiteatr błyskawicznie zapełnił się publicznością, praktycznie wszystkie miejsca były zajęte. Bo usłyszeć na żywo takie przeboje jak „Jolka, Jolka pamiętasz”, „Noc komety” czy „Bal wszystkich świętych” to nie lada gratka, nie tylko dla fanów zespołu. Dobrze znany głos Krzysztofa Cugowskiego nic się nie zmienił i kiedy zabrzmiał jak dzwon „Znowu w życiu mi nie wyszło”, publiczność zareagowała żywiołowo. Co niektórzy śpiewali nawet z wokalistą. Jednak daleko jeszcze było do poderwania widzów z krzeseł do wspólnej zabawy. Hity, które wszyscy dobrze znają, jakoś „nie przemawiały”. No, ale Cugowski również nie robił nic, co by miało widzów zachęcić do śpiewania czy chociażby tańca. – Tak trochę śpiewa, jak na szkolnej akademii – usłyszeliśmy od jednej z fanek.
Budka Suflera to zespół, który powstał dokładnie 40 lat temu. Grupa ze swoją trasą koncertową odwiedziła już 12 polskich miast, w planie jest jeszcze 15. Rozpoczęli w marcu we Włocławku, a ostatni koncert zaplanowany jest na grudzień w Toruniu. Legenda polskiej sceny muzycznej występuje już cztery dekady. Wyśpiewali mnóstwo przebojów, które na długo zapadną w pamięć Polaków. Bo któż nie zna utworu „Takie tango”, „Czas ołowiu” czy „Nie wierz nigdy kobiecie”. I na taką Budkę przyszli płoccy widzowie. Niestety, spodziewany efekt tzw. wspaniałego koncertu, nie chciał nadejść. A już wykonanie utworu „Za ostatni grosz” w wykonaniu Felicjana Andrzejczaka zaskoczył chyba wszystkich, bo brzmienie przeboju nie miało nic wspólnego z dobrze znanym hitem. Wśród widowni widoczny był zawód, zabrzmiały głośne gwizdy. Można było mieć wątpliwości czy to na pewno ten utwór. Z resztą utworów wykonywanych przez Andrzejczaka było podobnie. Trudno powiedzieć, że śpiewał. Na pewno na scenie był i… to wszystko. Swoje wyjścia przed płocką publikę uratował utworem „Noc komety”, po którym zebrał zasłużone brawa.
Muzycy Budki Suflera zauważyli, że coś jest nie tak, i że nie jest to winą publiczności, która po prostu przyszła się bawić i śpiewać z zespołem. Tak Romuald Lipko, klawiszowiec zespołu, jak i Tomasz Zaliszewski grający po mistrzowsku na perkusji, ratowali koncert genialną grą na swoich instrumentach. Kiedy Krzysztof Cugowski w końcu zaśpiewał „Takie tango”, amfiteatr ożył. Przy „Balu wszystkich świętych” śpiewali już wszyscy.
Na pewno Budka Suflera nie straciła na popularności przez 40 lat swojego istnienia, na co dowodem są wyprzedawane na długo przed koncertami bilety. I może słuszną decyzję podjął zespół, aby już nie przedłużać pasma sukcesów. Bo jeżeli koncerty w innych miastach wyglądały jak w Płocku, to grupa na pewno straci wielu słuchaczy. Co wytrwalsi fani też byli rozczarowani. Po płockim koncercie ustawiła się dość duża grupa z zakupionymi wcześniej płytami po autograf lub chociażby zdjęcie ze swoim idolem. Tu też czekała ich niemiła niespodzianka. Zdjęcie było tylko… jedno, i to grupowe, na którym nie wszyscy się zmieścili. A o autografach można było tylko pomarzyć, patrząc na odchodzącego szybkim krokiem w stronę parkingu Krzysztofa Cugowskiego.
Dodaj swój komentarz