Przyjęło się, że drugi sezon zawsze jest dla beniaminka o wiele trudniejszy. Wisła Płock, oczywiście, beniaminkiem już nie jest, ale to właśnie gdy już utrzymanie jest pewne, powinno się mieć bardziej na baczności…
Początek rozgrywek rzeczywiście nie zapowiadał się najlepiej, ale na półmetku rozgrywek, czyli po 15 kolejkach, Nafciarze mieli lepszy bilans, niż rok temu. Utrzymanie takiej średniej punktów na 99% zapewniłoby awans do grupy mistrzowskiej!
Start bieżących rozgrywek był dla Wisły niezbyt udany, co do tego nie ma wątpliwości. Z pewnością istotny wpływ na nieco słabszą dyspozycję w wakacyjnych miesiącach miała zmiana niemal całego sztabu szkoleniowego na kilka dni przed rozpoczęciem sezonu. Nic dziwnego, że zanim nowy zespół, prowadzony przecież przez nowego trenera, zaczął rozumieć się na boisku, musiało upłynąć trochę czasu.
Wydaje się, że przełomowym momentem była… wysoka porażka z Górnikiem w Zabrzu 25 sierpnia. Gospodarze strzelili Nafciarzom aż cztery gole, nie tracąc żadnego i zepchnęli płocką ekipę na dwunaste miejsce w gronie najlepszych. Wówczas przyszedł czas na dwutygodniową przerwę na mecze reprezentacji, którą trenerzy wykorzystali na organizację krótkiego obozu. Jego celem była przede wszystkim odpowiednia integracja drużyny.
Pomysł ten okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę! Z Gniewina, gdzie przez kilka dni trenowali piłkarze, wróciła zupełnie inna Wisła. Wprawdzie pierwsze po ligowej przerwie spotkanie zaczęło się od utraty dwóch goli, ale w drugiej części gry z Zagłębiem Lubin, niebiesko-biało-niebiescy odrobili straty i byli blisko zdobycia trzech punktów. Wcześniej lubinianie na swoim stadionie nie tylko wygrali wszystkie mecze, ale nawet nie stracili żadnej bramki.
Wywalczony w dramatycznych okolicznościach remis z liderem dał Nafciarzom jeszcze więcej wiary w swoje umiejętności. Nic dziwnego, że do kolejnego meczu z Pogonią Szczecin podeszli z nastawieniem na zwycięstwo. I plan zrealizowali, chociaż do przerwy przegrywali 0:1. W drugiej odsłonie Wisła strzeliła jednak trzy gole i rozpoczęła marsz w górę tabeli.
Jeszcze więcej satysfakcji sprawili kibicom zawodnicy Wisły w dziesiątej kolejce ekstraklasy. Wygrać na stadionie Cracovii nie jest łatwo nawet ligowym potentatom, tym bardziej za sukces uznać należy rezultat 3:1, jaki uzyskali płocczanie. Wyższość w tym starciu nie podlegała najmniejszej dyskusji.
Skromniej, bo tylko 1:0, ograna została z kolei Bruk-Bet Termalika Nieciecza. Ale cel nadrzędny, czyli podtrzymanie zwycięskiej passy, został zrealizowany i awansował Nafciarzy na siódme miejsce w ligowej hierarchii, ze stratą zaledwie dwóch punktów do ligowego podium!
Następnie przyszedł pojedynek w Kielcach z Koroną, gdzie gracze z Płocka mogli wyrównać najlepszą w historii ekstraklasowych występów serię czterech zwycięstw z rzędu z sezonu 2004/2005! Pierwsze minuty starcia w stolicy województwa świętokrzyskiego zwiastowały, że tak się właśnie stanie, ale celowniki Wiślaków tego dnia nie były dobrze nastawione. Skorzystali z tego, niestety, gospodarze, którzy wygrali 2:0.
Po niepowodzeniu w dwunastej serii gier, Nafciarze do potyczki z chwalonym Śląskiem Wrocław podeszli żądni trzech punktów. Mecz od początku trzymał w napięciu, do czego w dużym stopniu przyczynił się defensor przyjezdnych Igors Tarasovs. Łotysz za faul na Nico Vareli w polu karnym obejrzał czerwoną kartkę, a Urugwajczyk sam wymierzył sprawiedliwość. Osłabieni wrocławianie nie mieli za wiele do powiedzenia i już do przerwy przegrywali różnicą trzech bramek. Po przerwie nieco się ocknęli, ale ostatecznie spotkanie zakończyło się pewnym zwycięstwem gospodarzy 4:1. W tym momencie dystans do podium wciąż był niewielki.
Kolejne mecze to jednak dwie porażki po 1:2 z Piastem Gliwice oraz Jagiellonią Białystok, których można było uniknąć. Nawet pomimo strat punktów, na półmetku Wiślacy zajmowali 8. miejsce w tabeli z 20 punktami! To o sześć pozycji wyżej i cztery punkty więcej niż rok temu, co trzeba uznać za postęp. W ostatniej kolejce drużyna Jerzego Brzęczka uległa co prawda w Gdańsku Lechii 0:3 i nieco zjechała w dół stawki, ale przewaga nad goniącymi wciąż jest bezpieczna.
Ważnym jest też, żeby… cały czas patrzeć w górę i nie spuszczać jej z oczu. Jak najszybciej trzeba więc wrócić na zwycięską ścieżkę. O chęć ponownego pokonania Lecha w Poznaniu (w niedzielę, 26 listopada o 15.30) oraz wygraną z Arką Gdynia przed własną publicznością (w sobotę, 2 grudnia o 15.30) na pewno nie ma się co martwić. Do odniesienia zwycięstwa Wiśle potrzebni są także kibice, których w poprzednim i bieżącym sezonie jest w sumie naprawdę sporo.
Marek Wojciechowski