W pierwszy weekend października w płockim teatrze gościnnie wystąpił teatr z Czeskiego Cieszyna. Bawił nas i wzruszał w spektaklu „Skrzypek na dachu”, pokazując jednocześnie, że jego przesłanie, czyli jak nie tracić nadziei w trudnych czasach, jest wciąż aktualne … .
„Skrzypek na dachu” z Cieszyna to wspólna produkcja Sceny Polskiej i Czeskiej tamtejszego teatru. Z uwagi na funkcjonowanie w nim na co dzień dwóch teatralnych zespołów – polskiego i czeskiego – Teatr Cieszyński można nazwać ewenementem. Albo przykładem dobrej, sąsiedzkiej współpracy. Wspólna realizacja oznacza także, że spektakl raz grany jest po polsku, a raz po czesku. W dobie wszechobecnie dziś panujących podziałów, już sam ten fakt, powinien zwracać uwagę. Pewnie nie bez przyczyny na wspólny projekt wybrano „Skrzypka na dachu”, który przecież do odwiecznych podziałów i związanych z tym kłopotów, nawiązuje.
Za sprawą nieśmiertelnego musicalu Josepha Steina i Jerrego Bocka oraz filmu Normana Jewisona z Chainem Topolem w roli głównej, historię Tewjego mleczarza i jego rodziny znają prawie wszyscy. Podobnie jak motywy muzyczne – na czele ze słynną piosenką „Gdybym był bogaczem”. Fenomen sukcesu „Skrzypka” to jednak także zawarty w nim uniwersalny i ponadczasowy przekaz. Motywy wypierania tradycji przez nowoczesność – zwłaszcza w kontekście stosunków rodzinno-społecznych nigdy przecież nie przestaną być aktualne. Podobnie jak kwestie emigracji, wypędzeń czy też – niestety – wciąż zdarzających się pogromów.
Ubrać to wszystko w formę, która nie przytłacza, ale porusza, a do tego bawi i skłania do refleksji, nie jest łatwo. W cieszyńskiej inscenizacji „Skrzypka na dachu” w reżyserii Petra Kracika, udało się to znakomicie. Dodać coś od siebie do już genialnego tekstu i muzyki to zawsze duże wyzwanie. Wbrew pozorom „położyć” klasykę nie jest trudno. Wystarczy nieumiejętnie tu czy tam rozłożyć akcenty, raz przesadzić z humorem, a raz z patosem i już misterna konstrukcja całości może się zachwiać. Cieszyńscy twórcy zdołali tego uniknąć. Akcenty są rozłożone równo.
W pierwszym akcie mamy więcej humoru, zabawy czy sytuacyjnych żartów, ale sygnały o nadciągającej katastrofie są wprowadzane umiejętnie. Widać, że stary świat zaraz odejdzie. Zarówno jeśli chodzi o rodzinne tradycje i życiowe wybory córek Tewjego, jak i sprawę w miarę spokojnego bytu całej żydowskiej społeczności.
Autorom i aktorom cieszyńskiego spektaklu udało się sprawić, że oglądając „Skrzypka” zastanawiamy się, czy obecny świat aż tak bardzo zmienił się od tego, który widzimy na scenie. Czy nasze stosunki w rodzinach rzeczywiście są w pełni demokratyczne, czy szanujemy wybory innych – zwłaszcza, jeśli nie idą one w parze z naszymi? Czy ludzie nie są wciąż zmuszani do ucieczki wbrew sobie? Z tego czy innego powodu.
Odpowiedzi wydają się oczywiste. Ale czy to znaczy, że należy już tylko siąść i płakać? Przecież nie o tym cały czas mówi nam Tewje – w przekonującej kreacji Tomasza Kłaptocza. Gra on Tewjego na „spokojnie”, bez zbędnego szarżowania. Jego postać to przykład człowieka, który potrafi odnaleźć się w nowych dla siebie sytuacjach bez uciekania się do przemocy lub popadania w katastrofizację. Jeśli już manipuluje to tylko w sposób, który nikomu nie robi krzywdy. A zwłaszcza sobie. Przede wszystkim jednak, poprzez swój życiowy optymizm -mimo wszystko – daje on wszystkim nadzieję. Czyli coś, co zarówno kiedyś, jak i dzisiaj, jest nam niezbędne do życia. Zwłaszcza w trudnych czasach.
Jakub Moryc
autor jest członkiem Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru
W płockim Spichlerzu przy ul. Kazimierza Wielkiego czynna jest bardzo ciekawa wystawa przedstawiająca historię i teraźniejszość Polaków mieszkających na Zaolziu. Oprócz wątków historycznych jest tam też spore nawiązań do polskiej kultury pielęgnowanej na Zaolziu – czego Scena Polska Teatru Cieszyńskiego jest najlepszym przykładem.






