ORLEN Wisła Płock zafundowała kibicom nie tylko efektowny mecz, ale i podróż w czasie. Po latach przerwy Nafciarze ponownie zagrali w historycznej hali przy Łukasiewicza – w miejscu, które dla płockiego szczypiorniaka znaczy więcej, niż jakiekolwiek trofea. I zrobili to z rozmachem.
Stara hala, nowa energia
Już pierwsze minuty spotkania, które odbyło się 25 października w płockiej Blaszak Arenie pokazały, że gospodarze czują się tu jak u siebie w domu. Sergei Kosorotov rozpoczął strzelanie, a po nim błysnęli Leon Susnja i Zoltán Szita. Azoty próbowały odpowiadać, ale ich ataki rozbijały się o twardą defensywę Wisły i świetnie dysponowanego Mirko Alilovicia. Po 11 minutach Nafciarze mieli już kilka bramek przewagi, a z każdą kolejną akcją rośli w siłę.
W 20. minucie Gergo Fazekas i Kosorotov podwyższali prowadzenie, a do szatni gospodarze zeszli przy stanie 21:11. Doping kibiców brzmiał tak, jakby hala nigdy nie przestała tętnić sportowym życiem.
Po przerwie – pełen pokaz siły
Druga połowa była już demonstracją mocy Mistrzów Polski. Kosorotov rozpoczął ją od szybkiego trafienia, a po nim punktowali Mihić, Szostak i Richardson. Gdy Torbjorn Bergerud zaczął seryjnie bronić rzuty z czystych pozycji, przewaga płocczan rosła w zawrotnym tempie.
Trener Xavi Sabate mógł spokojnie rotować składem – każdy z zawodników wnosił coś od siebie. Fazekas z kontry, Szita z drugiej linii, Mihić ze skrzydła – bramki wpadały z każdego sektora boiska. Na dziesięć minut przed końcem Wisła prowadziła już różnicą 15 trafień, a kibice wzmacniali energię zawodników, pełnym głosem wykonując przyśpiewki.
W końcówce na parkiecie pojawili się młodsi gracze, którzy domknęli dzieło. Ostatnie trafienie należało do Lovro Mihicia – i to on ustalił wynik 42:25.
Statystyki potwierdzają dominację
Najwięcej bramek zdobyli Zoltán Szita (7), Sergei Kosorotov (6) i Jakub Szyszko (6). Pięć dołożył Lovro Mihić, cztery – Gergo Fazekas. Po drugiej stronie wyróżniał się Ignacy Jaworski (6), jednak jego trafienia nie były w stanie odwrócić losów meczu.
ORLEN Wisła Płock zademonstrowała szeroki skład i świetne przygotowanie fizyczne – aż czternastu zawodników wpisało się na listę strzelców. To równowaga, o jakiej większość drużyn w lidze może tylko marzyć.
„Blaszak” znów żył
Dla płockich fanów to spotkanie – chociaż rozgrywane w tym miejscu tylko dlatego, że w ORLEN Arenie odbywał się wówczas turniej tańca – miało wymiar znacznie większy, niż wynik. Legendarna hala, przez lata nazywana „Blaszakiem”, to miejsce, w którym rodziły się pierwsze sukcesy Wisły, gdzie słychać było europejskie hymny i gdzie narodziło się pokolenie wiernych kibiców.
ORLEN Wisła Płock 42:25 (21:11) Azoty-Puławy
Wisła Płock: Bergerud, Borucki, Alilović – Daszek 1, Szostak 4, Janc, Szyszko 6, Susnja 3, Richardson 2, Zarabec 1, Fazekas 4, Krajewski, Mihić 5, Ilić 3, Szita 7, Kosorotov 6.
Azoty-Puławy: Ciupa, Petkovski – Jaworski 6, Artemenko 5, Wisiński 4, Bereziński 3, Antolak 3, Adamczewski 2, Kowalik 1, Działakiewicz 1, Komarzewski, Łyżwa, Savytski.
Kary: Wisła – 8 min, Azoty – 6 min.
Ten mecz był czymś więcej, niż formalnością ligową to symboliczny most między przeszłością a teraźniejszością. Wisła Płock pokazała, że potrafi czerpać z historii energię i przekuwać ją w nowoczesny, widowiskowy handball. „Blaszak” znów drżał od okrzyków, a Nafciarze ponownie dali kibicom powód do dumy z klubu.



