„Sługi boże” – polski film, mocne kino. Jak ocenia go nasz czytelnik? Zapraszamy na kolejny odcinek Płockich recenzji.
Opis producenta
Z wieży wrocławskiego kościoła rzuca się młoda Niemka. Śledztwo prowadzi doświadczony komisarz Warski (Bartłomiej Topa). Ku jego niezadowoleniu, do sprawy przydzielona zostaje także Ana Wittesch (Julia Kijowska), niemiecka policjantka o polskich korzeniach.
Warski nie wie, że Ana przyjechała do Wrocławia, by prowadzić inne, tajne dochodzenie. Wkrótce okazuje się, że do miasta przybywa wysłannik watykańskiego banku, dr Kuntz (Krzysztof Stelmaszyk). Co łączy samobójstwo niemieckiej studentki, tajne śledztwo Any Wittesch i przyjazd wysłannika Watykanu?
Zanim zagadka zostanie rozwiązana, komisarz Warski i Ana muszą nauczyć się współpracować i wzajemnie sobie ufać. Tymczasem z wieży wrocławskiego kościoła rzuca się kolejna dziewczyna…
Recenzja czytelnika
„Sługi boże” to nieźle skrojony i, co warte podkreślenia, „thriller sensacyjny” o podłożu kryminalnym. Głównym bohaterem jest komisarz Warski (jak zwykle dobra rola Bartłomieja Topy), który zajmuje się sprawą samobójstw młodych dziewczyn, które z niewiadomych względów skaczą z kościelnej wieży wrocławskiego kościoła. Warski jest bezpardonowym policjantem, który nie zastanawia się długo nad swoimi czynami, ma poczucie misji, często z nagięciem procedur.
W żmudnym śledztwie okazuje się, że sprawa ma drugie dno (polski i obcy wywiad, watykański bank, tajemnicza Niemka Anna). Komisarz orientuje się, że stał się marionetką.
Fabuła jest ciekawa i wciągająca, beztroskie policyjne dialogi, dobra muzyka. A do tego nieco średniowiecznego klimatu, schola gregoriańska, podejrzany organista i inni ludzie kościoła, no i kobiety (nieczęsto widywana na dużym ekranie Małgorzata Foremniak pokazuje, że ma się czym pochwalić).
Przez półtorej godziny zmieniałem podejrzenia co do sprawców trzykrotnie. Film może nie jest arcydziełem, nie ma takich akcji jak w „Aniołach i demonach”, ale dobrze się go ogląda, miejscami jest mroczny i tajemniczy a nieraz wręcz zaskakuje.
Mankamentem jest, że ta intryga nie sięgała gdzieś głębiej, a po tytule filmu spodziewałem się więcej wątków „bożych”.
W trakcie śledztwa nieco lepiej poznajemy trudne tajemnice z przeszłości tak samego komisarza, jak i partnerującej mu Anny. Dzięki temu chociaż trochę odkryłem jakimi pobudkami się kierowali i jakie role przyszło im pełnić.
Wisienką na torcie, a na swój sposób też zabawną puentą, jest ostatnia scena z filmu (na pokładzie samolotu). Przyznam szczerze – nieźle to wymyślono.
Polecam. Jak dla mnie najlepszy polski film jaki widziałem w tym roku. Dam 8 na 10
Michał Wejbert