Towarzyszy nam każdego dnia, często nucimy ją podczas codziennych czynności. Słyszymy ją w radiu, przygrywa w tle filmów, budując ich klimat. Motywuje, dodaje odwagi i budzi emocje – muzyka. Jakich dźwięków słucha nasz rozmówca – wokalista, nauczyciel i edukator muzyki, Paweł Pilichowicz?
„Płock i Muzyka” to cykl, do którego Paweł Pilichowicz pasuje „jak ulał”, a bardziej jak statyw do mikrofonu. Bohater dzisiejszego odcinka to artysta – muzyk od 18 lat związany z chórem POKiS-u Vox Singers, który w 2019 roku zadebiutował na rynku muzycznym płytą „Życia Szczegół”. Prywatnie to szczęśliwy mąż i ojciec. Jest dyrektorem Szkoły Podstawowej im. Orła Białego w Białotarsku, nauczycielem muzyki, aranżerem piosenek ludowych, organizatorem licznych konkursów i koncertów.
Muzyka, jak sam to potwierdza, w życiu Pawła Pilichowicza odgrywa ważną rolę. To jej poświęcił dużą część życia – ostatnio tworząc ją w roli solisty.
– „Życia szczegół” to album, w którym wzięło udział 26 muzyków, co nadało mu niepowtarzalny charakter – przekonuje. – Jestem w trakcie trasy promocyjnej, przygotowaliśmy też trzy wideoklipy. W jednym z nich udział wzięła aktorka i wokalistka, Izabela Trojanowska – wyjaśnia nasz rozmówca.
Płyta solowa Pawła znalazła się w kilku ważnych podsumowaniach muzycznych 2018 roku, a także na tak zwanej „długiej liście” nominacji w trzech kategoriach do najbardziej prestiżowej polskiej nagrody muzycznej – Fryderyk 2018. Nim jednak powstała płyta, były koncerty i podróże muzyczne z chórem Vox Singers.
– Wspomnień muzycznych mam mnóstwo. Od lat podróżuję z chórem Vox Singers po świecie. Muzyka towarzyszy mi podczas najważniejszych chwil w życiu, więc trudno wybrać jakieś konkretne wspomnienie. Jednakże mam ogromny sentyment do piosenki z repertuaru zespołu Dżem „Do kołyski”. Ten utwór wykonywałem wraz z chórem podczas koncertu przyjaźni w Cincinatii, w 2012 roku, podczas Ogólnoświatowej Olimpiady Chóralnej w Stanach Zjednoczonych – wspomina.
Wspomniany koncert był występem dla kilku tysięcy ludzi, w centrum miasta. – Było to niezapomniane przeżycie, które do tej pory wywołuje we mnie dreszcz emocji – przyznaje artysta. – Podobne odczucie związane jest z występem z Grażyną Łobaszewską i wspólnym duetem w piosence „Może za jakiś czas”, czy koncertami z Alicją Majewską i piosenką „Taka jest miłość” – wymienia.
Nasz rozmówca ma olbrzymi zaszczyt tworzyć muzykę, a co za tym idzie, koncertować z nią po różnych częściach kraju, a nawet świata. Obranie takiej drogi życia nie byłoby tak oczywiste dla pana Pawła, gdyby nie dźwięki pewnej znanej piosenki. Mowa o „Bohemian Rapsody” zespołu Queen.
– To utwór wszech-czasów. Mój ulubiony, z całą pewnością – mówi Paweł Pilichowicz. – Pewnie każdy z czytelników ma z tym utworem jakieś wspomnienia. Mnie on urzeka formą, przesłaniem, melodią, tekstem. Tyle już lat minęło od jego wydania, a brzmi nieziemsko – przekonuje.
Dla Pilichowicza muzyka Queen to jedna z jego prywatnych, muzycznych inspiracji. – Ścieżki wokalne nagrywane na analogowej taśmie magnetycznej, artyzm wykonania partii instrumentalnych, trzy całkowicie różniące się części piosenki – rozpływa się, opowiadając o „Bohemian Rapsody” nasz bohater. – Ta kompozycja stała się, moim zdaniem, punktem zwrotnym nie tylko w karierze zespołu Queen, ale i całej muzyki rozrywkowej lat 70. i do teraz jest inspiracją dla wielu wykonawców – dopowiada.
Dobrych wzorców muzycznych nie trzeba jednak szukać za oceanem.
– Cenię charyzmatycznego lidera zespołu Dżem. Lubię muzykę i brzmienie nieżyjącego już 25 lat Ryszarda Riedla. Mam w domu także całą dyskografię zespołu, książki Jana Skaradzińskiego, a także najnowsze dzieło Marcina Sitko pt. „Rysiek Riedel we wspomnieniach” – opowiada.
Zdaniem pana Pawła, Ryszard Riedel to nieoszlifowany wokalny diament. – To był artysta niezwykle prawdziwy, co widać w tekstach, śpiewie i codziennym życiu. Był naturalny i wolny, jak na lata 80. byłego stulecia. Tym imponował – dodał nasz rozmówca.
Wpływ wielkich artystów zagranicznej i polskiej sceny muzycznej oraz bezapelacyjnie talent sprawiły, że Paweł Pilichowicz gra i śpiewa od lat. – Pierwsze szlify pobierałem u wybitnego gostynińskiego muzyka, Gabriela Zielaka, w wieku lat 13 – wraca pamięcią. – Kilka lat spędziłem na akordeonie, następnie na pianinie. To on otworzył przede mną muzyczny świat, który następnie odkrywałem na studiach pod okiem mojego przyjaciela, dyrygenta chóru – Roberta Majewskiego, wtedy wykładowcy akademickiego PWSZ w Płocku – dodaje.
Pomimo tak dużej pasji do muzyki, nasz rozmówca nie określa się mianem melomana. Zapewnia jednak, że muzykę kocha od lat.
– Z dźwiękami obcuję przez wykonywany zawód i z miłości do muzyki. Staram się uczestniczyć w koncertach Płockiej Orkiestry Symfonicznej, fascynuje mnie także Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, a w tym roku wybieram się na „Straszny Dwór” Stanisława Moniuszki do Teatru Wielkiego w Łodzi w ramach roku moniuszkowskiego. Opera romantyczna, patriotyczna, narodowa – to jest to, co bardzo lubię. To jednak za mało, by nazywać się melomanem – precyzuje.
Gust muzyczny naszego bohatera jest zatem bardzo określony. Czego słucha Paweł Pilichowicz w trasie? Pomiędzy koncertami? W przerwie po pracy?
– Bardziej płyt, niż radia – mówi z żalem. – Komercyjne stacje radiowe puszczają przerażająca muzykę. Na szczęście wielu moich przyjaciół, znajomych, nagrywa i wydaje płyty. Jestem lokalnym patriotą i słucham w samochodzie ich twórczości. A jeśli musi być radio? Cóż, moją ulubioną audycją radiową jest „W tonacji trójki”. Wojciech Mann jest niezawodny – zachwala.
Muzyka najlepiej odbierana jest jednak na żywo. Jednym z takich koncertów, na którym Pilichowicz poczuł moc muzyki, był festiwal European Choir Games w Rydze w 2017 r.
– Cudowny był koncert zamknięcia w Arena Riga, gdzie chór Vox Singers był zaproszony do elitarnego grona dwunastu chórów z całego świata, które wówczas zaśpiewały. Uroczystość transmitowała łotewska telewizja na terenie Łotwy, a organizator konkursu poprzez Internet na cały świat – wspomina.
To była wyjątkowa chwila. W Arena Riga zgromadziło się dziesięć tysięcy widzów, którzy oklaskiwali niesamowite wykonanie piosenek. – Ludziom podobały się hity Abby, grupy TOTO i kompozycji jednego z najwybitniejszych współczesnych kompozytorów chóralnych Johna Ruttera – opowiada Paweł Pilichowicz. – Sir John Rutter osobiście dyrygował nami podczas wykonania jego kompozycji „For the Beauty of the End” – dodaje na koniec.