Wielu z nas jeszcze pamięta te czasy, kiedy to Polska, schowana za socjalistycznym „murkiem” reglamentowała swym obywatelom świat, cedziła go przez gęste sito, z tego też powodu rzadko kto mógł go poznać, doświadczyć i zwiedzać. Na szczęście ten stan rzeczy bezpowrotnie minął. Ale… czy na pewno?
[dropcap]Z[/dropcap]a Marylą Rodowicz można teraz zanucić: „Weź podróżny, stary worek i butelki coli dwie…” i, faktycznie, nawet za niezbyt duże pieniądze włóczyć się po naszym globie, ile dusza zapragnie. Europa przez ostatnie niespełna dwadzieścia lat, stanęła dla nas otworem, z czego też skrzętnie skorzystaliśmy.
Coraz więcej wiemy o Anglikach, Niemcach, Chorwatach, Czechach, Słowakach. Znamy ich kulturę i zabytki, atrakcje turystyczne, a nawet często języki. Co więcej, spotykamy się z nimi osobiście, poznajemy ich zwyczaje, mentalność, usposobienie i ich stosunek do nas. Czy jednakże ta nasza eksploracja przebiega w sposób równomierny we wszystkich kierunkach?
Jak się okazuje, przede wszystkim celem naszych turystycznych eskapad jest południe kontynentu, jego szeroko rozumiany zachód i kraje skandynawskie. Zdecydowanie mniej wojaży podejmujemy w kierunku wschodnim. O ile w ostatnich latach przekonaliśmy się do krajów nadbałtyckich i Ukrainy, to dalej Białoruś i Rosja dla większości z nas są „nieodkrytymi lądami”. Biorąc pod uwagę fakt, że sytuacja polityczna na Białorusi nie sprzyja swobodnej turystyce, trudno się temu dziwić.
Tymczasem Rosja, mimo że dalej w ruchu transgranicznym obowiązują wizy, wbrew pozorom nie stwarza aż takich perturbacji. Ale my nadal zasadniczo nie znamy sąsiadów z największego państwa na świecie. Jak się okazuje, tylko 8% Polaków poznało osobiście Rosjan podczas różnego rodzaju kontaktów – zawodowych, naukowych, biznesowych, a czasem po prostu podróży turystycznych.
Jaki jest więc nasz obraz Rosjanina i jak go postrzegamy? Przede wszystkim, patrzymy na naszych sąsiadów z nieufnością. Mamy im za złe całą dwóchsetletnią polską historię. Jak mantrę przypominamy sobie i im okres zaborów, utratę niepodległości i dziewiętnastowieczne powstania. Potem sowiecką nawałę w 1920 roku. Na dodatek II Wojna Światowa i okres powojenny również nie sprzyjały ociepleniu relacji – Katyń i socjalistyczny reżim zrobiły swoje. Znów spiętrzyły się nowe, narodowe i zwykłe, ludzkie krzywdy. I jakby tego jeszcze było mało, najnowsza historia dorzuciła nowy kamień – katastrofę smoleńską.
[pullquote]moje pierwsze kontakty z Rosjanami, a w zasadzie z Rosjanką nastąpiły w szkole podstawowej, kiedy to…[/pullquote]
Nie odbiegając zasadniczo od tematu, moje pierwsze kontakty z Rosjanami, a w zasadzie z Rosjanką nastąpiły w szkole podstawowej, kiedy to podjąłem korespondencję z rudowłosą Moskwiczanką Tamarą w ramach obowiązkowych zajęć pozalekcyjnych, mających na celu szlifowanie „zaprzyjaźnionego” języka obcego. Tamara bardzo się starała, chcąc jak najpełniej przekazać mi swą wiedzę, jednakże wtedy mój umysł i wyobraźnię bardziej rozpalał jej ponętny wizerunek. Sympatycznie powspominać… We wrześniu 2009 roku byłem krótko w Smoleńsku, powłóczyłem się trochę po ulicach, nie kryłem się z tym, kim jestem i ani razu nie odczułem chociażby cienia wrogości ze strony napotkanych Rosjan. I tyleż moich osobistych relacji.
Z pomocą w opisie obrazu współczesnych Rosjan przyszedł kilka tygodni temu telewizyjny program „Hala odlotów” w TVP Kultura. Otóż uczestnicy dyskusji – Maria Przełomiec, Dimitri Strielnikov, Paweł Delong, Evgen Malinowskiv, z racji swych zawodowych kontaktów i obserwacji próbowali zdefiniować, co oba narody łączy, a co dzieli.