Ileż to razy wpadały w nasze ręce pożółkłe, zniszczone zębem czasu fotografie płockich ulic, budynków, ledwo rozpoznawalnych miejsc, które na co dzień mijamy i przecież tak doskonale znamy. Ze zdumieniem przychodziło nam do głowy, że ten świat już bezpowrotnie odszedł, a jednocześnie tyle w nim niepowtarzalnego uroku, czaru. Tyle pokoleń ludzi mieszkało tutaj i na dobrą sprawę pozostał po nich często tylko przypadkowy ślad, zapisany na światłoczułej kliszy…
[dropcap]J[/dropcap]eszcze sto lat temu fotografowanie było zajęciem elitarnym, wymagającym dogłębnego, często kilkuletniego przygotowania i wiedzy, przekazywanej niemalże jak relikwia, a także sprzętu, na który nie każdy mógł sobie pozwolić.
Dzisiaj wszyscy mają jakiś aparat – nieważne, czy jest to lustrzanka, „małpka”, smartfon, cokolwiek… Samo robienie zdjęć przestało być zajęciem wyróżniającym, problem dostępności sprzętu przestał istnieć i wielokrotnie mamy wrażenie, że nie ma obiektu wokół nas, który nie zostałby uwieczniony i to setki razy… Mimo to jest w Płocku wielu takich, którzy szukają w fotografiach drogi swego wyrazu, ciekawego, niebanalnego ujęcia, chcą nadać swej pracy indywidualne piętno i przekazać swe subiektywne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość. To pasjonaci, którzy byli tu od początków narodzin tej sztuki. Powołam się w tym miejscu chociażby na dorobek jednego z wybitnych płocczan, Aleksandra Macieszy – lekarza, antropologa, społecznika, burmistrza i prezydenta miasta, oraz zapalonego fotografa, autora pracy o dziejach fotografii polskiej w latach 1839-1889, a obecnie patrona Płockiego Towarzystwa Fotograficznego, które dopiero co obchodziło swój pięćdziesięcioletni jubileusz istnienia.
Niewiele miast w Polsce może się poszczycić taką historią, dorobkiem i zaangażowaniem w tej dziedzinie. Oprócz wspomnianej wyżej organizacji, w Płocku działa również Płocka Grupa Fotograficzna i wielu innych niezrzeszonych miłośników spoglądania na świat poprzez „szkiełko aparatu”. Jesteśmy naprawdę widoczni na fotograficznej mapie kraju, chociażby poprzez cykliczne imprezy, takie jak Biennale Plakatu Fotograficznego o zasięgu ogólnopolskim, jak i lokalne – coroczny konkurs „Mój Płock”, wystawy „Płockie Kalendarze”, pokazy „Diaporama”, a także imprezy czasowe, jak chociażby lutowy „Foto weekend z Grand Press Photo”, wystawy „Uwaga Kobieta! Uwaga Kobiecość” Lidii Popiel i „W Dialogu” Zdzisława Beksińskiego i Tomasza Gałązki w Płockiej Galerii Sztuki, ekspozycje autorskie płockich fotografików oraz wiele, wiele innych inicjatyw, które można by mnożyć w nieskończoność.
Nie wiadomo, co sprawia – malowniczość miasta i jego niepowtarzalne położenie, ponad wiekowa tradycja czy też edukacyjna rola wspominanych wyżej organizacji i instytucji miejskich – jednakże wola i pasja fotografowania jest w płocczanach przeogromna i trwale zakorzeniona. Udowodnił to chociażby zeszłoroczny „Photo Walk” – swego rodzaju happening, powołany do życia przez światowej sławy fotografa Scotta Kelby’ego, który poprzez Internet namówił swych „współwyznawców” w tysiącach miejsc na całej kuli ziemskiej do wspólnych fotograficznych spacerów tego samego dnia. W październikowe popołudnie przed Teatrem Dramatycznym, ponieważ tu w Płocku było miejsce zbiórki, zebrał się nieprzebrany tłum ludzi i następnie ruszył ulicami miasta.
Wyglądało to, jakby nagle odwiedził nas nie autokar, ale cały samolot z wycieczką Japończyków, uzbrojonych oczywiście w sprzęt fotograficzny. Tymczasem w Berlinie do udziału w tej imprezie zgłosiła się podobno tylko jedna osoba. Tym razem nie tylko jakość, lecz także ilość uczyniła istotną różnicę…