Tylko rodzice wiedzą, ile troski, myśli, starań poświęca się własnym dzieciom. To taki naturalny odruch otaczania ich opieką i zabiegania o harmonijne wprowadzenie w niełatwe przecież realia współczesnego świata. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy podzielając tę oczywistą prawdę, potrafią ją w odpowiedni sposób uszanować.
[dropcap]O[/dropcap]d wielu lat, i to bez względu na rządzącą opcję polityczną, Ministerstwo Edukacji Narodowej funduje nam i naszym dzieciom długofalowe eksperymenty (funduje to za dużo powiedziane, ponieważ najczęściej koszty tych pomysłów spadają na barki gminnych budżetów).
Trudno mi dociec powodów tych wątpliwej proweniencji działań na niwie pedagogiki – czy są to wybujałe ambicje gwiazd edukacyjnego firmamentu, które uważają, że prowadząc nieprzemyślane reformy zbudują własną karierę polityczną, czy też wydumane w zaciszu gabinetów koncepcje i idee, które w ogóle nie posmakowały życia, czy może chęć wpisania się w skład pedagogicznego panteonu, czy też po prostu czysta arogancja władzy, która na wszystkim zna się najlepiej i nie potrzebuje jakichś społecznych konsultacji.
W każdym razie, już kilkanaście lat temu sprokurowano nam reformę systemu oświatowego, po której na mapie naszego kraju pojawiły się gimnazja. Czym to skutkowało? W skrócie – kilkunastoletniej młodzieży w szczycie okresu dojrzewania zapewniono nowe szkoły, a wraz z nimi pełną anonimowość, a często także bezkarność, nauczycielom zaś masę nowych problemów wychowawczych, z którymi wielokrotnie nie potrafili się uporać. W momencie, w którym ciała pedagogiczne po jakimś czasie poznawały swych wychowanków i opanowywały młodzieńczy żywioł, szybko musiały się z nimi pożegnać, bowiem przed naszymi adeptami otwierał się właśnie III stopień edukacji.
Pytam się więc, ki czort wysupłał nam wtedy tego potworka dla naszych dzieci? Kosmici? – Nie! Jacyś bliżej nieznani magowie z Wysokiego Zamku o nazwie MEN, którzy kiedyś pełni buty i zapału, obecnie nie chcą już być ojcami tego „sukcesu”.
Po latach większość pedagogicznych autorytetów nieśmiało, ale jednak przyznaje, że ta reforma była gniotem i wciąż przynosi więcej strat niż korzyści. Pytam się więc, ki czort wysupłał nam wtedy tego potworka dla naszych dzieci? Kosmici? – Nie! Jacyś bliżej nieznani magowie z Wysokiego Zamku o nazwie MEN, którzy kiedyś pełni buty i zapału, obecnie nie chcą już być ojcami tego „sukcesu”. Kiedy gimnazja w obecnym kształcie stały się faktem, nie podlegającym dyskusji, bo człowiek w końcu godzi się z sytuacją, której w pojedynkę zmienić nie może, przeżyliśmy kolejny wzlot edukacyjno-reformatorskiego geniuszu w postaci słynnych mundurków Romana Giertycha. Ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr!
Po latach sytuacja się powtarza, choć dzięki społecznemu sprzeciwowi rodziców zyskuje nowy kontekst…