Od piątku w Spółdzielczym Domu Kultury w Płocku mamy okazję zapoznać się z fotograficznymi dokonaniami Jerzego Wernika – uznanego płockiego fotografa, wieloletniego członka Płockiego Towarzystwa Fotograficznego, laureata wielu prestiżowych konkursów. Wernisaż wystawy pomimo niesprzyjającej aury, a także transmisji meczu piłkarskiego Polska – Gruzja zgromadził niezwykle liczną i oddaną publiczność.
Część przybyłych gości na pewno miała jeszcze w pamięci zeszłoroczną, niezwykle klimatyczną wystawę tego fotografa pt. „Fantazje roślin”, dlatego też pewnie spodziewała się nie mniej ekscytujących, estetycznych doznań. Piątkowy wernisaż uświetnił i wprowadził publiczność w klimat pokaz niezwykle nastrojowych diaporam, stworzonych przez Jana Drzewieckiego, kolejnego topowego fotografa, z wykorzystaniem zdjęć autora wystawy.
Tym razem Jerzy Wernik efekty swych kolejnych, artystycznych poszukiwań ułożył w cykl „Zimowe klimaty”. Oczywiście ta pora roku jest niezwykle „fotogeniczna”, ma swój nieodparty urok, każdy z nas ma przed oczami zapierające dech w piersiach porywające ujęcia zimowych pejzaży. Tymczasem Jerzemu Wernikowi nie o taki, „pocztówkowy” sposób widzenia świata chodzi.
Fotograf za każdym razem udowadnia nam, że wcale nie trzeba szukać dziewiczych ostępów, przedzierać się przez bagna, tajgę, albo uczestniczyć w wyprawie w Himalaje, żeby w bezpretensjonalny sposób pokazać piękno natury, które jest wciąż wokół nas, wprost na wyciągnięcie ręki. Wszystko zależy od naszego sposobu widzenia świata, od naszej indywidualnej wrażliwości i percepcji otaczających nas przyrodniczych, jakże fascynujących detali. Wtedy nawet tak nostalgiczna pora roku, zamiast przygnębienia, może stać się naszą codzienną, małą lub też wielką inspiracją.
Ktoś w tym miejscu mógłby powiedzieć, że taki obraz świata dostrzegają jedynie artyści, tymczasem ja się z tym poglądem nie zgadzam. Wrażliwość na piękno jest w mym przekonaniu umiejętnością, którą można, oczywiście z pewnym wysiłkiem, w sobie „wyćwiczyć”, prawie jak krojenie potraw nożem. Oczywiście indywidualne predyspozycje mogą nam w tym wydatnie pomóc, ale równie łatwo można je zaprzepaścić, skutecznie „odczulić się” na estetyczne doznania.
Jednakże wróćmy do tego, co zaprezentował nam Jerzy Wernik. Jakiż jest ten jego sposób na widzenie świata? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że niezwykle prosty, nieskomplikowany, można powiedzieć – ascetyczny. Po prostu naturalne piękno jest wszędzie – obok przystanku autobusowego, pod supermarketem, w przydomowym ogródku, na pobliskim parkingu. Przyroda wraz ze swym bogactwem form i koloru wdziera się pomiędzy nasze cywilizacyjne udogodnienia, zawłaszcza przestrzeń i na swój sposób ją organizuje. Tu właśnie jest pole do popisu dla naszego fotografa.
Po pierwsze – umiejętnie potrafi dostrzec fascynujący detal i w troskliwy wręcz sposób wyeksponować go kadrem zdjęcia.
Po drugie – nawet genialne ujęcie jest nic nie warte, jeżeli nie dobierze się pożądanych środków wyrazu. W przypadku fotografii są nimi między innymi odpowiednie warunki ekspozycji zdjęcia. Znacie na pewno Państwo to odczucie, gdy sfotografowaliście coś telefonem lub aparatem w trybie automatycznym – gdzieś brakuje szczegółów, w innym miejscu barwy są jakieś nienaturalne… Tymczasem żeby robić lepsze zdjęcia, trzeba poznać możliwości użytkowanego przez siebie aparatu. Jerzy Wernik doskonale wykorzystuje warunki ekspozycji, czyli chociażby zadaną czułość, dobrany czas naświetlenia, ogniskową, i wiele innych zmiennych, ale przede wszystkim własne doświadczenie, poszukując właściwego, niepowtarzalnego koloru, czy też odpowiedniej tonacji barwnej zdjęcia.
I na koniec zachwycające, naturalne bogactwo form i kompozycji, w jakie w każdej chwili przyobleka się natura… Liście na chodniku, źdźbła trawy, pnącze powoju nagle może stać się dla nas zupełnie autonomicznym kosmosem… Tak właśnie patrzy na świat Jerzy Wernik… Dla mnie jest to niewątpliwie niezwykle pasjonujące, autentyczne i inspirujące delektowanie się pięknem otaczającej nas przyrody.