(…)trudno się dziwić, że co bardziej racjonalne rzesze kibicowskie już wiele lat wcześniej poszukały sobie zupełnie nowych dyscyplin słusznie uznając, że piłka nożna przynajmniej na jakiś czas przestała być polskim sportem narodowym. Jak gejzer wybuchły nowe pasje i powody do uwielbienia…
[dropcap]N[/dropcap]ikt z nas chyba nie lubi porażek, zresztą nie ma się co dziwić, ponieważ nic w nich budującego. Wręcz przeciwnie – niepowodzenia wywołują poczucie frustracji i niespełnienia. Tym niemniej, nasze życie obfituje w drobne potknięcia i całkiem spore katastrofy. W ostatnim czasie sytuacja w kraju i w naszych domowych zaciszach zbyt wielkim optymizmem nie napawa, staramy się ją więc „przeczekać” bez większych strat, dotrwać do wiosny, do słoneczka, w nadziei, że w końcu się odmieni i nastąpi ten czas – jeżeli nie hossy, to przynajmniej choćby maleńkiej stabilizacji.
Jest to postępowanie jak najbardziej naturalne. Nasze zdrowie i równowaga psychiczna to przecież nie turecki bęben, w który bez końca, bezkarnie można walić. Trzeba się jakoś ratować. Jednym ze sprawdzonych sposobów na chandrę i ogólne zniechęcenie jest poszukanie sukcesów wokół, chociażby u swoich idoli. Sukces jest zresztą niczym innym, jak pochodną naturalnej skądinąd skłonności do rywalizacji.
Nikt na piłce tak się nie zna jak… kibic
I tu do akcji wkracza sport, jako jedna z dziedzin, w której jesteśmy w miarę obeznani, a nawet możemy czuć się ekspertami. Każdy Polak jest doskonałym lekarzem, majsterkowiczem, kierowcą i selekcjonerem, najlepiej piłki nożnej. Tu niestety pojawia się kłopot – otóż w tej dyscyplinie sportu odnosiliśmy niekwestionowane sukcesy, jednakże kilkadziesiąt lat temu, bowiem ostatnie, znaczące osiągnięcie polscy piłkarze odnieśli na MŚ w Hiszpanii, bagatela w 1982 roku, czyli w zeszłym tysiącleciu.
Przez dekady nie pomogło zaklinanie rzeczywistości, polegające na poszukiwaniach coraz to nowszych trenerów kadry narodowej, nowych piłkarskich „odkryciach” w rodzaju Olisadebe, a nawet „wykupienie” Euro w 2012 roku. Nowy Narodowy jak na złość żadnym sposobem nie dał się zaczarować. Po raz pierwszy w haniebnej roli wystąpił też legendarny dach nad obiektem, zbudowany chyba po to, żeby bezwzględnie przeszkadzać biało-czerwonym w najmniej oczekiwanych momentach. Jak zwykle, pomimo powszechnej, ogólnonarodowej mobilizacji i zapału, byliśmy świadkami jakże pięknej i spektakularnej katastrofy.
Nowi idole nowych dyscyplin
W tej sytuacji trudno się dziwić, że co bardziej racjonalne rzesze kibicowskie już wiele lat wcześniej poszukały sobie zupełnie nowych dyscyplin, słusznie uznając, że piłka nożna przynajmniej na jakiś czas przestała być polskim sportem narodowym. Jak gejzer wybuchły nowe pasje i powody do uwielbienia – „małyszomania” z nowszą wersją w postaci Kamila Stocha, siatkarskie „Złotka”, niezniszczalna i niezmordowana Justyna Kowalczyk, Otylia Jędrzejczak, Agnieszka Radwańska, Robert Kubica, lekkoatleci, kolarze, szczypiorniści… Długo by wymieniać. Znów ludzie malowali twarze w narodowe barwy i podążali za swymi idolami ze skoczni na skocznię i z hali do hali. Znów mogliśmy być dumni, mogliśmy powiedzieć: „Wygraliśmy mecz” lub też „Jesteśmy najlepsi”…
Niewątpliwie każdy sukces naszych reprezentantów może być powodem do tego, by szara rzeczywistość już nie skrzeczała tak przeraźliwie i była nieco znośniejsza. Na pewno osiągnięcia nie powinny przychodzić zbyt łatwo, ponieważ wtedy się ich nie docenia. Mistrzami budowania napięcia i emocji są obecnie piłkarze ręczni. Pewnie na dobranoc oglądają klasyki wielkiego Alfreda Hitchcocka, bowiem chyba tylko oni tak skutecznie potrafią wykreować w ciągu 60 minut meczu „Mission Impossible” i to z happy endem. Chociaż ich „duńska” eskapada nie zakończyła się wielkim sukcesem, może znów porwą za sobą tłumy.
A jednak… piłka nożna
Tym niemniej, zdecydowana część naszych kibicowskich zachowań wymyka się mojemu opisowi zjawiska, bo przecież każdy wie, że przecież w Polsce najpowszechniej kibicuje się… piłce nożnej! Czyżby był to jakiś atawizm, forma samoudręczenia, skłonność do autodestrukcji? Słaba liga, żadnych sukcesów krajowych bądź klubowych, nieliczne dortmundzkie „rodzynki”, a ludzie wciąż wierzą… Wierzą, że się cudownie odmieni. Nic nam nie przeszkadza, że piłkarski świat w szaleńczym tempie nam po prostu „odjechał” i ulokowaliśmy się na z góry upatrzonej 77. pozycji pomiędzy Sierra Leone oraz Trynidadem i Tobago. W końcu dwie siódemki powinny przynieść szczęście…
[pullquote]Nic nam nie przeszkadza, że piłkarski świat w szaleńczym tempie nam po prostu „odjechał” i ulokowaliśmy się na z góry upatrzonej 77. pozycji pomiędzy Sierra Leone oraz Trynidadem i Tobago. W końcu dwie siódemki powinny przynieść szczęście…[/pullquote]
Każdy z Państwa może zupełnie inaczej opisać ten fenomen, tymczasem dla mnie jest to skłonność do myślenia magicznego z domieszką polskiego pojmowania patriotyzmu. Jakże chętnie przecież podejmujemy się zadań beznadziejnych, racjonalnie rzecz ujmując, skazanych na porażkę. Nasze karty historii obfitują w przykłady niesamowitego męstwa i ułańskiej fantazji, które nieraz potrafiły przeciwnika zaskoczyć i niespodziewanie przechylić szalę zwycięstwa – Bitwa o Wiedeń, szarża pod Somosierrą, powstanie Listopadowe i Warszawskie, „Cud nad Wisłą” i wiele innych zdarzeń przez pokolenia utwierdzały nas w przekonaniu, że jesteśmy wybrańcami losu na tej ziemi i że potrafimy irracjonalnie zmieniać rzeczywistość.
Tymczasem patriotyczne kibicowanie nie wymaga od nas szczególnych poświęceń poza może kilkoma straconymi godzinami bezsensownego ślęczenia przed telewizorem w oczekiwaniu na cud. Dla ścisłości, powtarzanie tych samych czynności pomimo faktu, że nie przynoszą one spodziewanych efektów, psycholodzy zwykli nazywać fiksacją zachowania.
Dlatego też na koniec swój wywód podsumuję tylko tak – idoli, jacy by oni nie byli, lepiej sobie dobierać w przemyślany sposób, abyśmy nie znaleźli się w sytuacji pewnego nowobogackiego Rosjanina, który chciał się zapisać do miejscowego biznes klubu. Przed wejściem drogę zastąpił mu ochroniarz.
– A dwupiętrową willę masz?
– Nie.
– Jeździsz mercedesem?
– Nie.
– A złoty łańcuch na szyi masz?
– Nie.
– To nie możesz należeć do naszego klubu.
W tym momencie biznesmen dzwoni do swego ochroniarza:
– Wania, posłuchaj, co masz zrobić. Zwalisz górne piętro naszej willi, od tej pory będziemy mieszkać w dwupiętrowej, sprzedasz Maybacha i kupisz mercedesa. Na koniec spuścisz z uwięzi Azora, łańcuch będzie potrzebny…