– Płock to takie małe, ale urocze miasteczko, a tyle w nim niesamowitych atrakcji – piękny park na skarpie, starówka, super plaża, zoo… Młoda osoba pewnie niezbyt daleko wychynęła poza obręb pola namiotowego, ale mimo pewnych braków posiadanej wiedzy pozytywne wrażenia już pozostaną…
Zatem wbrew pojawiającemu się tu i ówdzie sceptycyzmowi, niewątpliwie zdecydowanie bliżej nam do świata, jak nigdy dotąd. Co więcej, rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że dosyć dawno staliśmy się jego integralną cząstką. Współczesne media przybliżają nas do innych ludzi w niewiarygodnym tempie. Płock stał się takim samym miejscem na Ziemi jak Nowy Orlean czy dorzecze Orinoko – dostępnym dla wszystkich, którzy zapragną tu przyjechać. Wydarzenia kulturalne na miarę Reggaelandu, współpraca z miastami partnerskimi – są zaproszeniem dla Europy, by nie tylko poznawała nasze miejsce, podziwiała nasze dokonania, przyjeżdżała na festiwale, ale także jak najbardziej prozaicznie zostawiała tu swe ciężko zarobione euro – pieniądze.
Czyżbym był niepoprawnym optymistą? Wydaje mi się, że absolutnie nie. Promocji miasta nie przeprowadza się dlatego, że taka właśnie zapanowała moda albo dla zabawy, ona po prostu ma powodować wymierne wpływy do miejskiej kasy tak samo, jak promocja towarów w supermarkecie.
Zapytałem kiedyś, jak się później okazało naiwnie, znajomego Austriaka, kustosza miejscowego muzeum, czy sprzedaż biletów, pamiątek i materiałów promocyjnych przynosi gminie jakieś zyski. W tym momencie mój rozmówca z błyskiem w oku wyciągnął z szuflady wykaz, sporządzony przez władze niewielkiego miasteczka z szacunkowymi wyliczeniami, ile pieniędzy turyści odwiedzający tę placówkę zostawiają w sklepach spożywczych, restauracjach, stacjach benzynowych, miejscowych butikach i hotelach. To niewątpliwie zmieniło mój sposób myślenia na temat promocji regionalnej – w jednym miejscu trzeba pieniądze włożyć, żeby zwielokrotniły zyski z innego źródła. Takie to proste, a jednocześnie genialne…
Zapewne wielu z nas w czasie wojaży po Europie doznawało takiego cudownego wrażenia, że ludzie w obcym kraju okazują się znacznie milsi od nas w kraju, uśmiechnięci, chętnie udzielają pomocy nawet w błahych sprawach i traktują nas bez jakiejkolwiek wrogości. Owszem, oni odrobili już lekcje z ekonomii i chcą, żebyśmy to my zostawiali pieniądze w ich budżetach.
Moja mała uliczna sonda ujawniła, że jeszcze nie wszyscy rozumiemy, jak ważna jest zmiana naszej mentalności, otwarcie się na innych ludzi, akceptacja odmiennych stylów życia lub nawet indywidualnych upodobań. To przecież nic nie kosztuje, a wręcz przynosi wymierne korzyści, zarówno w skali bieżących wpływów finansowych, jak i w skali długoterminowej.
Cóż zatem pozostało po Reggaelandzie? Czy tylko piętrzące się sterty tu i ówdzie śmieci i – zdaniem niektórych – niepotrzebne wydatki miasta? Jestem przekonany, że w pamięci przeważającej części uczestników festiwalu wspaniałe, niezapomniane wrażenia i chęć przyjazdu na tę imprezę za rok, dwa lata i jeszcze wiele, wiele razy… Równie istotne jest także to, abyśmy my, płocczanie, wiedzieli i pamiętali, po co potrzebny nam jest Reggaeland…
Waldemar Robak