Jakie są wspomnienia kulinarne płockiej stylistki? Co jest dla niej najważniejsze w gotowaniu? I jaki strój przypomina jej zupa grzybowa? Dowiecie się tego z dzisiejszego odcinka „Płockiej Kuchni”, w której wystąpiła energetyczna Marta Roman.
Marta nie jest typową miłośniczką mody. Postawiła swoje życie na głowie, żeby móc spełniać pasję, realizować się w tym, co podpowiada jej serce. – Z wykształcenia jestem psychologiem, jednak moją pasją od zawsze była moda i to jej poświęciłam życie zawodowe. Można powiedzieć, że jestem książkowym przykładem osoby, która wybrała pasję zamiast utartej ścieżki kariery – śmieje się stylistka i wizażystka.
– Rok temu postanowiłam otworzyć pierwszy w Płocku multibrandowy concept store „Me Like You”. To przestrzeń, łącząca butik z ubraniami od polskich projektantów z miejscem do wizażu oraz salonem fryzjerskim – tłumaczy. Prywatnie jest żoną i mamą dwójki dzieci. – W moim wypadku powiedzenie „Rób w życiu to, co kochasz, a nigdy nie będziesz musiał pracować” jest w stu procentach prawdziwe – mówi poważnie.
Kulinarne wspomnienia? Babcia, gotująca obiad…
Jakie są kulinarne wspomnienia płockiej stylistki? – Smaki dzieciństwa… Hmm… – zastanawia się Marta przez chwilę. – Gdy zamykam oczy i przypominam sobie dzieciństwo, to widzę siebie siedzącą na kuchennym blacie. Rodzice są w pracy, a babcia przygotowuje obiad. Prosta, tradycyjna polska kuchnia. Kluski ziemniaczane z białym serem i skwarkami, zupa zacierkowa, kapuśniak… – wspomina.
– Kiedyś nie traktowało się kuchni w kategoriach wykwintna czy codzienna, polska lub amerykańska. Jadło się to, co podano, czyli to, co było dostępne w danej chwili. Ale wszystko smakowało niebiańsko, bo miało naturalny, prawdziwy smak: słony, kwaśny, pachniało dymem wędzonego mięsa. I było przygotowane z największą starannością i miłością. Poza tym, jedzenie było prawdziwe, autentyczne. Jabłka nie wyglądały identycznie i pachniały, w zależności od gatunku, malinami albo kwaśnym winem – tłumaczy stylistka.
– Cieszę się, że polska kuchnia jest odkrywana na nowo. Pełna jest przecież i jarzyn i grzybów, ziół, ale i miodu, przypraw korzennych, pieprzu, który jest moją ulubioną przyprawą, grubo mielony. Dodaję go praktycznie do każdej potrawy, nawet kanapek – śmieje się Marta.
Moje smaki wciąż się zmieniają…
Które smaki z lat beztroskiej zabawy wizażystka pamięta najwyraźniej? – Z dzieciństwa najbardziej pamiętam właśnie kluski ziemniaczane z białym serem i skwarkami – mów zdecydowanie. – Do dzisiejszego dnia babcia, która zna moją słabość do tej potrawy, przygotowuje ją specjalnie dla mnie. Kupuje wtedy świeży twaróg, taki domowy, a nie robiony przemysłowo. Do tego skwarki z chudego boczku… – widzimy już tę potrawę oczami wyobraźni.
Kiedy pytamy o aktualne smaki, Marta wyraźnie ma problem z odpowiedzią. – Trudno powiedzieć, czy coś takiego, jak ukształtowany smak we mnie istnieje – mówi po chwili. – Widzę, jak się zmienia. Jak potrawy, które cenię, uważam za dobre, zmieniają się na przestrzeni czasu. Owszem, dom rodzinny jest ważny, ale wydaje mi się, że wpływ na smaki mamy w zasadzie my sami.
– Z pewnością, tak jak w modzie, istnieje klasyka, od której się nie ucieknie. Mała czarna i szpilki to nic innego, jak gorąca aromatyczna grzybowa zimą. To musi zawsze smakować w odpowiednich okolicznościach – opisuje plastycznie.
Właścicielka „Me Like You” podkreśla, że nie ma wyszukanych wymagań. – To, co jest dla mnie najważniejsze w potrawie, to świeże produkty. Nie lubię niczego odgrzewanego, odsmażanego lub z mikrofalówki. Owszem, wymogi życia w biegu zmuszają mnie i do zjedzenia hot-doga, ale jeżeli mam wpływ na wybór posiłku, to świeżość produktu i czas jego przygotowania mają dla mnie znaczenie – zaznacza.
– Mistrzowie sushi, którego jestem fanką, mówią, że inaczej smakuje przy barze, a inaczej stolik dalej. Jest to filozofia bardzo mi bliska. Uwielbiam wszelkiego rodzaju sałaty, kuchnię śródziemnomorską i owoce morza, sery, białe wina – latem musujące. Owoce wybieram sezonowe. Teraz jabłka, gruszki, latem jagody, truskawki, czereśnie. Wyjątkiem są cytrusy, które teraz są najlepsze i kojarzą się z Bożym Narodzeniem – uśmiecha się ciepło.
Wspólne posiłki są ważne
Jak wygląda kulinarny tryb życia stylistki? – Śniadania i kolację jadam w domu, obiad w pospiechu w pracy. Wspólnie, rodzinnie, jemy tylko kolację. Niedziela jest jednak dniem, kiedy celebrujemy rodzinnie posiłki. Przygotowujemy wspólnie śniadanie, włączamy w to dzieci, które nakrywają stół, układają talerze, sztućce. Wykładamy na półmiski wędlinę, sery, sałatę, pomidory, rzodkiewkę. Mąż z synem robi pastę jajeczną. Obok wędlin stawiamy dżem, miód. Parzymy herbatę w imbryku, a nie zalewamy w filiżankach, jak co dzień. Myślę, że jest to ważny, wyjątkowy moment w tygodniu. Widać to szczególnie po naszych dzieciach, jak doceniają ten czas – opowiada Marta.
A kto przygotowuje posiłki w domu państwa Roman? – W zasadzie to lepszym kucharzem jest mój mąż – śmieje się nasza rozmówczyni. – Bardzo lubi eksperymentować ze smakami. Ma też dużą wiedzę na temat pochodzenia potraw i dominujących w danej kuchni składników. Gdy jesteśmy gdzieś za granicą, ja wypatruję tego, co znam, gdy tymczasem on próbuje wszystkiego co dziwne, zachęca mnie do poszukiwania i odkrywania nowych smaków – przyznaje.
Marta jednak również odnajduje się w kuchni. – Moimi popisowymi potrawami są zupy – zdradza. – Uwielbiam je jeść i gotować. Są one szybkie w przygotowaniu, a dodatkowo, pod względem ich różnorodności bijemy wszystkie nacje na głowę. Świetnie wychodzi mi i ten przysłowiowy niedzielny rosół i… pomidorowa. Lubię kwaśne zupy: ogórkową i kapuśniak, ale także słodką zupę z dyni czy wiosenną z młodych warzyw, delikatnie zabieloną śmietaną – uśmiecha się wizażystka.
Na zakończenie, tradycyjnie prosimy o podanie przepisu. – Specjalnie dla czytelników PetroNews podam przepis na śniadanie, które przygotowuje mój mąż, gdy jesteśmy tylko we dwoje – tajemniczo mówi Marta Roman.
[tabs]
[tab title=”Śniadanie surferów”]
Składniki:
– czerstwa chałka
– czekolada z zawartością pow. 70% kakao
– szklanka mleka
– jajko
– masło klarowane
– ananas
– kawa
Przygotowanie:
Chałkę pokroić na grube kromki i naciąć wzdłuż brzegu, tworząc małą kieszonkę (ok. 3 cm). Do nacięcia włożyć kostkę czekolady.
Namoczyć delikatnie w mleku. Obtoczyć w jajku i usmażyć z obu stron na klarowanym maśle, tak, aby czekolada rozpuściła się w środku chałki.
Podawać z plastrami ananasa i czarną, gorzką mocną kawą.
Smacznego![/tab]
[/tabs]