REKLAMA

REKLAMA

Marcin Sochocki: Pan premier przekonał mnie…

REKLAMA

Sobotni poranek upłynął pod znakiem wizyty premiera Donalda Tuska w Płocku. Szum medialny wzbudziły szczególnie odwiedziny u państwa Sochockich na Podolszycach Północ. Rozmawiamy z panem Marcinem, autorem listu do premiera, o kulisach spotkania, poglądach politycznych i odczuciach, związanych z nagłą medialnością.

Na oddźwięk po wizycie premiera nie trzeba było długo czekać. W mediach ogólnopolskich podniosła się wrzawa o „zabiegach PR-owskich”, „ocieplaniu wizerunku” i „spontanicznej” wizycie. – Na pewno było to w pewnym sensie ocieplenie wizerunku premiera, ale dla mnie była to przede wszystkim miła wizyta, niesamowita pamiątka – mówi Marcin Sochocki. – Ktoś tam napisał, że do niego premier nie przyjechał, bo ma nieocieplony blok. To bzdury. Jestem człowiekiem znikąd, o wizycie dowiedziałem się dwa dni wcześniej i w tym sensie była to wizyta jak najbardziej spontaniczna. Wiadomo, że względy bezpieczeństwa wymagają pewnych przygotowań i stąd pan premier nie może sobie przyjechać niezapowiedziany – wyjaśnia.

Przeczytajrównież

Rozmawialiśmy o sporcie

Jak wyglądała rozmowa? – O polityce nie udało się porozmawiać, ale to bardziej wynikało z braku chęci do tej rozmowy. Rozmawialiśmy za to o innych sprawach: o sporcie, o zwierzętach, bo mamy dwa zwierzątka w domu, a pan premier opowiadał o swojej pracy w Płocku w latach 80. Ogólnie panowała ciepła atmosfera – mówi pan Marcin. – Pan premier przekonał mnie jednak samą osobą, nie tylko tym, że przyjechał. W rozmowie okazał się człowiekiem, który wie o co chodzi w polityce, ale i który zna codzienne szare życie. To nie było tak, że ktoś nam zabraniał rozmawiać o polityce, ale tak dobrze nam się rozmawiało o innych sprawach, że o tę politykę za bardzo nie zahaczaliśmy – wyjaśnia.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

– Pan premier przekonał mnie jednak samą osobą, nie tylko tym, że przyjechał. W rozmowie okazał się człowiekiem, który wie o co chodzi w polityce, ale i który zna codzienne szare życie.

A jak do samych odwiedzin doszło? – List do premiera wysłałem w lutym – mówi pan Marcin. – Na drugi dzień otrzymałem odpowiedź, że premier nie planuje w najbliższym czasie wizyty w Płocku – uzupełnia. Co takiego było w liście, co jednak spowodowało przyjazd Donalda Tuska? „Do tej pory głosowałem na Pana oraz na Platformę jako na „mniejsze zło”. Obawiam się, że w kolejnych wyborach będę musiał ponownie zagłosować na Platformę. Bardzo chciałbym porozmawiać z Panem w nadziei na to, że przekona mnie Pan, iż głosowanie na Platformę nie musi być tylko i wyłącznie wyborem mniejszego zła” – napisał Marcin Sochocki. Te słowa poskutkowały nie tylko medialną wizytą. Wywołały również falę krytyki samego płocczanina.

Medialne ataki

„Ale dziwić można się różnym Sochockim i im podobnym, że zwyczajna ekipa oszustów nie spełniająca żadnej ze swych wcześniejszych obietnic i powielająca po wielokroć tak piętnowane błędy poprzedników, dostaje kolejne szanse. Brodaty 34-letni okularnik, wyglądający od biedy na intelektualistę, pisze do Tuska (…). Nie wiem, kto byłby lepszy od premiera Tuska i tych jego „chłopców z ferajny” niewiele odbiegających od tych filmowych, ale bez ich wymiany nigdy się nie dowiemy. Wiemy natomiast, że dostali swoją szansę i zupełnie z niej nie skorzystali, danie im drugiej szansy w tym przypadku było skrajną głupotą, obietnica zaś trzeciej jest totalną nieodpowiedzialnością, której nic nie tłumaczy. Panie Sochocki, pomóż Pan zrozumieć, czym kieruje się współczesny Polak, tak bardzo szkodzący ojczyźnie i rodakom? Czy to strach, czy bardziej nienawiść? Zwykłej głupoty z wrodzonej grzeczności nie zakładam. I czym premier przekonał Pana wczoraj, że znów warto? Kwiatami, Królem Lwem, czy „spontaniczną niespodziewaną wizytą”? A może kolejnymi obietnicami bez pokrycia i bez woli spełnienia? Proszę pamiętać, że ci co wybierają ten porządek, są za niego równie odpowiedzialni, jak ci co go stanowią” – pisze Andrzej 111 na swoim blogu.




– Tak, czytałem różnego rodzaju wypowiedzi na mój temat – przyznaje płocczanin. – Niektóre są nawet w stylu „spasiony Żyd” czy „Arab”. Ale mam świadomość, że Internet jest takim medium, w którym każdy sfrustrowany człowiek może się wypowiedzieć. Nie mogę się tym przejmować, bo tak naprawdę musiałbym zwariować, gdyby przyszło mi czytać wszystkie komentarze, jakie pojawiły się w sieci na mój temat. Większość wypowiedzi w Internecie było negatywnych, ale te, które otrzymałem osobiście od przyjaciół, znajomych czy rodziny są jak najbardziej pozytywne.

Daleko mi do polityki…

Czy pan Marcin przewidział, że stanie się bohaterem ogólnopolskich mediów? – Miałem świadomość, że ktoś o tej wizycie napisze, ale nie wiedziałem, że to rozniesie się aż tak szeroko. Trochę na niekorzyść pana premiera zadziałała tutaj sytuacja na Ukrainie, ale nikt nie mógł tego przewidzieć w momencie planowania wizyty – powiedział pan Sochocki, podzielając tym samym opinię Eryka Mistewicza, dziennikarza i specjalisty ds. marketingu politycznego, który zauważył niekorzystny termin wizyty. Jednocześnie jednak współautor książki „Anatomia władzy” napisał na Twitterze: „Mówicie „pijar dla przedszkolaków”. Tylko że tak najskuteczniej uprawia się dziś politykę. Lud to uwielbia. W ten sposób się wygrywa i rządzi”.

– Mam świadomość, że niedługo kurz opadnie i sprawa przycichnie. Fajnie, że gdzieś tam ktoś o mnie pisze, gdzieś tam pojawi się moje zdjęcie, ale nie o to w tej sprawie chodziło.

O zamieszaniu wokół swojej osoby Marcin Sochocki wypowiada się dość sceptycznie. – Mam świadomość, że niedługo kurz opadnie i sprawa przycichnie. Fajnie, że gdzieś tam ktoś o mnie pisze, gdzieś tam pojawi się moje zdjęcie, ale nie o to w tej sprawie chodziło. Nie planuję też kariery politycznej – śmieje się pan Marcin. – Bardzo trudno będzie komukolwiek mnie do tego przekonać. Po tym jednym moim „wybryku” naczytałem się tylu świństw o sobie, że nie wyobrażam sobie takiego życia. Nade wszystko cenię sobie ciszę i spokój. Daleko mi do angażowania się w politykę – zapewnia.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Komentarze 7

  1. PATRIOTA says:

    PROPAGANDA JAK ZA KOMUNY!!!

  2. Mushasi says:

    W mojej opinii człowiek w porządku. Tzn ten Pan z którym był wywiad ;)
    Co do premiera to nie wypowiadam się. Bywali gorsi.
    ps. @d56fdf05b003faa2cfb535fdab6698b4:disqus z tym 1600 to przegięłaś. Mało kto tyle zarabia „na rękę” a to przecież tylko niecałe 370 Euro. To jakieś 5x za mało aby żyć godnie w Europie.
    Największym problemem są pensje w budżetówce. Wystarczy podnieść nauczycielom i urzędnikom dotych normalnych 8 tyś zł i oni napędzą już gospodarkę. Będą mieli pieniądze które będą mogli wydawać u przedsiębiorców prywatnych a oni bedą mogli płacić swoim ludziom. Zwiększą się obroty to będą większe wpływy z podatków, vatu i obrotów. To proste. Tylko trzeba chcieć.

    • Ks says:

      Mylisz się człowieku, widać filozof z ciebie lub polonista. Podniesienie pensji urzędnikom zupełnie nic nie da. 1) żeby dać 8K dla polonisty, trzeba pożyczyć, Polacy są na dorobku więc niechętnie kupują obligacje, dlatego dług jest zewnętrzny, obsługa długu kosztuje. 2) jeśli urzędnik / polonista dostanie 8K, najnormalniej w świecie to wyda, np na samochód, marne 5% zostanie u Polskiego dealera, reszta w postaci kosztów pracy, zysku, patentów pojedzie za granice, a nam Polakom pozostanie jeno dług.
      Nudzi mnie odpisywanie, na te durne pomysły. Porównywanie się z „zachodem” nie ma sensu. Mówienie jak tak jest dobrze bo ludzie godnie żyją też nie ma sensu. Oni nie żyją ze swojej pracy, ale z przychodów „zewnętrznych”, których w Polsce pracą urzędnika czy przedsiębiorcy nie da się wygenerować. Wystarczy pojąć dlaczego produktywność Polaka stanowi tylko 40% mieszkańców starej EU. Polak gorzej pracuje? Ma przestarzały park maszynowy? Nie na narzędzi? Tylko w pewnym stopniu. W Polsce PKB wytwarza człowiek, za pomocą pracy (fabryki, usługi). W krajach starej EU produktywność generuje kapitał, czyli pieniądze. Jeden człowiek (taki sam urzędnik) w Londyńskim City, generuje milion euro zysku dziennie. Znajdź u w Polsce taki sektor. To samo Islandia, Polacy zachłysnęli się tym dobrobytem wyspy, która z punktu widzenia gospodarki nie istnieje. Co prawda tam domek z kart runął ale schemat jest ten sam. Dobrobytu nie zbuduje się za pomocą reform czy pracy. Norwegia bez zewnętrznych dochodów z ropy byłaby na poziomie Białorusi. Prędzej czy później to i tak wszystko runie. Ale nie ma się co oszukiwać, możemy narzekać na swoje elity, Tusków, Kaczyńskich ale nie ma powodu. Dużo udało się osiągnąć z niczego. Żaden kraj w historii świata nie osiągnął tyle mając tak niewiele w tak krótkim czasie.

    • pm says:

      Jak widac nie nudzi cie. Praca to praca. POzdrawiam.

  3. Karolina says:

    A ja tam zazdroszczę panu Marcinowi :) chętnie spędziłabym przedpołudnie na rozmowie z premierem. Poza tym premier Tusk to właśnie normalny człowiek, nie oderwany od rzeczywistości. Świadczy o tym wiele jego decyzji pro społecznych, jakich nikt przed nim nie podjął – płaca minimalna z 700 do 1600 zł czy zasiłki pielęgnacyjne. Jak premier musi podejmować różne decyzje, ale facet z niego fajny i darzę go dużym szacunkiem. A pana Marcina serdecznie pozdrawiam i gratuluję zdrowego podejścia do polityki i ludzi.

    • Artur says:

      Popieram Cię całkowicie Karolino.

    • Stoper says:

      Znowu PR? Kto podaje „płace minimalną” w brutto? Gdzie dostajesz minimum 1600 zł? No chyba że nie wiesz o tym że pracodawca do tego jeszcze dopłaca więc spokojnie możesz pisać że pracownik to MINIMALNY koszt rzędu 2200 zł … Dla pracodawcy. Pracownik dostanie 1200 i sądzi że pracodawca mu skąpi. Mamy kraj w ciężkiej zapaści i ZROZUM co napiszę: To nie jest wina obecnego premiera. Jego winą jest to że tylko udaje że coś z tym robi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU