W ostatni weekend dotarła do nas informacja o tym, że Wojtek Bógdał został mistrzem Europy. We wtorek wzięliśmy udział w jego przygotowaniach do mistrzostw świata, które już niedługo odbędą się na Węgrzech.
Płocki teren wszystkich miłośników lotnictwa był wczoraj miejscem, na którym trenował mistrz, będący absolwentem Jagiellonki i aktualnym studentem Politechniki Warszawskiej. Idąc tam mieliśmy mieszane uczucia – czy wyzwala on adrenalinę, czy też jest nudny? Widok rozstawionych pylonów i ostateczne dokręcanie śrubek przy sprzęcie wprowadziło nas w profesjonalną atmosferę przygotowań.
Zanim Wojtek odpalił swoją machinę latającą, była okazja do przyjrzenia się silnikowi napędzającemu śmigło. Wiele analogii do silnika motocyklowego sprawiło, że na wszystko patrzyliśmy od razu „jak na swoje”. Mnogość linek, uchwytów i innych tajemniczo wyglądających rzeczy rodziła jednak wiele pytań. – Każdy ustawia sprzęt pod siebie – tłumaczył nam świeżo upieczony mistrz Europy. – Wszelkie kąty, ustawienia i to, jak mój sprzęt wygląda, wynika z moich preferencji, bowiem najważniejsze jest to, żebym w czasie lotu wszystko miał ustawione po swojemu – dodał.
W końcu przyszedł czas na latanie. Dojście do pierwszego pylonu, nawrót z dużą prędkością i ta myśl: – Przecież to drifting, tylko że w powietrzu!
Lot mistrza wygląda naprawdę imponująco. Nie ma mowy o nudzie czy zachowawczości. Stojąc obok pylonu podczas nawrotu paramotolotniarza przychodzi moment, że myślisz: – Zaraz uderzy we mnie! Ale po kilku razach strach przemija. W końcu mamy styczność z mistrzem starego kontynentu, więc trochę zaufania wypadałoby okazać. Zastanawiające, jest co należy zrobić, aby zacząć latać. – Należy przejść kurs – wyjaśnił Wojtek Bógdał. – Jak się uprzesz, to zrobisz go w weekend, jednak do pewnego poziomu latania trzeba dojść samemu i to trwa sporo czasu. Ja, mając zajęcia na godzinę ósmą, potrafię wstać o piątej i iść latać.
Zaangażowanie Wojtka w treningi widać gołym okiem. Po zobaczeniu pokazu jego umiejętności, przyszedł czas, aby na własnej skórze przekonać się czym jest lot na paramotolotni. Przyznajemy – był strach ogromny i emocje. Pierwsza próba startu nie wyszła, ze względu na złośliwość rzeczy martwych. – Może to znak, żebyśmy nie lecieli? – strach mówi za nas. Pilot nie reaguje, może to i lepiej. Druga próba. Lecimy! Moment, w którym koła odrywają się od ziemi trudno porównać z czymkolwiek. Ma to w sobie coś z magii. Miasto z góry wygląda naprawdę imponująco. Nie sposób nie wspomnieć o wiedzy pilotów, bowiem jest ona wszechstronna. Nie tylko szczegóły techniczne lotu i budowa maszyny leży w zakresie ich obowiązkowej wiedzy, ale także zachowania przyrody, zmiany temperatur, ciśnień czy rodzaje wiatrów. To wszystko ma wpływ na bezpieczeństwo, o czym w górze można było się przekonać. Niesamowite uczucie – długo po lądowaniu nie mogliśmy opanować emocji. Zdjęcia tego nie oddadzą, zobaczcie jednak, jak widowiskowy jest to sport.