Podążając śladami wybitnych postaci zapisanych w nazwach płockich ulic, nasz cykl rozpoczęliśmy od polskich władców. Nie sposób zatem pominąć króla, którego ludzie w uznaniu jego zasług okrzyknęli Wielkim…
Po samym Płocku trochę się nasz Kazimierz „nawędrował”. W roku 1935 jego imieniem nazwano część obecnej ulicy Bielskiej, przebiegającą od skrzyżowania z Alejami Kobylińskiego i Jachowicza – w kierunku północnym aż do granic miasta. Już po wojnie nie powrócono do tej nazwy. Dopiero w 1993 roku dotychczasową ulicę Juliana Wieczorka, rozciągającą się od Starego Rynku aż do jaru Brzeźnicy, przemianowano na Kazimierza Wielkiego. Co znamienne, przebiega ona w dużej mierze po trasie wytyczonej przez trakt dobrzyński, który rozpoczynał się tuż za jedną z średniowiecznych bram miejskich, umiejscowioną w okolicy skrzyżowania Kazimierza Wielkiego z ulicą Okrzei.
Oczywiście w tym miejscu powstaje zasadnicze pytanie, czymże akurat ten polski władca zasłużył na honor patronowania jednej z naszych ulic i czy był może naszym krajanem? Ażeby odpowiedzieć na te i inne pytania, musimy się przenieść do początków XIV wieku. W tym czasie Polska mozolnie wychodziła z fazy rozbicia dzielnicowego, a tego trudnego dzieła podjął się Władysław Łokietek. 30 kwietnia 1310 roku urodził mu się trzeci syn. Nadano mu imię Kazimierz po jego dziadku po mieczu – księciu kujawskim.
Jak się niedługo potem okazało, to właśnie najmłodszy książę miał kontynuować zamysł ojca odnośnie stworzenia silnego i zjednoczonego polskiego państwa. W 1312 roku zmarł jego brat Władysław, a Stefan jeszcze wcześniej – w 1306 roku, tak zatem, nieświadom jeszcze niczego, dwuletni Kazimierz stał się jedynym pretendentem do tronu.
Dzieciństwo księcia upłynęło na Wawelu, zapewne pod czujnym okiem wychowawców wybranych przez ojca – Spycymira Leliwity oraz Jarosława Bogorii ze Skotnik. Gdy miał 10 lat, jego siostra Elżbieta została wydana za mąż za króla węgierskiego Karola Roberta i z tego też powodu Kazimierz stał się częstym gościem na tamtejszym dworze. Szybko też wkraczał w świat polityki i arkana sprawowania władzy.
Władysław Łokietek zmarł 2 marca 1333 roku. Polska pilnie potrzebowała kolejnego, silnego władcy. Bez żadnej dyskusji rycerstwo polskie na zjeździe okrzyknęło królem Kazimierza, choć sprzeciwiała się takiemu rozstrzygnięciu wdowa po starym władcy – Jadwiga, utrzymując, że w kraju nie może być dwóch monarchiń. Tym niemniej, 25 kwietnia w Krakowie arcybiskup Janisław koronował parę monarszą – Kazimierza i Annę, tymczasem królowa matka ustąpiła ze sceny politycznej, wstępując do zakonu klarysek w Starym Sączu.
Tymczasem na młodego władcę czekały poważne wyzwania. W skład Królestwa Polskiego wchodziły w tym czasie jedynie Małopolska i Wielkopolska obejmując swym zasięgiem nieco ponad 100 tysięcy km kw. Do tronu zgłaszał swe pretensje król czeski Jan Luksemburski; Kujawy, ziemię dobrzyńską i Pomorze Gdańskie zajęli Krzyżacy, z którymi jedynie zawarto krótkotrwały rozejm. Formalnie Polska znajdowała się w stanie wojny z Czechami, a stosunki z Brandenburgią były wyjątkowo napięte.
Na dodatek księstwa śląskie uznawały zwierzchność Jana Luksemburskiego, a Mazowsze… Mazowsze w tym czasie hołdowało daleko posuniętej niezależności i jakby na dodatek, niechętne nowemu królowi księstwo płockie w ślad za Śląskiem uznało zwierzchność Czech!
Ostatecznie Kazimierzowi udało się unormować stosunki polsko-czeskie; Jan Luksemburski zrzekł się w 1335 roku roszczeń do polskiego tronu, a w 1348 roku zawarto pokój w Namysłowie. Jeszcze w 1343 roku na mocy pokoju w Kaliszu królowi udało się odzyskać od Krzyżaków Kujawy i ziemię dobrzyńską, tymczasowo zrzekając się praw do Pomorza Gdańskiego. W sojuszu z Węgrami przyłączył do Polski dużą część Rusi Halicko-Włodzimierskiej.
Nie mniej osiągnął Kazimierz Wielki w kraju. W polityce wewnętrznej doprowadził do wydania statutów wiślicko-piotrkowskich, dzięki którym nastąpiła kodyfikacja prawa zarówno karnego, jak też i cywilnego. Dużą uwagę poświęcał również król obronności państwa; do walki wykorzystywano machiny oblężnicze – katapulty, tarany i wieże, podstawą wojska była dobrze uzbrojone rycerstwo wchodzące w skład chorągwi; ufortyfikowano 53 zamki i wzniesiono 27 murów obronnych. Oczywiście słynne twierdzenie Jana Długosza: „Zastał Polskę drewnianą, a pozostawił murowaną” jest swego rodzaju apoteozą władcy, bowiem jeszcze przez stulecia wznoszono drewniane budynki, jednakże niewątpliwie dzięki licznym budowlom obronnym, fundowanym przez króla, kraj nie był już tak podatny na ataki wrogów.
Jednakże nie tylko z politycznych i militarnych dokonań nasz Kazimierz zasłynął; wciąż rozpala naszą wyobraźnię jego legendarna skłonność do płci pięknej. Jan Długosz rzecz formułował o wiele dosadniej twierdząc, że „władca był człowiekiem lubieżnym i w stosunku do kobiet nieopanowanym”. Co jest tu prawdą, a co mitem?
Jak wiemy, w średniowieczu sprawy matrymonialne nie mogły czekać, bowiem wielokrotnie wchodziły one w sferę polityki. Tak zatem zaledwie pięcioletni Kazimierz został zaręczony z królewną czeską Juttą, a kiedy zamysł ten nie doszedł do skutku, przyrzeczono mu Annę – córkę Fryderyka Pięknego. Jednakże dopiero w 1325 roku doszło do finalizacji małżeńskich planów; oblubienicą 15-letniego królewicza została Aldona – córka wielkiego księcia litewskiego Giedymina, która została ochrzczona przed ślubem i przyjęła imię Anna. To ona właśnie zasiadła u boku Kazimierza na Wawelu.
W 1330 roku, podczas pobytu przyszłego króla na dworze węgierskim, miało dojść do poważnego incydentu, który nadszarpnął jego reputację. Kazimierz miał wdać się w romans z Klarą, dwórką królowej, a nawet dokonać na niej gwałtu. W odwecie ojciec dziewczyny, Felicjan Zach, miał napaść na parę królewską – Karola Roberta i Elżbietę Łokietkównę, ponieważ jakoby sprzyjali poczynaniom Kazimierza. Zamachowiec został zabity, ranił jednakże królową, odcinając jej cztery palce i ugodził w ramię króla. Po tym zdarzeniu jakiś dworski złośliwiec nazwał Elżbietę „królową – kikutą” i ten przydomek przylgnął do niej do końca życia.
Taki opis wydarzeń na węgierskim dworze pochodzi z niektórych średniowiecznych kronik, jednakże dopiero współcześni badacze poddają w wątpliwość wiarygodność tych relacji. Zamach okazał się zaplanowanym spiskiem, nie mającym nic wspólnego z pobytem Kazimierza w Wyszehradzie, natomiast domniemane, brutalne amory też należy umieścić w sferze nie popartych źródłami domysłów, albo też plotek stworzonych przez Krzyżaków w ramach prowadzenia „czarnego PR-u”, mającego na celu zdeprecjonowanie wizerunku przyszłego, polskiego króla.
Co do historycznych pewników wiadomo, że król był czterokrotnie żonaty, w tym raz w stanie bigamii z Krystyną Rokiczaną. Do tej pory jednakże nasze umysły rozpalają legendy o nieokreślonej bliżej ilości kochanek króla. I tak serce Kazimierza miała skraść Cudka, nałożnicą miała być tajemnicza Sara zamieszkująca na krakowskim Rynku Głównym, jak również legendarna Estera… Żadna z tych opowieści nie znajduje potwierdzenia w źródłach historycznych; okazuje się nawet, że niektóre z nich zostały już wiarygodnie obalone.
Cudkę z Rzochowa uczynił kochanką króla dopiero w 1895 roku historyk Oswald Balcer, ale już dwa lata później jego wywody zostały skutecznie podważone przez innego badacza Stosława Łagunę. Jednakże Bogu ducha winna kobieta pewnie wciąż wierci się w grobie, bowiem niemającą nic wspólnego z faktami bujdę, „odgrzał” nie tak dawno telewizyjny serial „Korona królów”. I tak na nowo i bezsensownie wystawiono na szwank reputację Cudki. Tym niemniej nie ulega wątpliwości, że król Kazimierz miał do małżeńskich obowiązków stosunek wyjątkowo swobodny, a z nieprawego łoża miał dwóch lub trzech synów.
Powróćmy jednakże w tym miejscu do zagadnień kluczowych, bo przecież najbardziej interesuje nas zapewne, co w tym czasie działo się na Mazowszu i oczywiście w naszym Płocku. Otóż w czasie tworzenia się państwa Władysława Łokietka, nasz region wciąż tkwił w stanie rozbicia dzielnicowego i niechętnie przyjmował próby jego włączenia do Królestwa. Można by nawet określić, że pomiędzy Piastami małopolskimi a mazowieckimi istniała męska, szorstka jak papier ścierny, rodowa znajomość.
Próbę podporządkowania Koronie księcia płockiego Wacława podjął w 1327 roku Władysław Łokietek. Jego wyprawa, choć zajął i spalił Płock, zakończyła się fiaskiem, bowiem po stronie Wacława opowiedział się Zakon Krzyżacki oraz król czeski Jan Luksemburski. Tę naukę na długo zapamiętał Kazimierz Wielki, nie próbując przyłączać Mazowsza siłą; niewątpliwie w osiągnięciu szybszego kompromisu stanęły na przeszkodzie dobre relacje Korony z Litwinami, którzy z kolei nader chętnie najeżdżali księstwa położone w dolinie Wisły.
Na dobre książęta mazowieccy opowiedzieli się jako sojusznicy króla w 1343 roku. W 1351 roku zmarł bezpotomnie Bolesław III Płocki; nie zważając na czeskie prawa lenne, Kazimierz Wielki zajął księstwo płockie i ułożył się z książętami mazowieckimi – Siemowitem III i Kazimierzem I Warszawskim, przyjmując od nich hołd lenny. Wspomnieć tu należy, iż rok wcześniej Litwini ponownie przeprowadzili na Mazowsze wielki najazd i zostali powstrzymani dopiero przez wojska koronne, co niewątpliwie skłoniło tutejszych Piastów do weryfikacji dotychczasowych sojuszy. Ten krok szybko przyniósł wymierne korzyści, również dla naszego miasta.
Na wysokim wzgórzu nad Wisłą stał tu od wieków warowny gród, ale coraz to słabiej opierał się wrogim atakom. Dość powiedzieć, że w XIII wieku był najeżdżany i rujnowany co najmniej pięciokrotnie. Mimo, że po przyłączeniu do Królestwa księstwo płockie wciąż formalnie pozostawało lennem czeskim, Kazimierz Wielki nie obawiał się w nasze miasto zainwestować. W dokumencie wystawionym 1 marca 1353 roku, król polecił wznieść mury miejskie, przeznaczając na ten cel ze swego skarbca 400 grzywien groszy polskich rocznie; 100 grzywien zamiast podatku miało płacić miasto.
Wkrótce rozpoczęły się roboty budowlane. Władca przysłał swego majstra, któremu kazał wypłacać 20 grzywien za zbudowanie muru długości jednego pręta bieżącego (4,5 metra). Rocznie powstawało około 115 metrów fortyfikacji. Po szesnastu latach Płock mógł czuć się już bezpieczny; został opasany nowoczesnym na owe czasy murem obronnym grubym na 2 metry i wysokim 9,3 metra; dodatkowo bezpieczeństwo mieszkańców zapewniało 36 wież rozmieszczonych co 35 metrów; wstępu do miasta strzegły bramy Dobrzyńska, Bielska i Wyszogrodzka – umieszczone w basztach. Była to zewnętrzna linia fortyfikacji.
Linia wewnętrzna murów obronnych opasywała Tumskie Wzgórze broniąc dostępu do gotyckiego zamku, który za sprawą Bolesława Pobożnego powstał w 1262 roku. Na jego zrębach około 1360 roku Kazimierz Wielki polecił zbudować nowy zamek królewski. Składał się on z dwóch części – niewielkiego, silnie ufortyfikowanego castellum i zlokalizowanego na dawnym podgrodziu castrum.
Ślady architektoniczne owego castellum możemy dziś odnaleźć w kompleksie zabudowań opactwa pobenedyktyńskiego. Budowla na planie czworokąta z trzech stron – zachodniej, północnej i południowej opasana była murem obronnym. Jej południowy bok stanowiły ówczesne zabudowania klasztorne. Oczywiście w dobrze ufortyfikowanym, średniowiecznym castellum rezydował władca wraz ze swym dworem.
Płock krok po kroku został włączony w strukturę administracyjną i terytorialną Królestwa Polskiego, stając się niezwykle ważnym ośrodkiem o znaczeniu gospodarczym, handlowym i militarnym, zyskując nową siłę, stabilizację i możliwości rozwoju. Nasz król dobroczyńca zmarł 5 listopada 1370 roku w wyniku złamania lewej nogi, do czego doszło w trakcie polowania na jelenie w okolicach zamku w Przedborzu. Z należnymi honorami został pochowany w katedrze wawelskiej.
Tak zatem Kazimierz III dla nas, płocczan, stał się nie tylko wielkim budowniczym naszego miasta, lecz również architektem jego pomyślności i rozwoju; niewątpliwie zatem zapracował i na swój przydomek i na to, abyśmy poświęcili mu ku pamięci choćby nazwę jednej z ulic, rozpoczynającej swój bieg w historycznej, średniowiecznej części grodu na Tumskim Wzgórzu.