Czym Egipcjanie gaszą pożar w gardle? Dlaczego jedzenie z puszki i słoika to produkty zakazane? Kiedy jest odpowiedni czas na rozpieszczanie kulinarne? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań w kolejnym materiale z serii „Płocka Kuchnia”, w którym rozmawiamy z Irkiem Wypychem z Biura Prasowego PKN ORLEN.
Ireneusz Wypych to osoba znana przede wszystkim w środowisku płockich mediów. – Pomagam w zdobywaniu interesujących i ciekawych informacji – opowiada o sobie. – Zawsze staram się pracować, rozmawiać, przebywać i spędzać czas z ludźmi, od których mogę się czegoś nauczyć lub poznać nowe rzeczy czy miejsca. Dlatego większość mojego życia związana była z dziennikarstwem i mediami – dopowiada Irek.
Prywatnie nasz rozmówca jest niezwykle pogodną osobą, która lubi po prostu cieszyć się życiem i dobrą kuchnią.
– Cenię pogodę i pozytywne podejście do życia. Staram się unikać tych, którzy są zawsze nieszczęśliwi lub niezadowoleni, bo to życie jest zbyt krótkie, aby je tracić na maruderów – śmieje się w rozmowie z nami Irek Wypych. – Dużo podróżuję po Polsce i świecie, aby odkrywać i doceniać ich uroki i piękno – zdradza.
W kuchni nie wybrzydzam
Nasz rozmówca lubi cieszyć się życiem, którego nieodłączną częścią jest dobra kuchnia. Nie ma wszak niczego przyjemniejszego, niż doskonałe danie, będące puentą cudownego dnia. Właśnie dlatego Irek nie lubi kulinarnych dróg na skróty.
– Nie jadam i nie przygotowuję dań z torebki czy innej puszki. Nawet jeżeli nie mam czasu w ciągu tygodnia, to gotuję szybkie potrawy, albo składniki czy półprodukty przygotowuję dzień wcześniej – wyjaśnia.
Jak przekonuje, tak przygotowane dania są idealne w chwilach tzw. „niedoczasu”. – Zawsze można je odgrzać, potraktować patelnią, garnkiem, użyć kuchennych czarów i jedzenie gotowe – śmieje się w rozmowie z nami. – W moim życiu jest jednak miejsce także na rozpieszczanie kulinarne – dopowiada.
Ten cudowny czas przychodzi oczywiście po pracy. – Podniebienie rozpieszczam zwykle w weekend – potwierdza Irek Wypych. – To właśnie wtedy na przygotowanie potrawy można poświęcić dużo więcej czasu. W tygodniu jadam sporo zup, które są łatwe w przygotowaniu i przechowywaniu, dania z ryżem czy cieciorką. Generalnie: nie wybrzydzam! – przekonuje.
Katastrofy kulinarne nauczyły mnie gotować
Obecność Ireneusza Wypycha w naszym cyklu nie jest przypadkowa. Z garnkiem i patelnią nasz rozmówca zaprzyjaźnił się bowiem już jakiś czas temu.
– Kucharzem zostałem po skończeniu szkoły podstawowej, kiedy wyjechałem z rodzinnego domu „po nauki” i sam musiałem sobie radzić z posiłkami. Każda katastrofa kulinarna mnie czegoś uczyła i już na studiach w kuchni było „z górki” – – wspomina Ireneusz Wypych.
Zrodzona w taki sposób pasja kulinarna przetrwała. – Teraz gotuję dla czystej przyjemności, zwłaszcza w weekendy, kiedy mogę bawić się gotowaniem i nie towarzyszy temu pośpiech – tłumaczy. – Zwykle impuls do przygotowania konkretnego dnia przychodzi w ostatniej chwili, więc szybkie zakupy i już później same kuchenne przyjemności – mówi.
Talent kulinarny został też na przestrzeni lat rozwinięty. Progres widoczny jest gołym okiem – dosłownie.
– Patelnia kiedyś była wyzwaniem, a naleśniki trzeba było zdejmować z kuchennego sufitu – wspomina z uśmiechem. – Obecnie zamiast ekwilibrystyki cenię możliwości, jakie dają dania przygotowane na patelni – dopowiada.
Lubię wszystko
„W kuchni nie wybrzydzam!” – przekonywał w rozmowie z nami Ireneusz Wypych. Czy zatem nasz rozmówca ma listę znienawidzonych smaków? Jak się okazuje: nie.
– Ja lubię wszystko. Każda potrawa musi być tylko odpowiednia do pory dnia i pory roku, w jakiej jemy posiłek. Przecież gorący rosół w upalne dni nie będzie tak bardzo smakował, jak po zimowym przedobiednim spacerze w mroźnym powietrzu – tłumaczy.
Na codziennym stole naszego bohatera goszczą przede wszystkim dania kuchni polskiej.
– Moja kuchnia jest bogata w tłuszcze. Szczególnie w czasie zimy – oczywiście w rozsądnych ilościach – opowiada. – Wiosną i latem jest lżejsza, z dużą ilością surówek czy warzyw – te zawsze są sparzone, a nie ugotowane. Lubię wiele rzeczy – od bigosu, rosołu aż po kaczkę z jabłkami – wymienia.
Szczególne miejsce w jadłospisie Ireneusza Wypycha zajmują zaś ryby. – To idealna przerwa od ciężkich dań – zapewnia w rozmowie z nami pracownik Biura Prasowego PKN Orlen. – Rybę można przygotować na wiele sposobów. Właściwie mogę je jeść każdego dnia – dodaje.
Nie oznacza to jednak, że nasz rozmówca jada wyłącznie tradycyjne, skomplikowane w przygotowaniu potrawy. – Lubię czasem skosztować czegoś prostszego – tłumaczy. – W Katalonii nauczyłem się w grzankę wyjętą z tostera wetrzeć pół dojrzałego dużego pomidora, tak, aby w ręku została tylko skórka. Grzankę polewamy oliwą, dajemy sól oraz pieprz, i zdrowa, smaczna kanapka gotowa – opowiada Wypych.
Irek jest również osobą, która jest otwarta na nowe smaki. – Szukam ich zawsze w czasie podróży – zdradza w rozmowie z nami. – Lokalsi wiedzą co i dlaczego jedzą, więc po prostu trzeba brać z nich przykład – przekonuje.
Jak Egipcjanie gaszą pożar w gardle?
Podczas częstych podróży, Irek Wypych odwiedza małe, rodzinne restauracje. – Bo tak gotują, jak dla siebie, czyli smacznie i dobrze – argumentuje. – To też oszczędność. W takich knajpkach ceny są zwykle o wiele niższe. Wtedy koniecznie zamówmy dzbanek czy karafkę miejscowego wina i lokalny deser – przyjemność dla podniebienia gwarantowana! – wyjaśnia.
Takie kulinarne podróże także kształcą. Jedną z takich nauk Ireneusz wyniósł z Egiptu. – Zaskoczył mnie sposób, jakim Egipcjanie szybko „gaszą pożar w gardle” po zjedzeniu wyjątkowo pikantnego kąska – opowiada. – Receptą jest kawałek świeżego chleba, który żujemy, wolno przesuwając go po całej jamie ustnej. Chleb zaabsorbuje wszystkie ostre smaki i przyniesie natychmiastową ulgę. Nigdy, ale to nigdy w takiej sytuacji nie pijmy wody czy innego napoju, bo w ten sposób nie „zgasimy pikantnego pożaru”, a tylko damy mu jeszcze więcej paliwa – tłumaczy.
Potrawa, którą Ireneusz Wypych podzielił się z naszymi czytelnikami, z całą pewnością nie jest jednak tak piekielnie pikantna – jest natomiast anielsko pyszna.
Łosoś pieczony Irka Wypycha
Składniki:
- 2 duże kawałki surowego łososia – koniecznie ze skórą
- 4-5 dużych cytryn
- duża ilość świeżej natki z pietruszki
- oliwa (dobrej jakości)
- przyprawy (sól i pieprz świeżo mielony)
- duże opakowanie mrożonego zielonego groszku
- 0,5 kg małych marchewek
- frytki lub małe opiekane ziemniaki
- folia aluminiowa
Przygotowanie:
Rozpoczynając przygotowania, uruchamiany piekarnik i nagrzewamy go do temperatury 200-250 st. C. Płaty łososia myjemy i osuszamy ręcznikiem papierowym. Do wyłożonego folią aluminiową naczynia żaroodpornego (folia musi być długa, abyśmy mogli całe danie „zamknąć” folią w naczyniu) wkładamy kawałki łososia – skórą skierowaną do dnia naczynia. Łososia obficie posypujemy świeżo mieloną solą i pieprzem. Na całej powierzchni łososia kładziemy grubą warstwę grubo posiekanej natki z pietruszki (warstwa wysokości ok. 0,5-1 cm).
Pokrojone na grube plastry cytryny kładziemy na warstwie natki – jeden obok drugiego, aby przykryć całą warstwę natki.
Całość delikatnie, ale obficie polewamy oliwą z oliwek dobrej jakości. Zamykamy folię aluminiową nad daniem, aby ryba mogła uparować się wewnątrz folii.
Wkładamy łososia do rozgrzanego piekarnika i „na małym gazie” pieczemy łosia ok. 30-35 minut. Do podania ryby potrzebny nam będzie zielony groszek i małe marchewki, które gotujemy na małym ogniu, aby były półtwarde. Podczas ostatnich 10-15 minut pieczenia ryby, do piekarnika wstawiamy pojemnik z frytkami lub małymi opiekanymi ziemniakami (jeżeli mamy gotowe i zamrożone).
Jeżeli decydujemy się na świeże frytki lub ziemniaki, przygotowujemy je w nasz ulubiony sposób, po umieszczeniu ryby w piekarniku.
Kiedy łosoś jest już uparowany (miękki) zdejmujemy plastry cytryny oraz warstwę natki i delikatnie szpatułką dzielimy łososia na duże kawałki, które serwujemy na koniecznie rozgrzanych talerzach (można je na dłuższą chwilę włożyć do piekarnika) z frytkami (ziemniakami) oraz zielonym groszkiem i małą marchewką.
Życzymy smacznego!
Pozdrawiam Panie Irku