W sobotnie popołudnie pod pomnikiem marszałka Józefa Piłsudskiego zebrali się harcerze z płockiego Hufca ZHP im. Obrońców Płocka 1920 roku, aby uczcić 96. rocznicę mianowania miasta Płocka kawalerem Krzyża Walecznych.
Cóż tu kryć – dość kameralna uroczystość ściągnęła nasze druhny i druhów pod pomnik Marszałka – od tych najmłodszych wiekiem, po tych wciąż młodych duchem, bo i okoliczność była ze wszech miar wyjątkowa, warta uhonorowania i naszej pamięci. Ze strony Urzędu Miasta w uroczystości wziął udział Marek Bębenista – Dyrektor Wydziału Edukacji i Kultury.
Patroni naszego hufca wykazali się wyjątkowym męstwem i poświęceniem w czasie obrony miasta w dniach 18/19 sierpnia 1920 roku. Na barykadach stanęli niemal wszyscy mieszkańcy Płocka – ziemianie, urzędnicy, robotnicy i rzemieślnicy, uczniowie gimnazjów i ich nauczyciele, księża i alumni seminarium duchownego, a nawet kobiety i dzieci. W tych chwilach nie zabrakło również harcerzy, którzy odznaczyli się niespotykanym heroizmem. Wielu z nich za swą postawę zapłaciło najwyższą cenę. Bohaterską śmiercią poległ czternastoletni Antolek Gradowski, który dostarczał żołnierzom jedzenie, broń i amunicję. 18 sierpnia zginął zasieczony szablami w okopach nieopodal „Stanisławówki”.
Jeszcze inny harcerz – piętnastoletni Stefan Zawidzki zginął zakłuty bagnetami na ulicy Kościuszki, ostrzeliwując aż do ostatniego naboju z jednej z bram okrążających go bolszewików. Nie sposób również pominąć niezwykłego heroizmu, jakim wsławił się czternastoletni Józef Kaczmarski. Pełniąc służbę łącznikową i przenosząc amunicję został ciężko ranny w walkach pod Trzepowem, otrzymując dwie rany postrzałowe w klatkę piersiową i twarz, i dwie cięte – przez głowę i usta. Bolszewicy dobijali rannych obrońców Płocka bagnetami. Kiedy leżał nieprzytomny na pobojowisku, do chłopca podeszło dwóch sowieckich żołnierzy, doceniając jednakże jego niesamowite męstwo, jeden z nich go opatrzył. Dzięki temu, wraz z innymi rannymi, Józef Kaczmarski trafił do szpitala w Sierpcu.
Płoccy harcerze kultywują również pamięć o jedenastoletnim Tadeuszu Jeziorowskim. Chłopiec pod gradem kul, przemykając pomiędzy barykadami, dostarczał obrońcom amunicję, a 19 sierpnia 1920 roku, nie bacząc na zbliżających się bolszewików, zdobył karabin maszynowy wroga, oddając go w ręce polskich żołnierzy.
Płockich harcerzy, bohaterów tamtych czasów było znacznie więcej, wielu z nich zginęło bezimiennie, jednakże dla nich wszystkich obrona ojczyzny była bezapelacyjnym obowiązkiem, dlatego też gremialnie uczestniczyli w walkach i pełnili służbę jako wartownicy, gońcy, łącznicy, pisarze kancelarii, czy też sanitariusze.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że sobotnia uroczystość odbyła się w miejscu nieprzypadkowym. Obecny Plac Obrońców Warszawy to ówczesny Plac Floriański, na którym 10 kwietnia 1921 roku Marszałek Józef Piłsudski rozkazem nr L1647 odznaczył Płock Krzyżem Walecznych, a tego honoru dostąpiło po wojnie polsko-bolszewickiej tylko jeszcze jedno miasto – był nim Lwów… Wyróżnieni zostali także bohaterscy harcerze: z rąk Naczelnika Państwa Krzyże Walecznych otrzymali Józef Kaczmarski i Tadeusz Jeziorowski, notabene najmłodszy w historii Polski kawaler tego odznaczenia, a także pośmiertnie Stefan Zawidzki i Antolek Gradowski.
„Za zachowanie męstwa i siły woli w ciężkich i nadzwyczajnych okolicznościach, w jakich znalazło się miasto, za męstwo i waleczność” – tymi słowami Marszałek Józef Piłsudski 96 lat temu oddał hołd Płockowi i jego bohaterskiej załodze.
Ogółem w sierpniowej bitwie zginęło od 200 do 300 mieszkańców miasta, od 300 do 400 było rannych i 300 do 350 dostało się do niewoli, z czego większość została później rozstrzelana. Była to niezwykle tragiczna, a jednocześnie chwalebna karta w dziejach miasta, warta najwyższego szacunku i kultywowania pamięci o niezłomnych, płockich bohaterach, tak jak to właśnie uczynili w sobotnie popołudnie nasi harcerze, wspierani przez, niestety, nieliczną grupkę, najczęściej przypadkowych widzów tego wydarzenia. Dlaczego tak się stało? Niewątpliwie przyczynił się do tego kompletny brak informacji o planowanej uroczystości w miejskich publikatorach – a szkoda, ponieważ takich lekcji naszej historii nigdy za wiele.