Od wczesnych godzin porannych 11 listopada na płockiej Starówce trudno było spotkać kogoś, kto nie miał biało-czerwonej przypinki. Mnóstwo osób nosiło także małe flagi w naszych narodowych barwach. A że pogoda wyjątkowo dopisała, jak na tę porę roku, to z minuty na minutę przybywało płocczan, świętujących 96. rocznicę odzyskania niepodległości przez nasz kraj.
Kilka minut po godz. 9 przedstawiciele władz miasta, płoccy kombatanci oraz związkowcy oddali hołd marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, składając wieńce przy pomniku tego wielkiego patrioty. Następnie korowód z kwiatami ruszył w stronę pomnika Władysława Broniewskiego, aby poecie również oddać należną mu cześć. Stąd też uczestnicy przemaszerowali do Katedry na mszę świętą, którą koncelebrował biskup płocki, Piotr Libera. Ksiądz biskup rozpoczął ją od „Hymnu do miłości Ojczyzny”, autorstwa również biskupa, Ignacego Krasickiego. W skupieniu i ciszy licznie zgromadzeni w bazylice słuchali słów ks. biskupa o historii naszego kraju, patriotyzmie i wolności, za którą wielu Polaków oddało życie. – Tamtej dumy z polskości, ducha służby i skromności chcą Polacy od dzisiejszych elit władzy – mówił w swojej homilii.
A tymczasem na Starówce znani płocczanie przyłączali się do gotowania rosołu z gęsiny. Właściwie każdy, kto przyszedł na Stary Rynek, mógł spróbować swoich sił w przyrządzaniu zupy. W czterech ogromnych kotłach znalazło się 50 kg mięsa z gęsi oraz mnóstwo warzyw, które trzeba było obrać. Było co robić, ale i chętnych do pracy nie brakowało. Każdy otrzymywał odpowiedni fartuch kucharski i… przyczyniał się do tego, aby około godziny 12 gorąca zupa czekała na płocczan. Dzieci miały z kolei zabawę przy lepieniu pierogów – w tym samym czasie były zorganizowane, właśnie z myślą o najmłodszych, warsztaty kulinarne.
W kolorowym korowodzie z Katedry, około godziny 11, uczestnicy mszy świętej ruszyli w stronę odwachu, gdzie już zgromadziło się mnóstwo płocczan i nie tylko. – My przyjechaliśmy z Proboszczewic, aby też złożyć kwiaty. Pogoda jest piękna i wiadomo, że w Płocku będzie się coś działo, nie żałuję, bo sporo ludzi tu jest i spotkaliśmy kilku znajomych, a teraz idziemy pospacerować – mówiła nam młoda kobieta z dzieckiem na ręku i kilkoma kwiatami w dłoni.
Tymczasem przy Grobie Nieznanego Żołnierza rozpoczął się od odegrania Hymnu Narodowego uroczysty apel. Krótko zabrał głos prezydent Płocka, Andrzej Nowakowski, który przypomniał o drodze Polaków do wolności, poprzez powstanie listopadowe, styczniowe i I Wojnę Światową. Nawiązał także w swoim przemówieniu do czasów, kiedy w Polsce upadł komunizm, wspomniał Tadeusza Mazowieckiego, pierwszego niekomunistycznego premiera Polski, a zarazem płocczanina. – Wolność nigdy nie była nam dana, zawsze musieliśmy ją wywalczyć, wyszarpana daniną krwi ludzi kochających swoją ojczyznę – mówił prezydent. – Teraz to od nas zależy jak wypełnimy ten testament i w jaki sposób wykorzystamy wolność. Nauką, pracą, służbą dla kraju – zakończył.
Delegacje kombatantów, parlamentarzystów, władz samorządowych, partii politycznych oraz organizacji społecznych złożyły kwiaty przy płycie Grobu Nieznanego Żołnierza. No i nie mogło zabraknąć efektownej salwy honorowej, która swoim hukiem niosła daleko wieść o obchodzonym święcie. Oficjalna część obchodów, tym głośnym akcentem została zakończona. Część płocczan ruszyła na Starówkę, część na spacer po płockich Tumach, a jeszcze inni na polityczną grochówkę, którą serwowano nieopodal Katedry. Tam też spotkaliśmy grupę rowerzystów. – Oj, pyszna grochóweczka na rozgrzewkę przed wyjazdem do Sannik. Bo przyjechaliśmy złożyć kwiaty przy grobie i dobrze, że jest co pojeść, bo chcemy jak najdłużej korzystać z takiej pogody i posilimy się przed podróżą – tłumaczyła nam pani Basia, zajadając gorącą zupę.
Na Starówce w tym czasie zaczęło się konsumowanie rosołu z gęsiny, a także zjawił się sam… Józef Piłsudski. Oczywiście był to aktor, który zagrał rolę marszałka, w towarzystwie Marceliny Rościszewskiej – w tę rolę wcieliła się Joanna Banasiak, dyrektor Książnicy Płockiej. Nie zabrakło też części artystycznej, którą uświetnił występ Płockiej Orkiestry Symfonicznej, solistów z zespołu „Wisła” oraz występ „Dzieci Płocka”.
Znalazło się też bardzo dużo chętnych do zwiedzania Małachowianki. Kolejka była tak długa, że praktycznie od ulicy Piekarskiej aż po całą ulicę Małachowskiego, na chodniku nie było miejsca. Do późnych godzin wieczornych spacerowali płocczanie po Starym Mieście, korzystając z uroków jesieni. A kafejki na Starówce wypełniły się po brzegi, gdzie głównie rozmawiano o zbliżających się wyborach. Wieczorem natomiast część z nich wysłuchała koncertu „My, pierwsza brygada” z udziałem Damiana Aleksandra, Edyty Krzemień i Łukasza Talika, który odbył się w sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej.
Okazało się, że w Płocku nie brakuje osób, którzy kochają naszą ojczyznę. Sala koncertowa Państwowej Szkoły Muzycznej była wypełniona po brzegi. W sali koncertowej POS zabrzmiały dobrze znane dla większości Polaków utwory. A że historia Polski jest dość burzliwa, a Polacy byli znani z tego, że szli do boju ze śpiewem na ustach, więc i repertuar był bardzo bogaty. Usłyszeliśmy utwory, które powstały, gdy nasz kraj był podzielony między trzy mocarstwa, czyli sięgające swoją historią do czasów rozbiorów. Były też melodie, które znamy z filmów takich jak „Jak rozpętałem II wojnę światową” czy „Polskie Drogi”. A brzmienie fortepianu, na którym po mistrzowsku zagrał Michał Zawadzki, podkreśliło dramaturgię utworu. I wiele osób ocierało łzy…
Płoccy melomani usłyszeli także typowo żołnierskie przeboje, jak „Dziś do ciebie przyjść nie mogę”, „Wojenko, wojenko”, „Przybyli ułani”, „Serce w plecaku”, „Warszawiankę” czy już z tych dużo „młodszych” utworów: „Gdy piosenka szła do wojska” albo „Żeby Polska była Polską”, która pochodzi z repertuaru Jana Pietrzaka.
Utwory rewelacyjnie zaśpiewali: Edyta Krzemień, Damian Aleksander oraz Łukasz Tolik, który po raz pierwszy był gościem w naszym mieście. Płocką Orkiestrę Symfoniczną poprowadził Sławomir Chrzanowski, który nie tylko dyrygował muzykami, ale również dobrał repertuar, a także przedstawiał krótko historię każdego utworu, co idealnie uzupełniło koncert.