– Chciałam ten post skierować do wszystkich, którzy mieszkają w Płocku lub (nie daj Boże!) planują tu zamieszkać. Ci, którzy jeszcze tu nie przyjechali – nie róbcie tego, a Ci, którzy jeszcze niestety tu są – uciekajcie – napisała nasza czytelniczka, której list prezentujemy poniżej w całości.
Chciałam ten post skierować do wszystkich, którzy mieszkają w Płocku lub (nie daj Boże!) planują tu zamieszkać. Ci, którzy jeszcze tu nie przyjechali – nie róbcie tego, a Ci, którzy jeszcze niestety tu są – uciekajcie.
Fakt, jestem młodą osobą, 22 lata to w końcu nie aż tak wiele. Jednak od zawsze starałam się ukierunkować swoje życie tak, aby w jak najmłodszym wieku mieć poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Coś, czego nie miałam w życiu nigdy, bo od dziecka było ciężko. Dysfunkcyjna rodzina, dom dziecka. Mimo wszystko skończyłam liceum, zdałam maturę, ba, nawet studiowałam.
Studia, które okazały się jednym wielkim rozczarowaniem, na szczęście w porę przerwałam, pewnie kiedyś jakieś skończę. Niestety, sytuacja finansowa i fakt, że wychowuje dziecko sama sprawiły, że podjęłam decyzję o pójściu do pracy, aby zebrać sobie doświadczenie. W końcu częściej pracodawcy patrzą na staż pracy, niż na wykształcenie. Naprawdę chciałam – zresztą do tej pory chcę – pracować.
Nie da się. Tu nawet nie chodzi o to, że nie ma gdzie pracować. Tu nie ma jak znaleźć pracy. Jedyne ogłoszenia, jakie widzę szukając czegokolwiek, to oferty skierowane do monterów czy spawaczy, ewentualnie stanowiska z KILKULETNIM (!!!) doświadczeniem.
Okej, przyjmijmy, że ktoś „jak chce pracować, to znajdzie pracę”. Pewnie. Za 1650 zł, do tego na zlecenie. No, ewentualnie ciepła posadka w biurze, w charakterze asystentki. Około 3500 zł netto, tylko, że musisz sypiać z szefem. Nie żartuję. Tak, mówią o tym otwarcie. Umowa o pracę w zamian za to, że wejdziesz pod biurko kiedy tylko – pożal się Boże – szef Cię o to poprosi.
Żeby nie być gołosłownym: od 1 sierpnia codziennie wysyłałam CV, dodałam ogłoszenie na wszelkich możliwych grupach, na plocmanie, pytałam znajomych. Do końca sierpnia dostałam 1 (słownie: jedną!) ofertę pracy i kilkanaście ofert układów sponsorowanych. Niektórzy byli tak natarczywi, że wydzwaniali po kilka razy, lub wysyłali puste sms-y.
Żeby było śmieszniej, wystawiłam także ogłoszenie (oczywiście z fałszywego maila, z fałszywymi danymi), że szukam sponsora. Tych za to było od groma, około 40 jednego dnia.
I tu mam pytanie: jak wyobrażacie sobie życie młodych ludzi? Tym właśnie teraz stoi rynek pracy? Potrzeba jedynie prostytutek? Jak możecie dziwić się, że młodzi wola iść na studia i udawać, że się uczą tylko dlatego, że wiedzą, że się nie utrzymają? Jak mamy żyć za 1650 zł, gdy najtańsza kawalerka w Płocku, w dzielnicy, która słynie ogromnie złą sławą, kosztuje w granicach 1000 zł?
Do wszystkich moich przyjaciół, nieprzyjaciół i wrogów – uciekajcie uciekajcie, bo umrzecie z głodu. No, chyba, że będziecie klękać przed szefem.
Czytelniczka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji)
Co sądzicie o liście naszej czytelniczki? Zgadzacie się z jej opinią, czy wręcz przeciwnie? Czekamy na Wasze komentarze.



