13 czerwca 1861 roku z nurtów Wisły wyłowiono pod Płockiem zwłoki mężczyzny; sytuacja w mieście była napięta do tego stopnia, iż powszechnie uznano go za jedną z ofiar krwawych zajść w Warszawie w dniu 8 kwietnia. Jego pogrzeb na zabytkowym cmentarzu przerodził się w patriotyczną manifestację…
Tych czasów już nikt osobiście nie pamięta, przetrwały jedynie materialne dowody historyczne, archiwalia, wspomnienia spisane na papierze, jak również i te przekazywane z pokolenia na pokolenie uczestników biorących udział w tym spektakularnym zrywie niepodległościowym.
W nocy z 22 na 23 stycznia 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe. Ponad półtora wieku temu Polacy, wciąż pamiętając klęskę listopadowej insurekcji, jednak powtórnie poderwali się do walki o wolną, niezawisłą Polskę, bo rosyjskie jarzmo uwierało jak nigdy dotąd, było wprost nie do zniesienia.
Niepokoje rozpoczęły się już w czerwcu 1860 roku w Warszawie; pogrzeb wdowy po generale Sowińskim – legendarnym obrońcy barykad na warszawskiej Woli stał się pretekstem do narodowej manifestacji. W lutym następnego roku tłumnie obchodzono 30 rocznicę bitwy pod Grochowem. Zebranych na placu Zamkowym w stolicy demonstrantów brutalnie zaatakowali Kozacy, w wyniku czego zginęło 5 osób. Ich pogrzeb stał się kolejną sposobnością do masowych wystąpień przeciwko carskiej władzy. W kraju ogłoszono żałobę narodową, a ruch niepodległościowy już w marcu przeniósł się na prowincję.
Szczególnie aktywnie, mimo licznych represji, włączyli się do patriotycznych protestów mieszkańcy Płocka wraz z całym powiatem. Już na początku marca w kościołach powszechnie śpiewano zakazane pieśni; w katedrze, farze, kościele reformackim wciąż rozbrzmiewał hymn „Boże, coś Polskę…”, który paradoksalnie powstał na cześć cara Aleksandra I, by po kilkudziesięciu latach stać się pieśnią konspiracyjną ruchu niepodległościowego. Nic nie wskórały absurdalne, carskie zakazy, nękanie i aresztowania organistów, by nie intonowali podczas nabożeństw patriotycznych hymnów, nie pomogły również restrykcje w sprawie przywdziewania przez płockich gimnazjalistów żałobnych ubiorów; bunt przeciwko znienawidzonemu zaborcy narastał z dnia na dzień.
W kwietniu w kaplicy „Małachowianki” nieznany sprawca zniszczył marmurową tablicę poświęconą wychowankowi tej szkoły, kapitanowi carskiej armii – Alfredowi Brochockiemu, który zmarł z ran odniesionych w czasie wojny krymskiej.
13 czerwca 1861 roku z nurtów Wisły wyłowiono pod Płockiem zwłoki mężczyzny; sytuacja w mieście była napięta do tego stopnia, iż powszechnie uznano go za jedną z ofiar krwawych zajść w Warszawie w dniu 8 kwietnia. Jego pogrzeb na zabytkowym cmentarzu przerodził się w patriotyczną manifestację, następnego dnia odbyła się procesja z kościoła OO. Reformatów, czasie której przyniesiono i ustawiono na grobie okazały, drewniany krzyż, a ludzie śpiewając nabożne pieśni zbierali się tu jeszcze przez wiele dni.
W końcu czerwca zaburzenia w mieście wywołał sam pełniący obowiązki naczelnika Guberni Płockiej generał major Rożnow, wzywając do siebie na przesłuchanie organistę Janickiego, który akompaniował w kościele farnym zakazane pieśni. Płocczanie zebrani na nieszporach nie wiedząc, czy nie zostanie on aresztowany, tłumnie odprowadzili go przed dom carskiego urzędnika. Ten wezwał ludzi, aby się rozeszli, ci jednakże w części powrócili do Fary śpiewając „Boże coś Polskę…”, inni zaś zebrali się na Starym Rynku i gdy pojawił się inspektor policji Janczykowski, tłum na niego natarł, rzucano w jego kierunku obelgami i powybijano szyby w oknach jego domu. Ludzie rozeszli się dopiero wtedy, gdy na miejsce manifestacji skierowano oddział carskiego wojska. Po tych zajściach wśród ludności nastąpiły aresztowania, wielu uczestników tego wydarzenia został uwięzionych w twierdzy modlińskiej.
Władze carskie nie panując już nad sytuacją, wprowadziły 13 października stan wojenny, a kilka dni później aresztowano około 50 najbardziej aktywnych uczestników płockich manifestacji, których potem dla przykładu wysmagano rózgami, nie oszczędzając nawet kobiet. Te dotkliwe represje nie zapobiegły jednakże wydarzeniom, które z dnia na dzień stawały się nieuchronne.
W latach 1861-62 na terenach zachodniego Mazowsza tworzyły się tajne związki, w tym również płocka konspiracyjna organizacja powstańcza. W zamierzeniach Centralnego Komitetu Narodowego Płockowi wyznaczono niezwykle ważną rolę zakładając, iż po wyparciu z miasta wojsk carskich tu właśnie ujawni się Rząd Narodowy, a nasze miasto stanie się główną bazą administracyjną i strategiczną – powstańczą stolicą. Na początku 1863 roku bieg wypadków przyspieszyła wieść o planowanej brance, czyli przymusowym wcielaniu mężczyzn do carskiego wojska.
Funkcję naczelnika wojennego województwa płockiego powierzono płk Konradowi Błaszczyńskiemu ps. Bończa, który w dniu 21 stycznia omówił plan zdobycia miasta z naczelnikami wojennymi powiatów i dowódcami oddziałów podczas narady w Raciążu. Zdecydowano, że siły powstańcze przypuszczą jednocześnie szturm na wyznaczone cele: odwach (wartę główną), ratusz miejski, koszary piechoty i koszary wojsk kozackich znajdujące się w tzw. „Czarnym Dworze”. Dowództwo nad siłami powstańczymi z regionu przejął sam płk Błaszczyński, który miał atakować miasto od zewnątrz, tymczasem Wojciech Zegrzda – naczelnik miejskiej organizacji narodowej miał przypuścić atak na odwach i koszary rosyjskie.
Mężczyźni z naszego miasta zagrożeni branką schronili się zasilając oddziały partyzanckie w lasach gostynińskich i okolicach Drobina. Do uciekinierów 20 stycznia dołączyli również gimnazjaliści z „Małachowianki” nazywani „Dziećmi płockimi” gromadząc się w pobliżu Ciółkowa koło Staroźreb, gdzie mieli połączyć się z „Dziećmi warszawskimi”.
Rankiem 22 stycznia oddział „Małachowiaków” został dostrzeżony pod Ciółkowem przez Rosjan; doszło do starcia, w którym uczniowie wycofując się ostrzeliwali wroga z czterech dubeltówek. Wkrótce do bitwy włączył się oddział „Dzieci warszawskich” pod dowództwem majora Aleksandra Rogalińskiego. Rosjanie w przekonaniu, że powstańcy chcą się poddać podeszli zbyt blisko i w krótkiej bitwie ponieśli ciężkie straty. Na wrogu zdobyto 40 karabinów. Niestety ciężko ranny został mjr Rogaliński.
Oddział partyzancki, który według planu płk Błaszczyńskiego miał wspierać atak na rosyjskie koszary piechoty, pozbawiony swego dowódcy, został kilka godzin później zdziesiątkowany przez wojsko rosyjskie, dlatego też nie dotarł na wyznaczone miejsce ataku.
Pamiętnej nocy 22/23 stycznia w Płocku deszcz lał jak z cebra, na ulicach panowały koszmarne ciemności. O godzinie pierwszej w nocy rozległy się kościelne dzwony wzywając mieszkańców do powstania. Przemykając się pomiędzy wojskowymi patrolami, spiskowcy przecięli kable telegraficzne łączące nasze miasto z Warszawą.
Na ulicach zaroiło się od uzbrojonych ludzi. Patrole rosyjskie przystąpiły do aresztowań. Do miasta nadciągały oddziały powstańcze z całego regionu, siły złożone ze szlachty z Siecienia, Bądkowa Kościelnego, Brudzenia ruszyły w kierunku Płocka atakując od strony Winiar, jednakże szybko okazało się że zostały one otoczone przez wojska rosyjskie. Decydująca bitwa rozegrała się pod Sikorzem, gdzie powstańcy ponieśli klęskę.
Tej nocy inna grupa konspiratorów złożona w dużej mierze z robotników papierni podążała z Soczewki by wesprzeć płockich powstańców, niestety okazało się, że nie mogą przeprawić się przez Wisłę, gdyż most na rzece został już częściowo rozebrany.
W samym mieście oddział Wojciecha Zegrzdy złożony w dużej mierze z kleryków seminarium przystąpił do ataku na odwach na Placu Kanonicznym. Doszło do pierwszej wymiany ognia. Sołdaci w nieprzeniknionych ciemnościach ostrzeliwali na oślep gromadzących się na placu spiskowców. Na odgłos salw, na plac wjechał na białym koniu płk Konrad Błaszczyński, by osobiście pokierować szturmem, jednakże szybko okazało się, że źle uzbrojone i słabo wyszkolone siły partyzanckie nie są w stanie przełamać oporu regularnego wojska, ich działania były nieskoordynowane i chaotyczne. Spiskowcy poczęli się w rozproszeniu wycofywać. Nie powiódł się również atak na koszary rosyjskiej piechoty oraz Czarny Dwór. Na skutek ciężkiego ostrzału karabinowego oddziały powstańcze zostały zmuszone do odwrotu.
Jeszcze przed świtem rosyjskie patrole rozpoczęły poszukiwania ukrywających się w mieście powstańców. Ażeby oświetlić miasto, na placach rozpalono ogromne ogniska, żołdacy wdzierali się do mieszkań, dokonywali rewizji i aresztowań. Do niewoli trafiło około 150 osób. Ciężko ranny ukrył się we własnym domu Wojciech Zegrzda. Patrole carskie wytropiły go po śladach krwi, które pozostawił, ten jednak nie dał się aresztować, odbierając sobie życie wystrzałem z pistoletu. Dramat ten rozegrał się w zabytkowej, gotyckiej kamienicy, w której obecnie znajduje się siedziba Towarzystwa Naukowego Płockiego.
Pierwszy akt narodowego powstania zakończył się fiaskiem, legły w gruzach pierwotne założenia, aby północne Mazowsze wraz z Płockiem stało się powstańczą ostoją i bazą do dalszej ofensywy. W tej sytuacji zrezygnowano z podejmowania regularnej walki z przeważającymi siłami wroga koncentrując się na wojnie partyzanckiej.
Po klęsce ataku na Płock, funkcję naczelnika wojskowego województwa płockiego powierzono Zygmuntowi Padlewskiemu. Ten zaangażował się w tworzenie nowych władz powiatowych i cywilnych oraz przeniesienie głównych działań partyzanckich na obszar Puszczy Kurpiowskiej. Tu planował wywołanie powstania ludowego, wydawał odezwy do ludności, powołał sztab wojskowy, formował oddziały. Rozpoczęła się wojna podjazdowa.
Zygmunt Padlewski osobiście poprowadził kilka bitew pod Słominem, Unieckiem, Drążdżewem, Zeńbokiem, Radzanowem i Borzyminem. Naczelnik wykazywał się męstwem na polu walki, szczególnie w bitwie pod Myszyńcem, gdzie z szablą w ręku prowadził swe oddziały do boju. Był doskonałym strategiem i organizatorem, jednakże siły partyzanckie wciąż toczyły nierówną wojnę z regularną, dobrze wyszkoloną i uzbrojoną armią rosyjską.
Za swe poświęcenie, 10 marca z rąk dyktatora powstania Mariana Langiewicza Padlewski otrzymał patent generalski. Jak podają źródła, w dniu 18 marca 1863 roku jego oddział liczył, mimo ciągłych strat, które ponosił w czasie licznych bitew, około 1250 partyzantów. Do generała dołączali szlachcice, inteligencja, rzemieślnicy i chłopi.
Ta sytuacja sprowokowała władze rosyjskie do skomasowanego działania; po to, aby zlikwidować „partię” Padlewskiego do boju rzucono 6 tysięcy żołnierzy, którzy okrążyli powstańców w dniu 21 marca pod Wróblewem i Radzanowem, a potem pod Gorzeniem. Widząc beznadziejność sytuacji gen. Padlewski rozwiązał swe zgrupowanie. Powstańcy rozproszyli się i w większości wydostali się z rosyjskiego kordonu, dołączając do innych oddziałów.
Mimo tego niepowodzenia, naczelnik wciąż prowadził akcję werbunkową i planował stworzenie dużego oddziału ochotników na terenie Prus Zachodnich. W tym celu, wraz ze swą eskortą w dniu 21 kwietnia wyruszył na tajne spotkanie w Radzikach Małych w powiecie lipnowskim. Dzień później został zatrzymany w drodze pomiędzy Borzyminem a Studzianką przez patrol kozacki. Mimo fałszywych dokumentów, Rosjanie szybko rozpoznali powstańczego generała, który po kilku dniach został osadzony w płockim więzieniu.
Dla Rosjan pojmanie Zygmunta Padlewskiego było wydarzeniem szczególnej wagi. Płocki naczelnik wojenny gen. Semeka tak oto depeszował do swych zwierzchników w Warszawie – „Dziś przybył do Płocka Padlewski z 69 jeńcami. Przy wejściu do miasta i przeprowadzeniu specjalnie dużego zbiegu nie było i wszystko było spokojnie.” Wkrótce odbyły się przesłuchania i sąd wojenny. Niektórzy historycy podają, że w rozmowie z gen. Semeką powstańczy naczelnik otrzymał propozycję, aby wyparł się wiary Polaka i nawoływał powstańców do zakończenia walk, a otrzyma ułaskawienie, ten jednak na taki układ się nie zgodził. Po krótkiej rozprawie zapadł wyrok – śmierć przez rozstrzelanie.
W ostatnich dniach życia skazańca odwiedziła jego chrzestna Klementyna Potocka przekazując mu listy od rodziny. On sam w godzinie śmierci napisał:
„Dnia 15 maja 1863 r., godzina 2 i pół w nocy. W tej chwili, dowiaduję się, że dziś mam dokończyć żywot ziemski. Strasznie poważna to chwila, więc nie dziwcie się, że niewiele w niej na napisanie czasu stracę, by tę godzinę, jaka mi zostaje, z Bogiem przepędzić. (…) Bądźcie zdrowi i szczęśliwi, oto Boga modlić będę, jeśli Go zobaczę. Matko moja szukaj pomocy w Bogu. Ja biedny nie mogłem Ci życia umilić, a teraz jeszcze go zatruwam. On Cię pożałuje. Zygmunt”
15 maja o świcie naczelnik wyruszył w swą ostatnią drogę ulicami: Więzienną (obecnie H. Sienkiewicza), Misjonarską i Płońską (obecnie Zygmunta Padlewskiego) za Rogatki Płońskie, gdzie przy placu ćwiczeń carskiego wojska znajdowało się miejsce straceń. Rosyjski oficer Iwan Ponomariew pisał, że w trakcie przejazdu kobiety „rzucały bukiety kwiatów: róże i fiołki tak, że cała droga zasłana była kwiatami.”
Jak napisał w swym pamiętniku Józef Malinowski, właściciel wsi Tupadły:
„Padlewski… wysiadł przy początku placu… otoczony żołnierstwem. Szedł powoli krokiem bardzo spokojnie i poważnie na drugi koniec, gdzie stanął przed szeregiem czekających na placu żołnierzy… Pokazano mu słup wykopany nad przygotowaną mogiłą między ósmą, a dziewiątą topolą od brzegu rachując południowego. Na prośbę skazańca nie zasłonięto mu oczu. Potem na placu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Na rozkaz oddział egzekucyjny strzelił i chybił. Padlewski jest tylko ranny, ale nie pada i dopiero podoficer podbiega do skazańca i strzałem z pistoletu odbiera mu życie. Gdy stwierdzono zgon „włożono go w fosę i zasypano równo”.
W miejscu, gdzie zginął generał, już wcześniej pochowano innych powstańców, na których wykonano wyroki: 2 lutego 1963r. – Gustawa Ćwirko i Wojciecha Kazimierskiego, 9 lutego – Mariana Wolińskiego, Dionizego Damiana Jarzyńskiego i 21 lutego – Waleriana Ostrowskiego. Dziś stoi tu drewniany krzyż i obelisk upamiętniający tę najwyższą ofiarę naszych bohaterów narodowych.
Ślady po powstaniu styczniowym znajdziemy na terenie naszego miasta jeszcze w kilku miejscach. Na murze płockiego więzienia wmurowano tablicę pamiątkową poświęconą gen. Zygmuntowi Padlewskiemu i jak już wspomniałem, jest również patronem ulicy, którą przemianowano z Płońskiej jeszcze w okresie międzywojennym. Mogiły powstańców styczniowych znajdują się na cmentarzach przy alejach gen. Floriana Kobylińskiego i przy ulicy Norbertańskiej a w siedzibie Towarzystwa Naukowego Płockiego przechowuje się popiersie Zygmunta Padlewskiego autorstwa Tadeusza Miszewskiego przeniesione tu z dawnego kościoła garnizonowego przy placu Floriańskim.
My, płocczanie, możemy uważać się za szczęśliwców, ponieważ nasi przodkowie na przestrzeni wieków wielokrotnie dawali nam piękne lekcje patriotyzmu. Co więcej, jesteśmy szczęśliwcami po raz wtóry, bowiem żyjemy w czasach, w których nikt nie musi udowadniać, ile rzeczywiście jest w stanie poświęcić „pro publico bono”. Tak zatem jedyne, co winniśmy uczynić, to pielęgnować pamięć o dokonaniach naszych narodowych bohaterów, bo tylko ona jest stanie zachować tożsamość narodu. To niby tak niewiele, ale jak się czasem okazuje, zbyt wiele…
Opracowano na podstawie:
- Marian Chudzyński, Płocki ziemia płocka przed wybuchem powstania styczniowego 1861-1862, Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego, Płock, 2013
- Anna Maria Stogowska, Ostatnie tygodnie życia generała Zygmunta Padlewskiego, Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego, Płock, 2013
- Leszek Zygner, Powstanie styczniowe na Mazowszu Północnym, Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego, Płock, 2013
- Ks. Michał Marian Grzybowski, Duchowieństwo katolickie diecezji płockiej w okresie powstania styczniowego, Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego, Płock, 2013
- Władysław Karbowski, Zygmunt Padlewski 1835-1863, Wyd. MON, Warszawa,1969,
- Zenon Dylewski, Zapomniane pokolenie (Naczelnik Wojskowy Województwa Płockiego w powstaniu styczniowym 1863r. Wojewoda Płocki gen Zygmunt Padlewski 1835-1863), Płock, 2003
- Emil Noiński, Atak powstańców na garnizon rosyjski w Płocku, 22- 23 stycznia 1863 roku, Nasz Korzenie, Płock, 2012
- Janusz Szczepański, Powstanie styczniowe na Mazowszu, Rocznik Mazowiecki 25, 2013
Przypominam patriotom ze Starostwa……….czy Pamiętają?
…………………• Rocznica zbrodni niemieckiej w Brwilnie.
plocczanin0 19.01.14, 08:35 Odpowiedz
9 stycznia 1945r. Niemcy rozstrzelali 202 Polaków z likwidowanego wiezienia płockiego.. Byli m.in. mieszkańcy powiatu płockiego i sierpeckiego.. W czasie okupacji hitlerowskiej rozstrzeliwano więźniów systematycznie.
Wiosną 1945r. dokonano ekshumacji i rozpoznane zwłoki rodziny pochowały na lokalnych cmentarzach. Nierozpoznane zostały na miejscu. Na grobach stoi pomnik.
Niepamięć Niesie Zagładę Pamięci.