REKLAMA

REKLAMA

Arkadiusz Iwaniak od kuchni: Z dzieciństwa pamiętam mortadelę, smażoną jak schabowy

REKLAMA

Jaką kuchnię preferuje Arkadiusz Iwaniak? Z czym kojarzy mu się oranżada i donaldówa? Na te i wiele innych pytań odpowiadamy w kolejnej części naszego cyklu „Płocczanie od Kuchni”.

Przeczytajrównież

Kolejnym bohaterem „Płocczan od Kuchni” jest Arkadiusz Iwaniak – przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej w Płocku, radny Rady Miasta Płocka i, wiele na to wskazuje, kandydat na prezydenta Płocka z tego ugrupowania.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Oranżadę i donaldówę kojarzę z Mariawitami…

Pan Arek przyjmuje nas w swojej jasnej, otwartej kuchni, wypełnionej różnego rodzaju przyprawami, w której dominuje biel, drewno i metal z elementami czerwieni. Pytania standardowo zaczynamy od smaków dzieciństwa.

– Oczywiście jest wiele smaków, wiele potraw, które w tej chwili przychodzą mi na myśl – mówi, zastanawiając się przez chwilę. – Ale te, które kojarzą się właśnie z moim dzieciństwem najsilniej, to smak oranżady i ówczesnych gum. Myślę, że wszyscy pamiętamy smak i zapach gumy balonowej, tak zwanej donaldówy, smak oranżady w butelkach, czy również tej sprzedawanej w torebkach foliowych. Dzisiaj już takich smaków nie ma, o czym mówię ze smutkiem – wspomina radny. Po chwili przypomina sobie jeszcze jeden szczegół. – Mam takie skojarzenie z przeszłości, a konkretnie ze szkoły podstawowej. Tę oranżadę, ale również drożdżówki, kupowaliśmy z kolegami w sklepiku u Mariawitów, kiedy wspólnie z klasą szliśmy do budynku kina Diana na religię. Wspomniane smaki kojarzą mi się także z czasami, kiedy wspólnie z koleżankami i kolegami z siedemnastki ganialiśmy się po Tumskim Wzgórzu, a potem u „Mariawitów” gasiliśmy pragnienie i głód. Oryginalnego „Donalda” można było kupić tylko w Pewex-ie. To były czasy… – z uśmiechem wspomina przewodniczący płockiego SLD.

Oranżada i guma do żucia to jednak mało sycące potrawy. Co z konkretnych, męskich produktów jadał młody Arkadiusz Iwaniak? – Na myśl jeszcze mi przychodzi smak smażonej na patelni, obtaczanej w jajku i bułce tartej, jak kotlety schabowe, mortadeli – przypomina sobie pan Arek. – Te smaki znało każde ówczesne dziecko. Podobnie jak smak wiejskiego chleba z masłem i cukrem – dodaje.

To prawda, że wspomniane potrawy można uznać niemal za narodowe czasów PRL-u. A jaką kuchnię obecnie preferuje płocki radny? – W wielu kwestiach jestem tradycjonalistą – przyznaje nasz rozmówca. – Zatem i w kuchni preferuję zdecydowanie polskie potrawy. Proste, nie nazbyt wyszukane, jak chociażby kotlet schabowy, ziemniaki z koperkiem z dodatkiem kapusty kiszonej czy też młodej kapusty, w zależności od pory roku – zdradza swoje preferencje smakowe pan Arek.

Lubię pracować w kuchni. Nawet u znajomych

Czy takich właśnie potraw mogą spodziewać się jego przyjaciele i znajomi, których zaprosi do swojego domu? – Lubię gotować i potem zmywać naczynia, lubię po prostu pracować w kuchni – wyznaje dość nietypowo, jak na naszych dotychczasowych gości Płocczan od Kuchni. – Ba, nawet gdy jestem u znajomych na grillu, to często funkcja grillowego przypada właśnie mi. Chociaż mam świadomość, że dzieje się tak nie dlatego, iż jestem taki dobry, tylko dlatego, że jestem jedynym chętnym do obsługi grilla – śmieje się Arkadiusz Iwaniak.

– A tak poważnie, to lubię zabawić się w kuchni, lubię przygotowywać mięso, lubię mieszać przyprawy – dodaje po chwili. – W kuchni nie mam jednego stylu. Korzystam z tego, co aktualnie mam, z przypraw, które akurat wpadną mi w oko. Mieszam smaki, improwizuję – mówi pan Arek, przyznając, że czasem ta improwizacja ma nieprzewidziane konsekwencje. – Często, niestety, przygotowana potrawa jest nie do zjedzenia. Ale na szczęście mój owczarek niemiecki zjada wszystko, więc się nie zniechęcam. Ktoś zawsze to zje – mówi, mrugając znacząco. Radny twierdzi, że tę skłonność do improwizacji, dodawania czegoś od siebie, ma po mamie. – Ona często, podobnie jak ja, coś przekombinuje – wyznaje.




Być może właśnie to sprawia, że na spotkania oficjalne, jak imieniny, urodziny czy niedzielne obiady rodzinne, gotuje żona przewodniczącego SLD. – Moja kochana żona nie dopuszcza mnie wtedy do kuchni, bo, jak wspomniałem, mogę lekko coś przekombinować i goście wyjdą niezadowoleni. A jako tradycjonalista nie mogę sobie pozwolić aby nasi goście wyszli z domu naszego nienajedzeni – śmieje się Arkadiusz Iwaniak. – Jednym słowem, eksperymentuję wyłącznie dla wyrozumiałych i wytrzymałych podniebień – podsumowuje.

Nie lubię wielu rzeczy, ale uwielbiam czerninę

Przy takim eksperymentalnym podejściu do gotowania, pewnie i podniebienie pana Arka nie jest wybredne? Czy w ogóle ma jakieś znienawidzone smaki? – To w pewnym sensie trudne pytanie. I myślę, że jak zacznę wymieniać, to gazety zabraknie. Zdecydowanie łatwiej jest mi wymienić co lubię – przyznaje radny. – Pod tym względem jestem mocno skomplikowany. Wśród całego pakietu, nie znoszę na przykład pomidorów, grzybów, owoców morza i wszystkiego, co marynuje się w occie. Ale nie jadam o wiele więcej różnych potraw, owoców i warzyw. Co do pomidorów, to tu jest pewien paradoks, bo bardzo lubię zupę pomidorową i keczup. Natomiast nie zjem nic co miało kontakt z pomidorem. Dlatego też lubię proste i mało skomplikowane potrawy – tu pan Arek uśmiecha się, kiedy pytamy o wizyty w restauracji. – No właśnie, zawsze w restauracji muszę wypytać najpierw kelnera dokładnie co, jak i z czego jest przygotowane, i dopiero zamawiam. Nie wynika to z faktu, że się znam, tylko naprawdę wielu składników nie jadam – tłumaczy.

To jaka potrawa należy w takim razie do ulubionej? – To pytanie może wywołać wojnę domową – śmieje się Arkadiusz Iwaniak i od razu tłumaczy. – Jak powiem, że czerninę, to żonka (która nie gotuje czerniny) może poczuć się, tu zacytuję klasyka, „ugodzona w honor” i więcej dla mnie nie będzie gotować – mówi żartobliwie, co potwierdza po chwili. – Oczywiście, żartuję. Mam bardzo wyrozumiałą i kochaną żonę, która doskonale wie, że czernina jest dla mnie numerem jeden. I wie, że czerninę jem tylko ugotowana przez mamę lub teściową. Nigdzie indziej i u nikogo nie zjem tej zupy – wyjaśnia. Przy okazji radny zdradza swoją kulinarną tajemnicę. – Jestem „chłopak zupowy”. W obiedzie może nie być drugiego dania, ale zupa musi być. Oczywiście, życie to wszystko weryfikuje i często jestem zmuszony jeść danie główne, ale faktem jest, że bardzo lubię zupy – przyznaje pan Arek.

Na koniec, tradycyjnie, prosimy o podanie ulubionego przepisu dla czytelników. – Nie mam ulubionego przepisu tak naprawdę, gdyż zawsze eksperymentuję. Biorę kawał mięsa, warzywa i przyprawy. I albo coś wyjdzie ciekawego albo ląduje to w misce u Treza, mojego owczarka niemieckiego. Jednym słowem, stosuję zasadę babci mojej żony, która na pytanie jak robi się daną potrawę, odpowiadała zawsze: „Woda, sól… I mąki, ile się wgniecie” – śmieje się przewodniczący SLD. Po chwili namysłu podaje jednak przepis na mięso po gruzińsku.

[tabs]
[tab title=”Schab/polędwica po gruzińsku Arkadiusza Iwaniaka”]
Składniki:
– schab lub polędwiczka wieprzowa (schab im cieńszy tym lepiej, natomiast długość schabu uzależniona jest tylko od naczynia jakim dysponujemy, ja używam formy czy też blachy do ciasta)
– pieprz ziołowy, 2 lub 3 opakowania
– czosnek mielony, również 2 lub 3 opakowania
– sól, kilka opakowań.

Wykonanie:
Mieszamy pieprz ziołowy z czosnkiem, następnie nacieramy mięso (schab lub polędwicę). Ważne, żeby dokładnie natrzeć mięso przyprawami tak, aby powstała gruba warstwa. Następnie mięso w przyprawach układamy w naczyniu w taki sposób, żeby z każdej strony było obsypane około centymetrową warstwą soli. A więc na dno wysypujemy warstwę 1 centymetra soli, na której układamy natarte mięso i obsypujemy dookoła solą. Może się zdarzyć, że w niektórych miejscach będzie to warstwa nawet 2 centymetrów. Tak obsypane mięso wkładamy do lodówki i… zostawiamy. Polędwica w soli dojrzewa mniej więcej trzy dni, schab natomiast potrzebuje pięć dni, choć zdarza się, że schab wyjmuję nawet po 7 dniach. Mięso dokładnie płuczemy z soli i przypraw. Odstawiamy na kilkanaście minut, aby obciekło i płuczemy ponownie, tak, żeby spłukać całą sól i przyprawy.
Suche mięso odstawiamy na kilka godzin, jemy oczywiście surowe.
Życzę smacznego![/tab]
[/tabs]

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU