REKLAMA

REKLAMA

„Alkowa” – Zdjęcie miesiąca w Płockim Towarzystwie Fotograficznym

REKLAMA

Tradycyjnie w trzecią środę miesiąca spotkali się w Domu Darmstadt fotografowie zrzeszeni w Płockim Towarzystwie Fotograficznym. Nie obyło się, oczywiście, bez konkursu na zdjęcie miesiąca.

Przeczytajrównież

Tym razem zmierzono się dość trudnym zadaniem, bowiem tematem miesiąca była „Alkowa”. Słowo wciąż jeszcze funkcjonuje w naszym języku, choć wydaje się już nieco anachroniczne. I tu nasze przeczucie wcale nie mija się z prawdą, bowiem termin pochodzi z arabskiego „al-qubba”, oznaczając wydzieloną część pomieszczenia, najczęściej wnękę bez okien, przeznaczoną na sypialnię.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Alkowa była znana już w starożytnym Rzymie, jak również w domach arabskich, a w 2. połowie XVII wieku poprzez Hiszpanię dotarła do Francji, w kolejnych dziesięcioleciach rozpowszechniając się w całej Europie. I pewnie tyle nam wystarczy historii tytułem wprowadzenia w zagadnienie.  Najpewniej cała złożoność przedstawienia tego słowa fotografią polega nie na etymologii, ale na jego znaczeniu kontekstowym, na wpisanych w nie naszych skojarzeniach, konotacjach zakorzenionych w tradycji i w kulturowych archetypach. Nikt przecież w dzisiejszych czasach nie powie będąc jedynie śpiącym, że idzie do alkowy.

Słowo to pojawia się dopiero wtedy, gdy zgodna z rytmem natury późna pora dnia, zbliżający się czas „onirycznej” regeneracji może stać się również pretekstem dla „mieszkańców” łóżka do erotycznego zbliżenia, do inicjowania czynności, których nie podejmujemy zazwyczaj w obecności osób trzecich.

Jednakże to oczywiście za mało, bo alkowa to nie tylko czysta fizjologia. Tu w atmosferze intymności, często skrupulatnie zaaranżowanej dyskrecji budzą się emocje i namiętności, rodzi się uczucie oparte o wzajemne zaufanie, czułość i zrozumienie, przy którym słowa są najmniej potrzebne. Czy już wystarczająco skomplikowałem zagadnienie? Jak zatem przy tak złożonej materii wyrazić ją obrazem, jak ustrzec się niewybaczalnych błędów?

Zacznijmy nasze rozważania od tych ostatnich. Chyba najbardziej kardynalnym uchybieniem byłoby potraktowanie tematu w sposób zbyt opisowy, z przesadną dokładnością opowiadać wydarzenia z alkowy. Wydaje się, że taka reporterska maniera nie przylega do tematu, ponieważ z natury rzeczy jest zbyt dosłowna i narusza delikatną atmosferę tego miejsca. W tym kontekście błędem byłoby sfotografowanie mebla, chociażby nawet najpiękniejszego, królewskiego łóżka, czy też ocierające się o pornografię ujęcie pary w czasie sypialnianej „akcji”… chociaż z drugiej strony wyobrażam sobie również takie potraktowanie sceny, które skoncentrowało by się jedynie na uczuciu pomiędzy dwojgiem kochanków, nie epatując jednocześnie dosłownością szczegółów anatomicznych.

Jedno jest w każdym bądź razie pewne – ślinka nie cieknie nam na skutek czytania samego przepisu na choćby najbardziej wykwintną potrawę, ale odruch ten pojawi się prawie zawsze, gdy poczujemy jej smakowitą woń.




Tak zatem na pewno lepszym, dużo trafniejszym rozwiązaniem jest zastosowanie niedopowiedzenia, które pozwoli swobodnie popracować naszej wyobraźni,  posłużenie się trafnym symbolem, albo też postawienie na samą atmosferę obrazu, grę skojarzeń, jaką w nas wywołuje. Tę drugą ewentualność wybrała w swej pracy Krystyna Falkowska – nasza płocka fotografka, posiadająca w swym dorobku wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych, której zdjęcie usatysfakcjonowało przeważającą część zebranych i wygrało we wrześniowym konkursie.

Krystyna Falkowska, Alkowa

Co możemy dostrzec, a raczej poczuć oglądając nagrodzoną fotografię?  Ano właśnie wyczuwalną atmosferę delikatności i zwiewności, powabu i kruchości. Dziewczęce rysy leżącej na sofie modelki bynajmniej nie skłaniają nas do postrzegania tej sceny w kategoriach czystego erotyzmu; jeżeli w ogóle on się pojawia to raczej w rozmarzonym spojrzeniu dziewczyny, we śnie o pięknym królewiczu, w imaginacjach o wielkiej namiętności, która dopiero ma nadejść. Na taką interpretację może wskazywać wykorzystanie w scenie bieli będącej ogólnie przyjętym symbolem niewinności.

Wszyscy zebrani podkreślali niezwykłe walory malarskie tej fotografii uzyskane dzięki barokowym draperiom materiałów, wystudiowanej pozie modelki i niezwykle miękkiemu, rozproszonemu światłu. Czy trudno taki efekt uzyskać? Jak zawsze trzeba trochę poeksperymentować z własnym aparatem, poznać jego możliwości, jednakże zdjęcie nie zostało wykonane przy wykorzystaniu oświetlenia studyjnego; w zupełności wystarczyło naturalne światło padające w pomieszczeniu strychowym z okien dachowych.

Malarskie skojarzenia z tą fotografią jak najbardziej znajdują swe historyczne podłoże, bowiem właśnie takiego oświetlenia – miękkiego, rozproszonego i naturalnego, często padającego lekko z góry używali w swych atelier przez wieki najwięksi mistrzowie pędzla.

I oto taką ważną wskazówką chciałbym zakończyć relację z wrześniowego konkursu PTF-u – naturalne, rozproszone, nie padające bezpośrednio na twarz oświetlenie doskonale się sprawdza w fotografii portretowej.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU