13 lipca media w całym kraju donosiły o wypadku, który wydarzył na wysokości wioski Grąbiec, na warszawskiej „dziesiątce”. Kobieta, prowadząca toyotę avensis doprowadziła celowo do zderzenia czołowego z jadącą z naprzeciwka ciężarówką. Jednak historia, jaka się za tym kryje, jest dużo bardziej mroczna…
Oficjalnie podano, że na miejscu wypadku śmierć poniosło roczne dziecko. Wiadomo, że w tym zdarzeniu ucierpiał kierowca ciężarówki oraz jego przypadkowy pasażer, który zabrał się „na stopa”. Na miejscu bardzo szybko pojawiło się mnóstwo ludzi, w większości gapie lub inni kierowcy zdenerwowani, że nie zdążą dojechać do pracy na czas.
Kiedy inni próbowali udzielać pomocy poszkodowanym w ciężarówce, mieszkanka Grąbca przystąpiła do reanimacji chłopca, który podróżował z matką w toyocie. Dziecko miało zaledwie rok i dwa miesiące. Próbowała przywrócić mu funkcje życiowe do czasu, kiedy na miejsce przybyli ratownicy medyczni. Do dzisiaj kobieta nie może dojść do siebie, bo dowiedziała się, że… reanimowała martwe dziecko.
Tragedia wydarzyła się bowiem znacznie wcześniej, niż na miejscu wypadku. Matka chłopca zadała mu dwa ciosy nożem kuchennym w klatkę piersiową. Najprawdopodobniej zrobiła to w okolicach Odry w Szczecinie, po czym wsadziła synka do samochodu i wiozła go rzekomo do swojej siostry do Warszawy. Dziecko w momencie zderzenia aut w Grąbcu już nie żyło i nie można było go uratować.
Ta nieprawdopodobna historia zaczęła się w Niemczech, gdzie matka nieżyjącego chłopca Antosia* mieszkała wraz ze swoim mężem i drugim, starszym synem, Oliwierem*. Kobieta nie radziła sobie z emocjami. Już w pierwszym roku po ślubie próbowała się targnąć na życie. Już wtedy dawała sygnały, że coś złego się dzieje. Powodem do niepokoju był jednak moment, w którym oprócz tego, że mówiła o samobójstwie, zaczęła mówić też, że zabije dziecko.
Rozmawiałam z mężem tej pani Jolanty*, zaraz po tym, jak wyszedł z komisariatu policji, gdzie składał zeznania.
– Po paru latach spędzonych w Niemczech, żona znów mnie faszerowała wiadomością, że zabije siebie i dziecko. Informowałem policję. Bardzo się cieszyła, kiedy wyprowadzała mnie z równowagi i wpędzała w stan, kiedy się bałem. Nasz pierwszy syn był dzieckiem planowanym. Poznałem żonę w styczniu, byłem w niej bardzo zakochany, ona była wspaniałą, skromną dziewczyną. Myślałem, że sobie wszystko razem poukładamy. To była jednak porażka – opowiada pan Jerzy*.
Kiedy Jolanta po raz kolejny powiedziała, że chce zabić dziecko, jej mąż postanowił powiadomić policję. Nikt jednak nie uwierzył jego słowom. Niemiecka policja niby zajęła się tą sprawą, ale nie zrobiła tak naprawdę nic, żeby pomóc tej rodzinie. Nie pomogła nawet wtedy, kiedy 13 lipca zawiadomił ich, że jego żona jest w drodze do Polski i powiedziała, że chce zabić dziecko. Mężczyzna prosił też o pomoc policję w Szczecinie. Funkcjonariusze stwierdzili, że nie namierzą toyoty.
– Policjant kazał mi przy nim zadzwonić do żony – wspomina w rozmowie ze mną pan Jerzy. – Odebrała. Pytałem ją, gdzie jest? Ona mówiła, że nie wie. Pytałem, gdzie przekroczyła granicę? Chciałem się z nią pogodzić. Powiedziała, żebym nie dzwonił, bo „nikt mi nie pomoże”. Chciałem się z nią dogadać jakoś, ale ona nie chciała. Dzwonił do niej też policjant. Potem ona do mnie zadzwoniła i powiedziała, że „policja mi w niczym nie pomoże”. Wtedy słyszałem synka ostatni raz. Słyszałem, jak chodził i kasłał. Nie powiedziała mi gdzie jest, tylko, że „na spacerze” – mówi zrozpaczony ojciec.
Około godziny 21 pan Jerzy dostał od żony sms. – Napisała: „Na komodzie w sypialni jest lista zakupów Oliwera do szkoły, kwit od butów, za dwa, trzy lata zrób mu szczepionkę. Tym razem nie wymięknę”. Poczułem w sobie taki niepokój. Czułem, że nastąpi coś złego. Potem, przed godz. 22 dostałem sms-a: „Pogodziłeś się z naszym rozstaniem, czy może jest jakaś szansa?”. Nie odpisałem jej. Dzwoniła do mnie. Dostałem kolejny sms: „Wybacz!”. Wtedy wiedziałem, że zrobiła coś złego. Pokazałem go siostrze. Powiedziała, żebym zadzwonił do żony i zaproponowała nagranie rozmowy.
Oto treść nagrania, w którym kobieta tłumaczy, to co zrobiła:
– Chciałam ci tylko powiedzieć, że mimo tego wszystkiego, co się stało, ja bardzo was wszystkich kochałam. Wiem, że my nie mogliśmy być ze sobą, bo mieliśmy dwa różne charaktery Jurku. Ty chciałeś czegoś innego, ja też chciałam czegoś innego. Ja wiem, ale ja żyć bez ciebie też nie umiem. Tylko tyle ci chciałam powiedzieć. Żebyś wiedział, że zawsze cię kochałam i moje dzieci też. Arka też bardzo kocham. Ale już za późno. Jak to się mówi, mleko się rozlało. Chciałam być szczęśliwa, ale chyba chciałam być na siłę szczęśliwa z tobą. Bardzo cię kocham, ale ja już tego nie wytrzymałam. Powiedz, że nie będziesz robił problemów mojej siostrze, żeby mnie pochować, tam gdzie ja będę chciała. Jestem tak roz…a psychicznie, nie wiem, czy już jestem przekreślona? Ja wiem, że byłam złym człowiekiem, co innego myślałam, co innego robiłam – zwierzała się mężowi.
Pan Jerzy próbował przekonać ją, żeby pojechała do siostry, że on dojedzie tam z ich drugim synem w piątek. Tymczasem ona nadal mówiła zapłakana: – Nie wiesz, co się stało. Coś bardzo złego. Bardzo złą rzecz zrobiłam. – Zrobiłaś coś Antosiowi? – pytał zaniepokojony. – On chyba śpi z tyłu. Nie wiem. Nie chciałam nic mu zrobić, ale ja nie umiem – szlochała kobieta.
Toyota avensis, nie zatrzymywana przez policję, jechała od strony Szczecina w kierunku Warszawy. W Grąbcu Jolanta doprowadziła do czołowego zderzenia z ciężarówką. Mały Antoś był już martwy od kilku godzin, zaś inni poszkodowani trafili do szpitali. W sierpeckim oddziale, po wykonanej operacji, matka chłopca ponownie chciała się targnąć na życie. Została już stamtąd zabrana. Przed sądem odpowie za zabójstwo.
– Uświadomiłem sobie, że nie jestem uczciwym człowiekiem. Kiedy dowiedziałem się o wypadku, życzyłem jej śmierci. Policjant mi powiedział, że dobrze, że przeżyła, bo nie ma nic gorszego, jak żyć ze świadomością, co się zrobiło. Poczułem się lepiej, że będzie cierpiała. Ja im powiedziałem, że ona i tak popełni samobójstwo. Nie potrafiłem jej pomóc i za to siebie obwiniam. To była moja żona, nadal ją kocham i nie życzę jej źle. Po rozmowie z księdzem wiem, że muszę jej wybaczyć i wybaczam. Cały czas myślę, jak to wyglądało? Mój synek był taki mały… Jak ona mogła go zabić? Dlaczego to zrobiła? Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć – mówi wstrząśnięty ojciec dziecka.
Tej tragedii można było uniknąć, gdyby policja zarówno po polskiej, jak i po niemieckiej stronie uwierzyła słowom mężczyzny, który błagał o pomoc. Nikt już nie wróci życia rocznego chłopca, którego śmierć była niepotrzebna.
Justyna Gabrychowicz
* imiona bohaterów artykułu zostały zmienione