Po kilku miesiącach od wyborów, premier Beata Szydło przyniosła do Sejmu projekt ustawy dopłat dla dzieci. Głośno zapowiadany w czasie kampanii wyborczej program uległ jednak wielu korektom. W spotach wyborczych PiS wyraźnie zapowiadał, że państwo dopłaci 500 złotych do każdego dziecka. Rzeczywistość zweryfikowała jednak plany rządu.
Założenia programu
Projekt, nad którym pochylą się teraz komisje parlamentarne, różni się od tego prezentowanego Polakom jeszcze w 2015 roku. O tym, jakby nie patrzeć, przełomowym projekcie mówił już Andrzej Duda w trakcie swojej kampanii prezydenckiej. Pierwotne założenie brzmiało „500 złotych na każde dziecko”. Po objęciu władzy okazało się jednak, że budżet nie jest z gumy i będzie trzeba projekt dostosować.
Nie zmienia się wysokość dopłaty, ale kryterium jej przyznawania. Pieniądze na każde dziecko otrzymają osoby najgorzej sytuowane, o dochodzie nie przekraczającym 800 zł miesięcznie na każdego członka rodziny, a w przypadku dziecka z niepełnosprawnością 1200 zł. Bezwzględnie każdej rodzinie przysługuje za to dopłata do drugiego i kolejnego dziecka, ale tylko do 18. roku życia. Nie ma znaczenia, czy dziecko kontynuuje naukę czy nie. Wycofano się więc z zapisów ograniczenia wypłacania świadczeń dla osób najbogatszych, choć kilku polityków partii rządzącej namawiało, by ci najlepiej sytuowani zrezygnowali z takiego świadczenia.
Warto podkreślić słowo rodzina, bowiem w niektórych przypadkach może mieć to fundamentalne znaczenie. Autorzy programu nie wzięli pod uwagę, że dzieci rodzą się nie tylko u ludzi połączonych więzami małżeńskimi. Pieniędzy nie dostaną tzw. rodziny patchworkowe. To znaczy, jeśli partnerzy wychowują dzieci z poprzednich związków, to bez ślubu są traktowani osobno. Dla przykładu: jeśli w nieformalnym związku kobieta i mężczyzna wychowują po 2 dzieci z poprzedniego związku, świadczenie dostaną tylko na 2 dzieci. Gdyby wzięli ślub, staliby się 6-osobową rodziną z 4 dzieci i wtedy pieniądze dostaliby na 3 potomków. W przypadku rozwodu, przysługujące świadczenie otrzyma rodzic, który sprawuje faktyczną opiekę nad dziećmi.
– Wiele osób nie dowierzało, że uda się tak sprawnie przeprowadzić tę część związano z uzgodnieniami międzyresortowymi, konsultacjami społecznymi, które trwały tyle, ile powinny trwać, czyli 30 dni – chwaliła Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej.
Politycy zakładają, że już w 2016 roku będzie o 20 tysięcy urodzeń więcej, w ciągu 10 lat ma się urodzić o 278 tysięcy młodych Polaków więcej. Spaść ma także poziom ubóstwa i zagrożenia ubóstwem wśród dzieci. Szacunki mówią, że ze wsparcia skorzysta 2,7 mln rodzin, wychowujących 3,7 mln dzieci. Wniosek będzie składany raz do roku, poziom dochodów będzie weryfikowany raz na trzy lata.
– Państwa Polskiego nie stać na trwanie w takiej sytuacji demograficznej, jaka jest teraz – tłumaczyła przyczyny wprowadzenia programu minister Elżbieta Rafalska podczas konferencji prasowej, wyjaśniającej założenia projektu.
Obowiązek samorządów
Weryfikowanie wniosków i wypłacanie świadczeń stanie się obowiązkiem samorządów. Na wykonanie tego zadania gminy mają dostać 2%, czyli w tym roku ok. 300 milionów złotych. Obsługa programu wymagać będzie oczywiście zatrudnienia kolejnych urzędników i zakupu dodatkowego sprzętu. Ministerstwo Pracy, Rozwoju i Polityki Społecznej szacuje, że w całym kraju zatrudnionych zostanie ok. 7 tysięcy nowych urzędników. Jak sytuacja wygląda w Płocku?
W naszym mieście program będzie obsługiwany przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. – Na razie nie ma jeszcze żadnych wytycznych. Samorządy przygotowują się do tego, mając wiedzę dotyczącą posiadanych zasobów. Dopiero jak będzie ustawa, to pojawią się rozporządzenia – spokojnie komentuje prezydent Andrzej Nowakowski.
Wstępne szacunki podają, że w tym roku do płockich rodzin trafi ok. 60-66 mln złotych. Jak dowiedzieliśmy się w MOPS-ie, do pobierania świadczenia „500+” uprawnionych będzie ok. 8 tys. rodzin, wychowujących 12 tys. dzieci. Jest to ponad połowa nieletnich zamieszkujących Płock (22 tys.).
– Ze względu na ogromną skalę finansową i ilościową tego programu, planowane jest utworzenie dodatkowych etatów do jego realizacji. Aktualnie trwają rozmowy, zmierzające do ustalenia szczegółów. Konkretne działania będą podejmowane po wejściu w życie ustawy oraz aktów wykonawczych – poinformował nas Mirosław Chyba, dyrektor płockiego MOPS-u.
Zauważmy jednak fakt, że płocki samorząd stara się wspierać rodziców. Warto zwrócić uwagę, że do przedszkola dostał się każdy młody płocczanin, którego rodzice złożyli podanie. Z pewnością wpływ na to ma również coraz mniejsza liczba urodzeń w naszym mieście, ale to i tak niezłe osiągnięcie. Od kilku lat funkcjonuje chociażby karta dużej rodziny, której posiadacze mogą liczyć na duże zniżki, np. w komunikacji miejskiej czy instytucjach kulturalnych.
To rozdawnictwo?
Nie można oprzeć się wrażeniu, że takie zwyczajne rozdawnictwo jest po prostu najprostszą metodą, która w wielu przypadkach może zawieść. Nie ma doskonałych przepisów. Autorzy przewidzieli, co prawda, ograniczenie wypłaty świadczenia w formie pieniężnej i zastąpienie go niezbędnymi środkami, ale czy to naprawdę pomoże?
– Zgadzam się, że w Polsce trzeba wprowadzić politykę prorodzinną i bardzo dobrze, że PiS się za to zabiera. Sama forma w jakiej chce to robić, z mojego punktu widzenia, jest jednak błędna, bo opiera się na rozdawnictwie – mówi Marcin Baciński, lider płockich struktur partii KORWiN.
Zbliżoną opinię prezentuje Tomasz Kominek, młody rodzic i płocki radny z ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego.
– Są potrzebne programy, które motywują młodych ludzi do tego, by przyrost demograficzny był in plus, a nie in minus. Niekoniecznie są do tego potrzebne programy socjalne i zwykłe rozdawnictwo, bo to, niestety, nic nie zmieni. Program „500+” jest potrzebny, ale potrzebna też jest dyskusja nad jego ostateczną formą – uważa Tomasz Kominek.
Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której patologiczna rodzina stara się o kolejne dzieci tylko po to, żeby otrzymywać więcej pieniędzy. Co prawda, urzędnicy mogą zamienić comiesięczny przelew na żywność, opał, artykuły szkolne itp. Tylko czy tak trudno sobie wyobrazić sytuację, w której osoba uzależniona od alkoholu sprzeda te produkty, żeby mieć środki na kolejne piwo? Pracownik MOPS-u nie jest w stanie kontrolować rodzin 24 godziny na dobę…
– Mam obawy, że program może pójść nie w tym kierunku, jaki założono. Warto się zastanowić, żebyśmy nie zrobili sobie problemu na lata przyszłe. Nie problem jest rozdać pieniądze i za 5 lat obudzić się z wielkim problemem finansowym. Rządzenie nie polega tylko na rozdawaniu i aspekcie socjalnym. Trzeba wspomagać, ale z umiarem – mówi Tomasz Kominek.
Wątpliwości ma też prezydent Nowakowski – Jest to na pewno wsparcie dla osób posiadających dzieci. Pytanie, czy spełni to swój cel. Czy dzięki temu poprawi się demografia w Polsce? Największy problem, w mojej ocenie, polega na tym, że nie ma pewności co do tego, że te pieniądze rzeczywiście trafią do dzieci – powątpiewa włodarz miasta.
Jak zatem można wspomóc młodych Polaków? Duże efektowniejsze mogłyby się okazać chociażby ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi. Takie rozwiązania funkcjonują na Węgrzech, z których Prawo i Sprawiedliwość czerpie wzorce.
– Program kosztuje, i to niemało. Te pieniądze skądś trzeba wziąć. Uproszczając mechanizm – najpierw komuś zabieramy, nie pozwalamy zejść z obciążeń podatkowych, po to, by potem mu je dać – komentuje Marcin Baciński. Trzeba sobie uzmysłowić fakt, że państwo nie rozdaje nam swoich pieniędzy, bo zwyczajnie ich nie posiada. Pieniądze zasilające program „500+” pochodzą przecież z naszych podatków.
– Ludzie są bardzo podatni na takie psychologiczne zagrywki, program jest bardzo efekciarski – zauważa Baciński. Tomasz Kominek zwraca też uwagę, że można poprawić niektóre ustawy, jak choćby poprzez zniesienie podatku VAT na ubranka dziecięce. – To, co zostało wprowadzone nie oznacza, że nie można tego ulepszyć. Jeśli coś okazało się błędną decyzją, należałoby to zmienić. Warto o tym porozmawiać – wskazuje radny.
Co na to (potencjalni) rodzice?
Trzeba docenić prowadzoną od kilku lat politykę prorodzinną. To nie jest tak, że Prawo i Sprawiedliwość jako pierwsze wpadło na pomysł pomocy rodzinie. Wspieranie demografii to też dłuższe urlopy macierzyńskie, elastyczny czas pracy, żłobki, przedszkola, świetlice. Choć, oczywiście, nie da się ukryć, że finanse są jednym z ważniejszych czynników. Większość młodych ludzi bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego nie chce decydować się na dziecko.
– Teoretycznie moglibyśmy już wziąć ślub i rozpocząć planowanie rodziny. Zbyt dużo jednak zależy od sytuacji ekonomicznej. Oboje pracujemy, ale nasze zarobki starczają na wynajęcie niedużego mieszkania, życie codziennie i jakieś drobne przyjemności. Nie mówimy tu nawet o utrzymaniu samochodu, a gdzie tu dzieci… – komentuje dwudziestosześcioletni Dawid.
– Dodatkowe pieniądze na dziecko zawsze są potrzebne i się przydadzą, ale nie wiem czy akurat w taki sposób. Patologia będzie miała raj, a ich dzieciom to i tak pewnie nie pomoże – zauważa Elżbieta, matka dwójki dzieci.
Kontrowersje?
Często barierą dla młodych ludzi jest bariera pierwszego dziecka, na które nie dostaną przecież pieniędzy. – Program PiS-u w ogóle nie wspiera takich ludzi, nie przybliża do decyzji o dziecku. Perspektywa posiadania dwójki czy trójki dzieci dla osób, które nie mają nawet jednego, jest bardzo mglista – prognozuje Baciński.
– Nie można powielać takich tez, że trzeba „dorobić” drugie dziecko, aby świadczenie dostać. To obłęd. Oprócz różnych programów, trzeba też edukować rodziców. Mówić im, że przyszłościowo lepiej jest mieć dwójkę dzieci. Nie będę też chyba odosobnionym przypadkiem jeśli powiem, że dzieci lepiej się wychowują, gdy mają rodzeństwo w domu – komentuje z kolei radny Kominek.
Żadnej pomocy ze strony tego programu nie dostaną też np. samotne matki z jednym dzieckiem. – Próg dochodowy jest naprawdę minimalny. Samotna matka, która i tak jest w trudnej sytuacji życiowej, zapłaci podatek, aby bogate małżeństwo dostało pieniądze. Czy to jest logiczne, sprawiedliwe? – pyta retorycznie Marcin Baciński.
Niewątpliwie każdy, kto zna prognozy demograficzne i zasady funkcjonowania Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wie, że ujemny przyrost naturalny to tykająca bomba. Przyczyn tego jest wiele, skutek będzie jeden – za kilka lat emerytury będą niższe, a w dalszej perspektywie ZUS po prostu upadnie. Najwyższa pora, by rząd zabrał się za politykę prorodzinną. Czy taki sposób jej prowadzenia jest jednak właściwy?
Co sądzicie o tym programie? Czekamy na Wasze komentarze.
Opozycja, dawna koalicja parlamentarna w Płocku obecna, PSL i Po, krytykują rządzące już trzy miesiące PiS. Demokracja.
Wszyscy się zgadzają, że z demografią jest źle i będzie jeszcze gorzej.
Artykuł jest „świetnie” marketingowo napisany. Wiecie… kierunek rządu jest właściwie dobry, tylko te metody…, niesprawdzone, zagraża to…, my możemy dyskutować, mamy propozycje… itp. itd…
Nie widać tu wypowiedzi lokalnych przedstawicieli PiS.
A konkretnie co zrobiła koalicja PO i PSL przez ostatnie OSIEM lat dla zapobieżenia katastrofie demograficznej?
Zapytaliśmy lokalnych przedstawicieli PiS, jednak nie uzyskaliśmy odpowiedzi na nasze pytania. Niestety, ze względu na wydruk gazety, w której ten materiał również się ukaże, nie mogliśmy dłużej czekać.
Szczerze – nie zauważyliśmy w tym materiale żadnych „działań marketingowych”, a już na pewno nie były one zamierzone. Niemniej, dziękujemy za uwagi, przeanalizujemy artykuł jeszcze raz pod tym kątem.
Ciekawe. Jak ja widzę pisów to wypowiadają się tylko do gówno prawda a potem u siebie wpisują że nienawidzą reżimowych mediów. A jak widać nie mają czasu na innych.