Niedzielne przedpołudnie w Płocku bywa niezwykle senne – szczególnie na starówce, gdzie lokale i sklepy dopiero budzą się do życia po sobotnim oblężeniu. Spacerując wówczas po uliczkach Starego Miasta mijamy przeważnie turystów, albo miłośników fotografii, którzy uwieczniają najbardziej charakterystyczne miejsca w mieście. Przemierzając ul. Grodzką lub Tumską przechodzimy też obok bezdomnych, ludzi, których często nawet nie zauważamy.
Podczas jednego z takich spacerów podszedł do mnie mężczyzna z kilkuletnią córką. Poprosił o złotówkę – pewnie na piwo. W podzięce opowiedział historię swojego życia – skazańca, który po wyjściu z więzienia nie potrafi odnaleźć się w otaczającym go świecie.
Zaczęło się niewinnie i dość standardowo: ciężka sytuacja rodzinna, nieciekawe towarzystwo, które wydawało się wówczas wszystkim, pierwsza kradzież i popadanie w coraz to większe tarapaty. Pan Grzegorz dorastał na Starym Mieście, które – jak zapewnia – nie było miejscem dla „mięczaków”. – Trzeba było być sprytnym, radzić sobie i nie narzekać – powiedział, rozpoczynając swoją historię. – Później poszło już bardzo szybko, nie pamiętam do końca jak. Po prostu z roku na rok popadałem w coraz to większe kłopoty, a to ciągnęło mnie na dół – tłumaczył.
Pan Grzegorz trafił do więzienia, co przyznaje, było nieuniknione. Co takiego zrobił? Tego nie chciał zdradzić, bo – jak tłumaczył – powrót myślami do życia sprzed odsiadki nie jest dla niego łatwy. – Musiałem zostawić tu żonę – wyznał. – Pamiętam to uczucie, kiedy skazano mnie na 15 lat. Przez chwilę myślałem, że to koniec świata, ale to uczucie szybko minęło. I bardzo dobrze, bo w zakładzie przy Sienkiewicza nie było najgorzej. Było po prostu inaczej… – wyznaje.
[pullquote]Wiedziałem, że jej nie było łatwo. Wiedziałem też o zdradach. W tym czasie urodziła się moja córka, która ma oczy jakby żywcem wydłubane mojemu bratu…[/pullquote]
Nasz bohater trafił do płockiego więzienia. Tam spędził 15 lat, a każdy z tego roku, zdawało się, że trwał wieczność. – Dużo czytałem, pisałem jakieś wiersze, zacząłem ćwiczyć. Robiłem wszystko, żeby zabić nudę – wspomina pan Grzegorz. – Próbowałem rozmawiać z żoną, widywałem się z nią kiedy tylko się dało. Wiedziałem, że jej nie było łatwo. Wiedziałem też o zdradach. W tym czasie urodziła się moja córka, która ma oczy jakby żywcem wydłubane mojemu bratu. Wybaczyłem. Godziłem się na to, bo sytuacja, w której się znalazła to nie jej wina. Cieszyłem się, że na mnie czeka – kontynuuje.
Wyrok upłynął w wakacje, a pan Grzegorz wyszedł poza więzienne mury. Mógł oddychać powietrzem wolnego człowieka. To co zobaczył, przeszło jednak jego najśmielsze oczekiwania. – Byłem przerażony – wyznał w rozmowie z nami. – Chodziłem znanymi mi ulicami, które wyglądały zupełnie inaczej. Liczyłem się z tym, ale i tak byłem w ciągłym szoku. Kiedy trafiałem do zakładu karnego, zapamiętałem Płock zupełnie inaczej. Teraz widzę, jak pieniądze wychodzą ze ścian, a moja córka podaje mi kawałek cienkiego ekranu i mówi, że to telefon – kontynuuje.
Dla pana Grzegorza najcięższe były dwa tygodnie po zakończeniu wyroku. – Byłem płocczaninem, który gubił się we własnym mieście – opowiada śmiejąc się. – Czułem się jak dziki kot w mieście pełnym ludzi. Kiedyś przechodziłem przez ulicę i wpadłem na nadjeżdżający samochód. Jakiś facet mnie otrąbił, a ja o mały włos nie dostałem zawału serca – dodaje.
[pullquote]Kiedy trafiałem do zakładu karnego, zapamiętałem Płock zupełnie inaczej. Teraz widzę, jak pieniądze wychodzą ze ścian, a moja córka podaje mi kawałek cienkiego ekranu i mówi, że to telefon…[/pullquote]
Teraz nasz rozmówca jest już wolnym człowiekiem i, choć wstydzi się tego, że właśnie tak potoczyło się jego życie, z dzisiejszej perspektywy nie zmieniłby niczego. – Musiałbym urodzić się w innym miejscu, mieć inną matkę, inne środowisko – tłumaczy. – Dziś, kiedy patrzę na to z dystansem, wiem, że nie zmieniłbym niczego. Trzeba było dostosować się do warunków i być sprytnym. Na pewno nie dałbym się złapać, ale pewnie wpadłbym przy innej okazji. Ja mam, wie pan, takiego życiowego farta. Czy czuje żal i skruchę? Nie – dodaje z przekonaniem.
Co teraz porabia nasz bohater? Szuka pracy, o którą – szczególnie z taką przeszłością – nie jest łatwo. Pan Grzegorz, po opowiedzeniu swojej historii, odszedł bez słowa. Zabrał spacerującą nieopodal córkę i zniknął za zakrętem. Tak szybko, jakby właśnie za rogiem miał znaleźć swoje szczęście…
Przepięknie napisany artykuł!! Szkoda tylko, że taki krótki…:P
Skoro dano złotówkę to powinien być dopisek artykuł sponsorowany.