Zamknij

Aleksandra Milczarek od kuchni: Gotuję od okazji do okazji

13:18, 03.12.2019 Michał Siedlecki
Skomentuj

Dlaczego suszone pomidory to świetny dodatek do sernika na zimno, a owsianka smakuje najlepiej o poranku? Odpowiedzi na te i inne pytania w kolejnym materiale z serii "Płocka Kuchnia", w którym rozmawiamy z Aleksandrą Milczarek, dyrektor Młodzieżowego Centrum Kultury w Gostyninie.
Nasza dzisiejsza rozmówczyni to filolog polski z wykształcenia, związana od przeszło 12 lat z Młodzieżowym Centrum Kultury w Gostyninie (dawniej z tamtejszym Domem Kultury), gdzie pełni funkcję dyrektora.
- Opracowuję tamtejsze działania i w tym działaniu czuję się najlepiej - przekonuje w rozmowie z nami Aleksandra Milczarek. - Mniej oficjalnie, jednak wciąż na poważnie - papierożerca i nocny marek, ponad półtora metra sprzeczności - czasem w spodniach, to znów w sukience, bywałam elfem i tęczową wróżką, bo animację trzeba mieć we krwi. Co jeszcze?  Konferansjer, kociara i oddana fanka kawy oraz cytatów. Nieuleczalna gaduła - dodaje z uśmiechem na ustach.
Byłabym poważnym zagrożeniem dla Gordona Ramseya Gdzie zatem w tej całej liście obowiązków, upodobań i zadań znajduje się kuchnia i gotowanie? Cóż, gdzieś tam są - i słowo "gdzieś" jest to jak najbardziej zasadne. - To są w zasadzie moje kulinarne przygody - śmieje się dyrektor MCK-u. - Gotuję od okazji do okazji, głównie dla przyjaciół. Na nich więc zrzucam winę, że zbyt rzadko bywają, abym była poważnym zagrożeniem dla Gordona Ramseya - żartuje. Choć dłuższe wizyty naszej bohaterki w kuchni to bardziej epizody, nie oznacza to, że pani Ola nie gotuje w ogóle. Wręcz przeciwnie! - Klasyki pokroju kotleta schabowego spod mojej ręki trudno spróbować. Kocham za to kremowe zupy, makarony i wariacje na temat ciasta francuskiego, którymi uszczęśliwiam (a przynajmniej taką mam nadzieję) swoich gości - opowiada. - Czasem udaje mi się przeciągnąć kogoś na moją kulinarną stronę mocy, choć delikwent zapiera się, że to coś jest absolutnie nie w jego guście - mówi z powagą w głosie. Takie próby jednak zwykle spełzają na niczym. Koronnym przykładem jest tu pewna historia z pomidorami suszonymi w roli głównej. - Moja przyjaciółka była zdeklarowaną przeciwniczką suszonych pomidorów. Zapomniałam o tym na śmierć. Nie było to trudne, bo ja je uwielbiam. Dla mnie suszone pomidory mogłyby stanowić dodatek nawet do sernika na zimno - śmieje się. - Tak więc zaplanowałam podać jej te nieszczęsne pomidory w roli głównej. Mina, kiedy usłyszała, że na wspólny obiad będzie "grany" makaron z kurczakiem w sosie śmietanowym z "suszerami" - bezcenna - dopowiada. Skutek takiej niezaplanowanej niespodzianki okazał się jednak bardzo nieprzewidywalny.
- Nie mam w zwyczaju torturować ludzi kulinarnie czy w kuchni - tłumaczy dyrektor MCK-u w Gostyninie. - Gdyby przyznała szczerze, jak bardzo ich nie cierpi, zmieniłabym menu, jednak nie oponowała otwarcie, a w skrytości ducha. Zjadła jednak i...zakochała się! - opowiada w rozmowie z nami Milczarek.
Z patelniami jesteśmy za pan brat
W codziennym menu pani Aleksandry musi być smacznie, w kuchni zaś nie może zabraknąć... patelni. - Jestem z nimi za pan brat, a w czeluściach kuchennych szafek znaleźć można aż trzy, z czego dwie jeszcze z metką - śmieje się. - Nie lepiej rzecz ma się z garnkami - dodaje. Jak przekonuje w rozmowie z nami szefowa Miejskiego Centrum Kultury w Gostyninie, arsenał kuchennego wyposażenia jest kompletny i czeka na kuchenne nawrócenie. - Na razie głównie używany jest rondelek do porannej owsianki - wyznaje z żalem. - Także coś gotuję, jednak głównie, by uchronić się od śmierci głodowej. Jako kuchenny leniuszek wybieram często zaprzyjaźnione kanapki na obiad, czy kolację - stwierdza. Powód tego kuchennego lenistwa? Brak czasu - a przynajmniej to wersja oficjalna. Jest jednak także inna przyczyna.
- Prawdę powiedziawszy, brakuje mi kuchennej wiary w siebie i pewnej dozy luzu i fantazji w tej materii - wyznaje. - Jeśli mam przepis, to trzymam się go kurczowo. Jeśli na coś nie mam przepisu, to się za to nie biorę - mówi wprost.
Próby przełamania tej niechęci kulinarnej się pojawiały. Były także szczere chęci. - Uzupełniam otrzymany na gwiazdkę "przepiśnik", bo "może kiedyś", jednak obawiam się, że odbędzie się ono na "świętego nigdy" - śmieje się. - Poza tym, jak każda kobieta, jestem łasa na komplementy, także te kuchenne, a jako, że moja popisowa brokułowa krem nie doczekała się nawet degustacji domowników, o aplauzie nie wspomnę, to zastrajkowałam i już! - tłumaczy. Byłam włoską Mammą
Choć - przez wrodzoną skromność - Aleksandra Milczarek nie nazywa siebie szefem kuchni, to bez wątpienia może określić się mianem degustatora. Szczególnie dań kuchni włoskiej.
- W poprzednim wcieleniu byłam włoską Mammą - jestem o tym przekonana - żartuje dyrektor MCK-u. - Uwielbiam pasty na sto i jeden sposobów. Pizza, twarde sery, pomidory, oliwki, bazylia - to moje ulubione smaki - wymienia.
Kuchnia włoska, zdaniem pani Aleksandry, jest smaczna: intensywna i prosta zarazem. - Wystarczą dwa, trzy składniki, świeże zioła i poezja na talerzu gotowa - przekonuje. - Smaki ulubione, choć nieco może poza kuchenne, to kawy. Nie wyobrażam sobie dnia bez mlecznego cappuccino, czy stawiającego na baczność esspresso. Luvak jeszcze nie dostał się w moje ręce, ale miałam okazję delektować się prawdziwą włoską Lavazza Kafa - opowiada. To smaki, które - jak zapewnia Milczarek - spodobają się wszystkim kawoszom - Polecam spróbować. A jeszcze w towarzystwie semifreddo tiramisu - tylko skosztować i skonać szczęśliwym - śmieje się. Smaki włoskie są zatem tymi, po które nasza bohaterka sięga najczęściej. A co znajduje się na drugim końcu kulinarnego "naj"? - Taktykę "omijać szerokim łukiem" stosuję wobec owoców morza - wyznaje. - Ja wiem, że krewetki i inne ośmiornice dobrze przyrządzone mogą smakować wybornie, jednak nie mam chęci ich próbować - śmieje się. - Nie po drodze mi też z ostrościami z gatunku wasabi czy jalapenio. W kategorii deser na straty spisuję słony jogurt w odsłonie lodowej. Absolutnie nie moja bajka - dodaje. Dzieciństwo to cudowne smaki wsi
Włoskie upodobania kulinarne pojawiły się jednak z czasem. Dzieciństwo szefowej MCK-u to nieco inne, bardziej swojskie smaki.
- Dzieciństwo to smaki wsi. Wspominam racuchy przygotowywane na babcinej kuchni kaflowej opalanej węglem, zupę z wiśni i z ręcznie zrobionym makaronem, marchewką, groszkiem ze swojego ogródka... - wymienia.
Kulinarne wspomnienia to także eksperymenty. - Babcia na takie zabawy w kuchni pozwalała. Mąka na podłodze i skrawki skorupki w biszkopcie były z czułością wyrozumiane. Moja ukochana Babcia była w kuchni moim totalnym przeciwieństwem - bez przepisu, na oko, z grubsza, a wszystko tak cudownie smakowało. Mimo wielu prób, trudno mi te smaki odtworzyć, zwłaszcza, że przepis, jak już mówiłam, był tam pojęciem mocno względnym - wyjaśnia Aleksandra Milczarek.
Codzienna kuchnia pani Oli jest szybka i prosta. - Makaron, pesto, ryż, warzywa - to króluje na codziennym stole - wymienia. - Sytuację domową ratuje też kuchennie kochana Mama, królowa zupy pomidorowej, dowożąc słoiki, wcale nie do Warszawy, a do Gostynina - śmieje się. Polegam na sprawdzonych ścieżkach kulinarnych
Na co dzień ma być więc prosto, smacznie i zdrowo. A jak jest w podróżach? Różnie. Jak przekonuje, wyjazdowe eksperymenty na kubkach smakowych czynione są ostrożnie.
- Polegam na sprawdzonych ścieżkach i poleceniach - mówi w rozmowie z nami dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Gostyninie. - Od takiego właśnie kelnerskiego polecenia zaczęło się przysłowiowe "niebo w gębie" w jednej z knajpek w Inowrocławiu. Smak serwowanego tam łososia pamiętam do dziś - zachwala.
Z tych utartych kulinarnie ścieżek trzeba jednak zejść. Takie sytuacje pojawiają się na przykład podczas wizyt u kogoś w domu. - Jestem gościem bardzo grzecznym. Zdejmuję buty i zajadam bez marudzenia - śmiej się. - W takich momentach można mnie złapać w sidła nowości. Tak się stało się ładnych już parę lat temu we Włoszech, gdzie gospodarze zaserwowali sałatkę z tamtejszym chlebem (jest on absolutnie niesłony). Był on namoczony w wodzie, bez przypraw i stanowił bazę sałatki. O tym, że czekolada to warzywo słyszałam, jednak chleb jako sałata? Cóż, podróże kształcą - puentuje, podając przepis. Makaron z cukinią Aleksandry Milczarek
Składniki:
  • 2 średniej wielkości cukinie,
  • 1/2 główki czosnku,
  • 1 słoiczek pomidorów suszonych z żurawiną,
  • 1 opakowanie makaronu penne,
  • 400 ml śmietany 30%
  • Sól, pieprz, przyprawy według gustu
Sposób przygotowania: Przygotowuję to danie jednocześnie na dwóch palnikach. Na jednym wstawiam osoloną wodę na makaron, a obok pracuję na patelni. Danie dzięki temu jest w 10 minut.
Czosnek obieramy i kroimy ostrym nożem na cienkie plasterki lub jeśli ktoś woli, zgniatamy ząbki nożem, im ostrzej lubicie tym więcej ząbków. Ja najczęściej zużywam połowę główki. Pomidory z zalewy wyciągamy i kroimy w paski (nie wylewaj oleju!), umytą cukinię kroimy w plastry, nie za cienkie.
Na patelni rozgrzewamy olej ze słoiczka z pomidorami i dodajemy czosnek. Chwilę później kolejno na patelnię wrzucamy cukinię. Kiedy jest już dość miękka, dokładamy pomidory i jeszcze chwilę smażymy na wolnym ogniu. Ja doprawiam dopiero na tym etapie.
W tym czasie makaron gotuje się w osolonej wodzie, której też można dodać przed odlaniem do cukinii, jeśli chcemy mieć więcej sosu.
Kiedy składniki na patelni są już miękkie i puściły sos zaprawiam je śmietanką, chwilę jeszcze mieszam i gotowe. Można podać makaron i polać go sosem, jest milej dla oka, można też makaron wrzucić do sosu i wymieszać. Smakuje równie wybornie.
Życzymy smacznego!

(Michał Siedlecki)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%