Zamknij

Urszula i Tomasz Korga od kuchni: Teraz jest łatwiej

14:49, 18.10.2015 Aktualizacja: 13:08, 10.12.2015 ok. 8 min. czytania
Skomentuj
Są małżeństwem, które spotyka się coraz rzadziej - zapatrzeni w siebie, traktujący się z ogromnym szacunkiem i miłością. Mówią o tym zresztą wprost: - Nadal się kochamy. Jak wspominają swoje smaki dzieciństwa? Co wpłynęło na ich sposób gotowania i dlaczego nie mogą jeździć na wakacje tam, gdzie chcą? Zapraszamy na kolejny odcinek "Płockiej Kuchni".

Poznali się... pod mostem. A konkretnie na schodkach przy starym moście. W przeddzień jego matury. Minęły 43 lata od ich ślubu, a nadal patrzą na siebie z czułością. Urszula i Tomasz Korga. On spokojny, zrównoważony, choć twierdzi, że wcale nie jest taki grzeczny. Ona - roześmiana blondynka, z piękną figurą, z "sercem na dłoni", jak sama siebie określa. - Chociaż Tomek często temperował mnie: "Bez otwartego serduszka" - śmieje się pani Ula. - Bo często to serce jest ranione - tłumaczy się pan Tomasz. - Ludzie nie rozumieją, że Uleczka jest po prostu dobra i jej chęć pomocy, życzliwość, wychodziły na jej niekorzyść. Chciałem ją po prostu chronić - dodaje. - Ale tak naprawdę to Tomek jest tą lepszą połową - wtrąca pani Ula, a jej mąż zaprzecza, śmiejąc się.


Agnieszka Stachurska

Na czym polega ich tajemnica? - Ja zawsze powtarzam, że początki wcale nie były takie łatwe - zastrzega pani Ula. - Docieraliśmy się dość długo - potwierdza Tomasz Korga. - Teraz to procentuje, ale my pobraliśmy się w wieku 21 lat, a już rok później był syn, choć nie mieliśmy własnego mieszkania - opowiada jego żona. - Jednak tajemnica chyba tkwi w rozmowach - dodaje. - I to pomimo, że ze mną dość trudno się rozmawia, jesteśmy zdecydowanymi przeciwieństwami - uśmiecha się wiceprzewodniczący rady miasta. - Ja bardzo ważę słowa, czasem odbierany jestem jako mruk, osoba nieprzystępna. Chociaż taki nie jestem - zastrzega.

Oboje  przyznają, że bycie ze sobą sprawiło, iż często rozumieją się bez słów. - Choć wcale nie jesteśmy ideałami, potrafimy się pokłócić - mówi pani Ula. - Może zabrzmi to pompatycznie, ale my się po prostu kochamy. Jest nam ze sobą dobrze - uśmiecha się Tomasz Korga.

Dzieciństwo pod znakiem tapioki i bez chleba

- Nasze mamy bardzo podobnie gotowały, z tym, że u mnie był spory problem z jedzeniem - opowiada Urszula Korga. - Mam celiakię. Przez wiele lat nie byłam prawidłowo zdiagnozowana, lekarz powiedział mojej mamie, że mam wadę jelit i kazano stosować dietę. Była to, co prawda, taka udawana dieta, jednak moja lekarka twierdzi, że i tak nieźle się trzymam - śmieje się pani Korga.


Agnieszka Stachurska

- Ale to wszystko dzięki mojej mamie, która specjalnie dla mnie wtedy gotowała, choć produktów było bardzo mało w tych czasach. Jadłam więc tapiokę , a moja mama w ogóle nie kupowała chleba, żebym nie musiała na niego patrzeć - wspomina pani Ula. - Dawała mi za to kaszki czy twarożki. Jednak, ze względu na brak produktów, jak tylko mi się polepszało, dieta szła trochę na bok - przyznała.

A jakie potrawy z dzieciństwa pamiętają najlepiej? - Ja zdecydowanie cielęcinę i buraczki. To było moje ulubione danie. I bitki wołowe - uśmiecha się Urszula Korga. - Dla mnie? Chyba ogórkowa, z wyrazistym smakiem, moja mama przygotowywała ją rewelacyjnie - wspomina pan Tomasz. - Zresztą mama, pomimo choroby, nadal dobrze gotuje - stwierdza. - Pamiętam też zapach jej zupy grzybowej, rosołu czy schabowy - sięga pamięcią pan Tomasz.

Święta z zapachem pasty i ciasta

Za dwa miesiące święta. Jak wyglądało Boże Narodzenie w tych trudnych czasach? - Chyba tak jak u wszystkich - zastanawia się pani Ula. - Karp był oczywiście, pierogi z kapustą i grzybami, śledzie z ziemniakami. Ale także kompot z suszu, a niektórzy dodawali do tego makaron i robili z tego zupę - wspomina. - Moja mama piekła też świetne ciasto drożdżowe - przyznaje. - Tak, twoja mama robiła pyszne ciasto, ale i świetne pączki - potwierdza pan Tomasz.

- Ze świąt pamiętam przede wszystkim atmosferę i zapach domu. To było mieszkanie na Sienkiewicza, Uleczka mieszkała na Grodzkiej, więc mieliśmy blisko do siebie. W pokojach była podłoga z desek, którą moja mama pastowała. I ten zapach pasty, zmieszany z zapachem choinki, bigosu i ciasta, to jest moje najwyraźniejsze wspomnienie świąteczne - opowiada. A z potraw? - Tradycyjnie była grzybowa, pierożki, ryba, tak jak u każdego - śmieje się radny. - Pamiętam, że tata z piwnicy przynosił taką skrzynkę, żeby choinka stała wyżej, a tę skrzynkę przykrywaliśmy obrusem. Takie normalne święta mieliśmy - kiwa głową pan Tomasz.

Pani Ula wspomina jeszcze egzotyczne owoce. - Kiedyś dostaliśmy paczki świąteczne, w których było 45 pomarańcz. To było naprawdę wyjątkowe przeżycie, pamiętam, w 1981 roku - śmieje się pani Korga.

Jemy głównie warzywa

Jakie teraz potrawy goszczą na stole państwa Korgów? - Głównie warzywa i mięso. Często sama piekę mięso i pasztety - zdradza pani Ula. - Nie jemy w ogóle ziemniaków, za to dużo owoców i warzyw - potwierdza pan Tomasz. Skąd te nawyki?


Agnieszka Stachurska

- Mąż pięć lat temu zrzucił 10 kilogramów. Żeby utrzymać te efekty, trzeba o to dbać. Stąd też wziął się nasz sposób odżywiania - wyjaśnia Urszula Korga. - Nie ma zupek, nie ma podjadania - przyznaje radny. - Wczoraj jedynie podjadłem wieczorem kiełbaski, ale późno wróciłem ze spotkań z mieszkańcami , więc skusiłem się, faktycznie - mówi nieco zawstydzony. - Jednak do pracy zawsze dostaję dużo owoców, jogurtów, serków, jedną kromkę ciemnego chleba. Uleczka mi szykuje, ja gotowania się nie tykam - patrzy z uśmiechem na żonę.

- Za to ja mam wygodę z Tomkiem w czasie gotowania, bo w naszym mieszkanku na Wielkiej Płycie kuchenka jest malutka, a on lubi zmywać. Więc zanim ugotuję obiad, na bieżąco mam już wszystko pozmywane - pani Ula też nie szczędzi mężowi komplementów.

Nasi goście przyznają, że teraz łatwiej zadbać o zdrowe jedzenie. - Jeśli tylko ma się pieniądze, to można swobodnie kupić produkty bezglutenowe, bardzo różnorodne. Począwszy od słodkości, przez wędliny czy nawet podkłady do pizzy - stwierdza pan Tomasz. - Kiedyś tylko na Bielskiej sprzedawano chleb bezglutenowy - wspomina.

Mężczyzna jest dosłowny

Pani Ula pamięta historię kulinarną, która przeszła już do rodzinnych legend. - Kiedyś robiłam tatara. Pokroiłam cebulkę, zmieliłam mięsko i poprosiłam: "Tomeczek, wciśnij cytrynę". Mój mąż jest dosłowny i wcisnął cytrynę. Całą... - śmieje się pani Ula, a jej mąż z uśmiechem potakuje. - Tatar zrobił się blady i do wyrzucenia - dodaje.

- Ale to trzeba wiedzieć, że do mężczyzn musimy zwracać się precyzyjnie - radzi Urszula Korga. - Moja mama też kiedyś poprosiła tatę, żeby obrał marchew i nać wrzuć do rosołu. I on faktycznie wrzucił nać do rosołu, a marchew... wyrzucił - wspomina.


Agnieszka Stachurska

A pierwsza własnoręcznie przygotowana potrawa? - Naleśniki - bez zastanowienia mówi pani Ula. - Do tej pory pamiętam, jak zrobiłam inaczej niż mama... Ile ja się najadłam tych pokruszonych naleśników, to do tej pory pamiętam - śmieje się. - Ja nie mam taki przeżyć, bo nie gotuję w ogóle - przyznaje pan Tomasz. - Nic a nic? - dziwimy się. - Nawet jajecznicy żonie? - nie wierzymy za bardzo. - No, jajecznicę tak, ale to dopiero teraz, od niedawna - zdradza. - Ale poza tym, to wstawiam tylko wodę na herbatę - mówi z uśmiechem.

Gdzie częściej jedzą nasi rozmówcy, w domu czy w restauracji? - Zdecydowanie w domu, ale to ze względu na chorobę Uleczki - przyznaje pan Tomasz. - Problem jest szczególnie z wyjazdami, bo kuchnie nie są przystosowane do osób chorych na celiakię. Dlatego korzystamy głównie z miejsc, polecanych na stronie Stowarzyszenia Osób Chorych na Celiakię - zdradza. - Ale i w Płocku zdarzają się już miejsca, gdzie bezglutenowcy mogą zjeść. Problem w tym, że nawet jeśli teoretycznie produkt jest bez glutenu, to musi jeszcze być produkowany w miejscu, w którym nie przedostaną się zanieczyszczenia z innych produktów, zawierających gluten - tłumaczy pani Ula.

Na zakończenie rozmowy, tradycyjnie prosimy o podanie przepisu dla czytelników. - Najczęściej przygotowuję strogonowa, a ostatnio toskańską zupę pomidorową. A przepis, który przygotowałam dla czytelników PetroNews pewnie nie będzie typowy, bo, oczywiście, bezglutenowy - tajemniczo mówi pani Ula.

Składniki: - 0,5 kg mąki kukurydzianej - 4 jajka - pudełko masła roślinnego - pojemniczek śmietany 18% (najlepiej z Piątnicy) - 3/4 szklanki cukru pudru - 1/5 łyżki proszku do pieczenia bezglutenowego - tarte jabłka (duży słoik lub 1,5 kg jabłek, wtedy odsączyć sok). Wykonanie: Zagnieść ciasto z mąki, 3 żółtek i jednego całego jajka, masła, śmietany, cukru pudru i proszku do pieczenia, podzielić na dwie części, mniejszą włożyć do zamrażalnika tak, żeby zrobiło się twarde i można je zetrzeć na tarce, większą część do lodówki, na ok. 2 godziny. Tę większą porcję ciasta wykładam na posmarowaną tłuszczem blachę i podpiekam 15 minut w temperaturze 175 stopni. Na to wykładam tarte jabłka, które mam zazwyczaj w zapasie w słoikach. Te jabłka najpierw podgrzewam i dodaję rodzynki. Zamrożone ciasto ścieram na grubych oczkach na jabłko. Z białek i 200 gram cukru pudru ubijam bezę i układam na kruszonce. Ciasto piekę w temperaturze 175-180 stopni Celsjusza przez 60 minut. Smacznego!

(Agnieszka Stachurska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 100%
nie podoba mi się 0%
śmieszne 0%
szokujące 0%
przykre 0%
wkurzające 0%
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu petronews.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas redakcja@petronews.pl lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%