Zamknij

"Głosy", które warto usłyszeć, zobaczyć i przeżyć [RECENZJA]

19:52, 21.12.2023 Redakcja
Skomentuj

Na koniec roku płocki teatr przygotował prawdziwą perełkę. "Głosy" Bohdana Urbankowskiego w inscenizacji Marka Mokrowieckiego to nie tylko hołd oddany tym, którzy odeszli. To także trafny i udany głos komentujący rzeczywistość poprzez historię. Rzecz trudna do uchwycenia gdzie indziej i kolejny dowód na to, że teatr najzwyczajniej w świecie jest nam potrzebny.
Zmarły w czerwcu 2023 roku Bohdan Urbankowski był człowiekiem wielu talentów i wielkiej niepokory. Poeta, filozof, eseista, dramaturg i prozaik, a nade wszystko wierny sobie erudyta i intelektualista. Odważny działacz opozycji demokratycznej w czasach komunizmu, który jednak także w wolnej Polsce nie zawsze zgadzał się z głównym nurtem i szedł pod prąd, czasami w sposób dla niektórych kontrowersyjny. Miłośnik Piłsudskiego, Mazowsza i poniekąd także Płocka, gdzieś przecież przez prawie 30 lat (1982-2011) był kierownikiem literackim naszego teatru. Tutaj inicjował sympozja naukowe, pisał przenikliwe komentarze do teatralnych programów, tutaj wystawiano jego sztuki ("Chłopiec, który odchodzi", "Żelazne kwiaty", "Gwiazdy rdzewieją na dnie Wisły"). Nie może więc dziwić, że ku jego pamięci (In memoriam) Marek Mokrowiecki zdecydował się wreszcie wystawić dzieło jego życia, czyli "Głosy" - zebrane w formie wierszy, świadectw i osobistych refleksji zapiski dotyczące niemieckich obozów koncentracyjnych. Urbankowski pracował nad nimi praktycznie przez całe swoje dorosłe życie - poprawiał, dopisywał kolejne części. Te naznaczone osobistą historią (ojciec Urbankowskiego został zamordowany w niemieckim obozie pod koniec wojny) głosy "wołały" go nieustannie. Muszę szczerze przyznać, że nieco bałem się tej inscenizacji. Czy po całej literaturze obozowej, czy po Borowskim i jego "U nas w Auschwitzu", czy też "Proszę Państwa do gazu", można o tym piekle na ziemi opowiedzieć jeszcze w jakiś nowatorski sposób? Jak przełożyć taki tekst jak "Głosy" na język teatru, aby nie wpaść w pułapkę sztampy, patosu, powtórzeń? Nic dziwnego, że do tej pory raczej tego nie próbowano. Były słuchowiska z udziałem znanych aktorów, były pojedyncze inscenizacje w Kościołach, ale na deskach prawdziwego teatru nie wystawiono "Głosów" bodajże nigdy. Nic dziwnego, bo wymaga to jednak pewnej odwagi. Trzeba wszak odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jestem w stanie dodać tu coś nowego, wstrząsnąć tym, co wstrząsa i przeraża od dawna, a mimo to wciąż wydaje się niepojęte? Bohdan Urbankowski namawiał Marka Mokrowieckiego do wystawienia "Głosów" już wiele lat temu. Może wcześniej okoliczności były nie te, a może do zabrania się za niektóre tematy przychodzi po prostu w życiu właściwy czas - obojętnie w jakim jest się wieku?

Koniec końców dobrze jednak, że "Głosy" w Płocku powstały, bo Mokrowiecki i pozostali twórcy przedstawienia wyszli z tej próby jak najbardziej zwycięsko. Udało im się - poprzez dobry wybór tekstu i odpowiednią dla niego formę - grozę przeszłości połączyć ze współczesnym uniwersum ludzkiej natury. Urbankowski - mistrz słowa, krótkiej frazy ( uniformizm jest indywidualizmem, wykonywanie rozkazów jest wolnością, tylko śmierć jest prawdziwa, a prawda jest dziś nikomu niepotrzebna) i zgrabnej metafory, pisze o zagładzie i obozowej rzeczywistości. Tak naprawdę jednak wszystko to można odnieść także do współczesności. I nie wiadomo już, co jest bardziej przerażające. Podzielony świat, podzielone społeczeństwa. Odwieczna potrzeba dominacji, narcystyczne poczucie bycia lepszymi, mającymi prawo do decydowania o losach innych ("zrobimy z nich ludzi..., zamienimy zło w dobro), odwieczne kłamstwo, że cel uświęca środki. Obłuda, że ofiary są potrzebne, aby powstał nowy, "wspaniały" świat. A także manipulowanie pamięcią. U sprawców - oby się "wybielić" (my przecież tylko wykonywaliśmy rozkazy), ale także u ofiar - aby jakoś z tym wszystkim żyć. Czy pod tym względem naprawdę aż tak wiele się zmieniło? Jedem das seine - każdemu, co mu się należy. Czy w skrytości ducha czasem nie hołdujemy tej zasadzie? Obóz koncentracyjny (w tym wypadku KL Buchenwald) to mikroświat w pigułce. A jak wiadomo - porządek musi być i dlatego potrzebne są w nim mapy. Mapy życia i mapy śmierci. Obóz to także - powodowane warunkami zewnętrznymi - pewne ekstremum, które jednak wyciąga na wierzch nasze ukryte instynkty i zachowania.

Nie bez przyczyny wiele lat później w psychologicznym eksperymencie więziennym Philipa Zimbardo potwierdzono (choć dziś są pewne zastrzeżenia co do metodologii samego badania), że zwykli ludzie są zdolni do niebywałego okrucieństwa, jeśli tylko stworzy się im ku temu odpowiednie okoliczności. W "Głosach" odczytać można więc także, nie wprost zadane pytania, o istotę zła. Jak to możliwe, że to piekło zostało stworzone w ojczyźnie Goethego? Jak to się stało, że przepiękny walc Straussa stał się tańcem śmierci? To wszystko jednak tylko tło i kontekst. Bo pomiędzy tymi wszystkimi, wielkimi pytaniami historii są zawsze zwyczajni ludzie. Z jednej strony upodleni, chcący przeżyć, albo przynajmniej udawać, że jeszcze żyją. I dlatego paradują na obozowym wybiegu mody - balansując na granicy życia i śmierci, albo grają w upiorną wyliczankę " I nie było już nikogo" zaczerpniętą z Agathy Christie. Z drugiej strony są oczywiście również ci lepsi - esesmańscy "bogowie", ale także zwyczajni, szanowani mieszkańcy Weimaru. Płocka inscenizacja "Głosów" to teatr pełną "gębą". Już sama rearanżacja Sceny Kameralnej zaskakuje i robi wrażenie. Podobnie jak scenografia - minimalistyczna, ale - jak zwykle w przypadku Krzysztofa Małachowskiego - adekwatnie dobrana. Mocny, uniwersalny narracyjny wstęp, właściwie ustawia naszą percepcję. Wiadomo, że w udanym spektaklu "zagrać" musi wszystko, więc i pozostałe elementy teatralnego rzemiosła zasługują na wyróżnienie. Nie sposób nie wspomnieć o ruchu scenicznym za który odpowiadała Małgorzata Fijałkowska. Praktycznie cały spektakl rozgrywa się na wybiegu. Czasem postaci wchodzą na niego, aby "zaistnieć" - jak na pokazie mody, czasem by po prostu przeżyć. Za każdym razem poruszają się więc inaczej. I znowu można to odebrać jako ponadczasową metaforę - czyż w życiu też nie jesteśmy na ciągłym wybiegu, a "krok", którym się poruszamy zależy od wielu różnych okoliczności? Dla mnie osobiście ciekawym i nowatorskim rozwiązaniem sceniczno-dramaturgicznym był też to, że fotel inspicjenta/suflera zajęła osoba, która wcześniej była na scenie (Sylwia Lewandowska). Niczym pomost i przenikanie się dwóch światów - tego wykreowanego i tego rzeczywistego.

Całości dopełnia dźwięk i muzyka, za którą odpowiadał Krzysztof Misiak. Możemy pozachwycać się Straussem, Wagnerem i Bachem, a także poczuć klimat przeżywającego wówczas - nomem omen - złote czasy kabaretu. Nie bez przyczyny jeden z lepszych filmów o narodzinach faszyzmu to "Kabaret" Boba Fosse`a (kto nie ma czasu na obejrzenie go w całości, niech przynajmniej wygugluje sobie piosenkę "Tomorrow belongs to me"). Wszystko to przegrywa jednak z odgłosem pociągu wjeżdżającego na obozową rampę, której przecież fizycznie na scenie ... nie ma. Grubo pomyli się ten, kto się "Głosów" przestraszy. Kto pomyśli, że to przecież rzecz o okropnych czasach, trudna i przygnębiająca. Nic bardziej mylnego. W "Głosach" jest też sporo poczucia humoru, można się kilka razy nawet szczerze zaśmiać. Ten spektakl to bowiem pierwszorzędna teatralna robota. Nawiązując trochę do wspomnianego wcześniej Tadeusza Borowskiego, który nowatorsko złamał, a przez to uwypuklił grozę mówienia o Zagładzie, można zaryzykować stwierdzenie, że w płockich "Głosach" jest trochę jak u Gogola - i śmieszno i straszno. Duża w tym zasługa zespołu aktorskiego - dobrze dobranego i umiejętnie balansującego na granicy groteski i przerażenia. I znowu można zapytać: czyż nie z tego składa się nasze życie, w pewnym sensie nawet te "obozowe"? Ze spektaklu nie wychodzimy przygnębieni, ale bogatsi - o nowe doświadczenie, wewnętrzne przeżycia, o kontakt z prawdziwą sztuką. Wychodzimy oczyszczeni, a o takie doznanie dziś coraz trudniej. To lekcja historii i natury człowieka. Niejeden dowód mamy na to, że przecież to wszystko może się powtórzyć- w tej czy innej formie. Te głosy warto więc usłyszeć, te "Głosy" warto więc zobaczyć. Następne spektakle już w 2024 roku - od 9 do 14 stycznia. Jakub Moryc autor jest członkiem Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru

(Redakcja)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%