Dwukrotne powstawanie płockiego teatru to potwierdzenie banalnego faktu, że na początku jest zawsze idea, ale potem wcielają ją w życie konkretni, zdeterminowani ku temu ludzie. Najpierw był nim prefekt departamentu płockiego Rajmund Rembieliński, który w 1812 roku doprowadził do powstania teatru na wiślanej skarpie – w miejscu dzisiejszego hotelu Starzyński. Budynek teatru w czasie wojny zburzyli Niemcy, a po wojnie inne były priorytety. Sytuacja zmieniła się, gdy miasto zaczęło się rozrastać i zyskiwać na znaczeniu – wraz z powstaniem Mazowieckich Zakładów Rafineryjnych i Petrochemicznych. W 1968 roku powstało Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru, działał też Teatr Adekwatny – jako zawodowa scena impresaryjna. Teatru z prawdziwego zdarzenia jednak wciąż nie było. I wtedy właśnie Henryk Rybak - ówczesny Prezydent Płocka, a wcześniej budowniczy Petrochemii – doprowadził w 1975 roku do powstania przy Nowym Rynku teatru, który mamy do dziś.
Pierwszym dyrektorem płockiego teatru został Jan Skotnicki - obyty w świecie ówczesny prorektor Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Skotnicki widział płocki teatr jako coś więcej, niż tylko scenę, gdzie grane są przedstawienia. Teatr miał być żywym centrum lokalnej kultury – wraz ze spotkaniami, odczytami, dyskusjami. Miał siać twórczy ferment i edukować jednocześnie (idea multidyscyplinarnego ośrodka kultury nie do końca się sprawdziła i 2 lata później wyodrębniono Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki).
Skotnicki musiał tworzyć w Płocku wszystko praktycznie od zera. Brakowało nie tylko aktorów, ale także ludzi tworzących całe teatralne zaplecze. Udało mu się jednak przekonać wiele osób do przyjazdu do Płocka. Nie bez pomocy wspomnianego wcześniej prezydenta Rybaka, który potrafił zorganizować dla nich służbowe mieszkania. Nie oszukujmy się – samą misją niesienia kaganka kultury nikt by się w Płocku nie wykarmił.
Uroczyste otwarcie teatru było wielkim wydarzeniem. Ojcami chrzestnymi płockiej sceny zostały wielkie postacie – Tadeusz Łomnicki i Ryszarda Hanin. Oficjalną premierą był „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” Wojciecha Bogusławskiego – sztuka, która nawiązywała do tradycji teatralnych Płocka. Nie wszyscy jednak wiedzą, że kilka dni wcześniej odbyła się premiera „Romea i Julii” (wszak teatr, który zaczyna działalność, nie może mieć w repertuarze tylko jednego przedstawienia). Jak opowiadał obecny na uroczystej gali Grzegorz Mrówczyński – ówczesny zastępca dyrektora ds. artystycznych, podczas tego przedstawienia doszło na widowni do… regularnej bójki – kiedy to jeden z widzów próbował uciszyć drugiego. Sytuację opanowali dopiero… aktorzy, którzy swoją grą przekierowali uwagę i energię widzów z powrotem na scenę.
Od tego czasu płocki teatr nas bawi, wzrusza, prowokuje – czasem do myślenia, czasem do narzekania, grunt, że do czegokolwiek. Odbyło się 387 premier. Co zrozumiałe, o różnym poziomie artystycznym. Wśród nich kultowe – jak choćby „Mistrz i Małgorzata” Andrzeja Marii Marczewskiego z 1981 roku, ważne – jak choćby „Dziady” Marka Mokrowieckiego z 1992 roku - wystawione w płockiej Katedrze, czy ponadczasowe – dosłownie i w przenośni – jak grana od 20 lat „Opowieść Wigilijna” Rafała Sisickiego.
Płocki teatr odwiedziło przez te 50 lat ponad 3 miliony widzów. To więc już żywa historia naszego miasta. Drobiazgowo i z ogromną faktograficzną precyzją opisuje to Barbara Konarska-Pabiniak w swojej książce „Teatr w Płocku 1975-2025”. Jej książka to także zapis zmieniających się czasów. Bo teatr zmienia się wraz z nami. Jest co raz bardziej różnorodny. Także w Płocku. Kiedyś teatry grające farsy uchodziły za „gorszy sort”, dziś już wiadomo, że przebodźcowani pędzącym światem czasami potrzebujemy oddechu. Co nie znaczy, że teatr – także w Płocku - abdykuje ze swojej roli komentatora współczesnego świata i badania kondycji człowieka. Zadanie ma niełatwe. Konkurencja – zwłaszcza w internecie - spora. Teatr jednak ma wielką przewagę – w czasie, gdzie samotność staje się powoli chorobą cywilizacyjną, oferuje nam realne spotkanie z drugim, żywym człowiekiem. To, być może, dziś jego kolejna z ważnych misji.
Dlatego o teatr warto i należy dbać. To zadanie zarówno dla nas - widzów, jak i dla tych, którzy przekazują na teatr publiczne pieniądze. Nie tylko w Płocku często zdarza się, że nie doceniamy tego, co jest blisko. Mamy też prawo do krytyki – zwłaszcza tej konstruktywnej. Cieszmy się jednak – nie tylko przy okazji jubileuszy – z tego, co mamy. Doceńmy pracę tych, którzy teatr tworzą. Nie tylko aktorów czy reżyserów, ale także wszystkich pracowników – członków teatralnej rodziny. Doceńmy też przy okazji tych, którzy płocki teatr wspierają – choćbyśmy nie kibicowali ich politycznym wyborom. To z jednej strony ich obowiązek jako włodarzy, ale wiadomo jak się czasami politycy ze swoich obowiązków wywiązują.
Patos na scenie sprzedaje się słabo, ale przy okazji jubileuszy można chyba sobie na lekką jego dawkę pozwolić. - Chodzenie do teatru nobilituje człowieka – mawiała moja profesor od polskiego. "Uczestnictwo w kulturze pozwala uwznioślić byt" – powiedział poeta Andrzej Karasek. A Jan Skotnicki stwierdził kiedyś, że teatr jest potrzebny nawet tym, którzy do niego nie chodzą. I, zachęcając oczywiście do odwiedzania teatru, tego proponuję się trzymać. Bo, jak powiedział na koniec gali Jarosław Wanecki, prezes Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru: "Teatr uczy nas żyć, kiedy życie uczy nas udawać".
Jakub Moryc
autor jest członkiem Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz