[dropcap]K[/dropcap]toś w dobrej wierze wymyślił limity emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie pieniądze. Oczywiście, Polska jest sygnatariuszem Protokołu z Kioto, chociaż najwięksi truciciele świata – Chiny i USA wypięły się na wzniosłą ideę ratowania globu przed cieplarnianą zagładą i robią to konsekwentnie do tej pory.
Ale my możemy czuć się bardziej świadomi, lepsi, światlejsi ekologicznie od innych nacji. Jednakże póki co, zużywając nieprzebrane ilości węgla kamiennego i brunatnego, musimy słono, naprawdę słono za to płacić. Jeżeli zaś spróbujemy przestawić się na alternatywne źródła energii, zapłacimy podwójnie, może potrójnie. A konkretnie kto? My, we własnych domach, własnymi ciężko zarobionymi pieniędzmi, w rachunkach „za prąd”. I znów kilkaset, może kilka tysięcy ludzi na bruku…
[dropcap]W[/dropcap] Sejmie, na skutek histerii ekologów, toczy się dyskusja, jak – delikatnie rzecz biorąc – obejść prawo, aby dalej móc sprzedawać mięso poddane rytualnemu ubojowi. Nie mam na to recepty, ale dla mnie wołowina jest wołowiną.
Rynek wart miliard złotych za chwilę stracimy tylko dlatego, że wykazujemy się znów powierzchowną empatią dla losu bezbronnych krów. Jeśli nie chcemy tego robić, nie ma problemu, znajdą się natychmiast inni bez egzystencjalnych skrupułów, przejmą „brudną” gotówkę. A w naszym, nawiedzonym ideami różnej maści, kraju znów ludzie ucierpią gorzej niż zwierzęta, a w najlepszym wypadku skończą pod mostem…
Konkludując, przyznaję, że jestem pospolitym zjadaczem mięsa, ale też nie cierpię moralnie z tego powodu. Nie oszczędzam „braci i sióstr mniejszych”, za dobry stek dałbym wiele. Takie podejście do sprawy wydaje mi się jak najbardziej zgodne z prawami natury, pozbawione współczesnej histerii, obłudy powierzchowności… Mam nieodparte przekonanie, że tzw. ekolodzy nie dbają o ochronę ekosfery, rozwój edukacji przyrodniczej i jakąkolwiek wyższą sprawę. To tylko kakofonia wrzasku ludzi, którzy na ekologii chcą się koniecznie wypromować, coś dla siebie „ugrać”.
Człowiek, jako najważniejszy element ekosystemu, w tym rozrachunku się nie liczy, bo jest to za bardzo skomplikowane i kiepsko się sprzedaje. Najłatwiej przecież zaistnieć, epatując i terroryzując spojrzeniem bezbronnych, młodych foczek…
Ekoterroryzm to plaga która do nas jeszcze nie dotarła w takim stopniu jak w Ameryce czy innych krajach wysokorozwiniętych. Z opowiadań znajomego prowadzącego firmę w Kanadzie wiem że to problem który ich przeraża (branża budowlana) bardziej niż Islamscy bojownicy.
Będą bronić każdego źdżbła trawy za cenę życia udając że ich to obchodzi a odpowiednia dotacja zawsze powoduje ze trawa przestaje mieć znaczenie. Kolor zielony zawsze ma…