W kolejnej odsłonie „Płockiej Kuchni” gości człowiek z prawdziwą pasją. Pasją nie tylko do gotowania, ale także do życia. Kobieta przedsiębiorcza, założycielka i dobry duch Stowarzyszenia „Nasze Lipianki” – Marzena Nowacka.
Na co dzień poważna urzędniczka – specjalista do spraw rozwoju zawodowego w Powiatowym Urzędzie Pracy w Płocku. Po godzinach uwalnia swoją artystyczną duszę, pisząc wiersze i słuchając etnicznego jazzu. Niezwykle ciepła kobieta, która do życia, jak sama przyznaje, podchodzi zadaniowo.
– Życie ciągle stawia przed nami nowe wyzwania. Jest wspaniale, gdy pokrywają się one z naszymi marzeniami. W wieku 25 lat założyłam pierwsze w gminie Nowy Duninów gospodarstwo agroturystyczne. W zasadzie zmusiła mnie do tego sytuacja – długo opiekowałam się dziećmi i potrzebowałam jakiegoś źródła dochodu – przyznaje pani Marzena. – Było ciężko, bo zajmowałam się wszystkim: od malowania i konserwacji, przez marketing, sprzątanie, gotowanie, opiekę nad dziećmi i turystami oraz organizowanie im czasu wolnego – wspomina nasza rozmówczyni.
Koniec biznesu, początek Stowarzyszenia
Zapotrzebowanie na odpoczynek na polskiej wsi znacznie zmalało wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej i otwarciem granic. Na wieś przyjeżdżali tylko pasjonaci. Wszyscy ci, którym pasowała z wiejskiego wypoczynku tylko cena, szybko zorientowali się, że za te same pieniądze można wypocząć poza granicami kraju. – Tak było i u mnie, gośćmi nadal są prawdziwi Przyjaciele, którzy przyjeżdżają do dnia dzisiejszego do Lipianek dla czystej przyjemności – mówi pani Marzena. Ta chwila oddechu była przełomem dla naszej rozmówczyni, dała nowe możliwości.
– Wtedy to wraz z grupą mieszkańców Lipianek i ludnością napływową: turystami mieszkającymi tu latem zauważyliśmy, że wieś trzeba wzmocnić. I tak w 2013 roku założyliśmy Stowarzyszenie „Nasze Lipianki” – wspomina pani Marzena.
Już teraz stowarzyszenia pani Marzeny nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Wszyscy w regionie wiedzą, że gdziekolwiek nie rozstawią swojego stoiska, mogą liczyć na popularność i… gigantyczne kolejki. Chętnych do spróbowania wypieków i dań Lipianek jest bardzo wielu. Obecnie Stowarzyszenie liczy 59 członków i znane jest z organizacji takich imprez jak Jarmark Duninowskie Dary Lasu czy Lipiankowy Dzień Uśmiechu Dziecka. Niezwykłą popularność zyskał także Piknik w Lipiankach, organizowany około 15 sierpnia.
Pierwszy kurczak i ostatni przepis na pączki
Kobieta z taką pasją musi mieć niezwykłe wspomnienia z dzieciństwa. Od kogo nauczyła się gotować nasza dzisiejsza rozmówczyni?
– Wychowałam się na wsi. Mama pracowała, a o menu dla mnie i trójki moich braci dbała babcia. Do dziś pamiętam jej rosół z dużą ilością warzyw, czosnkiem i lanymi kluseczkami – wspomina pani Marzena. – Od zawsze kombinowałam w domu z gotowaniem, a mama powtarzała z politowaniem: „Marzena, ile ty rzeczy napsujesz…”. Pamiętam jak wyprosiłam wręcz od mamy kurczaka, by po swojemu nauczyć się wyjmowania kości. Z pieczeni zrobiła się pieczeń rzymska, a z kurczaka firanki, ale za każdym razem było lepiej – śmieje się nasza rozmówczyni.
A czy jakaś potrawa szczególnie utkwiła w pamięci pani Marzeny? – Mama robi wspaniałe pączki, nigdy mi one nie wychodziły. W wieku czterdziestu lat dowiedziałam się dlaczego. Mama popatrzyła na moje wykonywanie i stwierdziła, że do pączków trzeba cierpliwości i czasu: w skrócie mam nie robić pięciu rzeczy na raz tylko stać i smażyć! Podziałało! Pączki wychodzą jak malowane – mówi z uśmiechem. – Z dużym sentymentem wspominam także pierogi z malinami mojej mamy. Teraz chyba nie ma już takich malin, bo nie mogę odtworzyć tego smaku – mówi pani Marzena.
Coraz bardziej skłaniam się do tezy, że szczególny dar do smacznego gotowania dostajemy w spadku po przodkach. Czy Marzena Nowacka także ma takie zdanie?
– Coś w tym jest. Patrząc z perspektywy czasu widzę, że mój smak ukształtowała babcia, ale mama też potrafiła dobrze gotować. Chyba przechodzi to z pokolenia na pokolenie, bo świetnie w kuchni radzi sobie także moja córka i syn – zdradza nasza rozmówczyni.
Grochówkę zawsze gotuje mąż
Pytanie o to, którą kuchnię lubi pani Marzena najbardziej zdaje się być zbędne. – Oczywiście, kuchnię polską, to wychodzi mi najlepiej. Chociaż staram się nie gotować tłusto, używam zamienników, np. zamiast śmietany używam jogurtu naturalnego. Nie zawsze jednak można to zrobić w taki sposób, by smak potrawy nie uległ zmianie – przyznaje pani Marzena.
Zdolności kulinarne naszej rozmówczyni są niepodważalne, ale czy czasem skusi się zjeść coś poza domem?
– Najczęściej jadam w domu, to co sama przygotuję. Ale przychodzą takie chwile, gdy mam dziwną potrzebę zjedzenia czegoś, czego sama nie ugotowałam. I wtedy zaczyna się czas dla mojego męża, a on uwielbia eksperymenty. Świetnie gotuje grochówkę i pozwalam mu zawsze na „kropkę nad i” przy ostatecznym kształcie potrawy, chociaż wszystko mam pod kontrolą – zdradza nasza pani Marzena.
Pewnie jest sporo potraw, które chwalą goście w domu Marzeny Nowackiej, ale gdyby miała wybrać trzy absolutnie popisowe potrawy, co by to było? – Wszyscy lubią moje zupy, słodkie żeberka i karpatkę. Słyszałam też nie raz, że mam rękę do klusek. Na czym to polega, nigdy nie zapytałam – mówi nam pani Marzena.
Wiemy, że wybór będzie trudny, ale niestety, mamy miejsce tylko na jeden przepis. Który ze swoich sekretów zdradzi nasza rozmówczyni czytelnikom PetroNews? – Zdecydowałam, że podam przepis na flaczki, który kiedyś pisałam dla mojej koleżanki – mówi pani Marzena.
[tabs]
[tab title=”Flaczki po mojemu”]
W przeddzień flaczkowej uczty musisz kupić:
- 1,5 kg różnej wołowiny (Troszkę jasnego antrykotu i kilka żeberek wołowych z kością, a nie chrząstką),
- pół głowy dużego selera i dwa kawałki selera w całości,
- dwa korzenie pietruszki,
- dwie marchewki średnie,
- jedna cebula (Przypal ją zapałkami lub nad gazem, na płycie indukcyjnej będzie gorzej),
- dwie paczki suchych mrożonych flaków (Trzeba je zagotować w osobnym garnku, pogotować jakieś 15 minut, wodę odlać. Czynność powtórzyć. Wystudzić przecedzone i schować do lodówki. Ja kupuję flaki ABLA. Nie kupuj takich białych, one są z jakąś chemią, która nie daje się niczym przytłumić).
- gałka muszkatołowa w całości Kamisa (To ważne, zetrzesz ją na tarce i będzie cudny aromat, mielona nie ma już nic z gałki),
- imbir mielony,
- majeranek,
- papryka ostra (Ale z nią nie przesadzaj, potrawy od jej nadmiaru robią się kwaśne),
- pieprz (Pieprzu do flaków, jak wiesz, nie trzeba się bać. Sypię go naprawdę dużo, też używam pieprz w ziarenkach, zmielony w starym młynku. Jaka radość z odgłosu miażdżenia ziarna i ten zapach świeżo zmielonego, który kręci w nosie – niepowtarzalna chwila miłej ostrości życia),
- kup też taki rosół instant Winiar (na wypadek, gdy ciągle brak polotu) – przyda się wołowy, ale warto mieć też w kuchni słoiczek drobiowego. Jego łyżeczka malutka jest jak promyk słońca po burzliwym dniu, potrafi wywołać uśmiech spełnienia…,
- przyprawa do zup w płynie Knorra (Ostrożnie dodaję kilka kropli, bo ma podkreślić smak. W lecie do wszystkiego świeży lubczyk… Sprawia, że życie jest piękne).
Wykonanie:
Po powrocie z zakupów obierz warzywa i zetrzyj je na grubej tarce jarzynowej. Włóż wszystko do pojemniczka zamkniętego i postaw w lodówce.
Następnego dnia nalej do garnka wody, trzeba tak ok 6 l, ale garnek troszkę większy. Mięso opłucz i włóż od razu do zimnej wody, wsyp łyżkę soli (sól wyciąga z mięsa sole mineralne i powoduje, że rosół jest aksamitny).
Gdy tylko pojawią się białe obłoczki, zbierz je szymówką. Po zagotowaniu, dodaj starte warzywa, łyżkę Degusty lub Wegety, cebulkę i liść laurowy (4 szt.). Warzywa powinny się rozgotować w rosołku i dodać lekkiej gęstości flaczkom, tworząc tam swoisty sos. Dzięki nim, potrzeba mniej zasmażki (jakieś cztery duże łyżki). Pozwól mu powoli nabierać mocy, jakieś 2,5 godziny. Pod koniec wrzuć selera, dwa kawałki.
Potem wyjmij wołowinkę i spraw, by przestygła. Do wywaru dodaj suche, obgotowane flaczki i sprawdzaj miękkość, żeby się nie rozgotowały.
Mięso pokrój w paseczki, wyrzuć tłuszcz i zetrzyj gałkę. W opakowaniu są dwie zwykle, tyle powinno starczyć. Papryki dodaj 1 łyżeczkę, majeranku dwie łyżki, imbiru łyżkę powiedzmy. I pieprz! Zawsze sypię go bardzo dużo i ciągle są mało ostre. Spróbuj, jeśli potrzeba, wsyp łyżkę rosołu instant. Dopraw przyprawą do zup w płynie. Na koniec dodaj zasmażkę, rozprowadź ją i pomieszaj, czekając aż się zagotuje. Flaczki należy jeść zawsze we dwoje.
Smacznego![/tab]
[/tabs]