Orlen Wisła znów przegrała w Lidze Mistrzów, tym razem powtórzyła wynik z pierwszego meczu. 32:30 porażka w Płocku i porażka w Nantes z HCB – niby coś zaczęło działać, ale ponownie tylko 15-20 minut. Plusem było to, że w końcu udało się zniwelować ilość błędów.
Początek meczu, 25 listopada, powinno się pominąć, ponieważ na tym poziomie nie wolno tak grać. Owszem przeciwnik mocny i ograny, ale to nie tak powinno działać. Zaledwie 75 sekund meczu i 3:0 dla gospodarzy. Potem nieco drgnęła z miejsca gra podopiecznych Piotra Przybeckiego, ale fatalne pomyłki Lovro Mihica i brak powrotu do obrony skutkowały dobijaniem gości. 6:1 w 7. minucie po trafieniu Balaguera, to był już delikatny policzek dla Wisły. Zaledwie dwie minuty później po trafieniu Tournata, Nantes prowadziło już 9:2!
Do tego momentu Wisła oddała już 11 rzutów na bramkę, a zdobyła tylko dwie… Wisła próbowała się poderwać do lepszej gry, ale niestety, zabrakło nieco bramki, a co za tym idzie środka obrony, gdzie Francuzi wchodzili jak w masło… Maciej Gębala i Igor Żabić raczej oglądali tylko plecy rywali, a Nemanja Obradović sam nie zagra za trzech. Szkoda, bo skrzydła, mimo różnych sytuacji, i boczni rozgrywający dawali dziś sporo. Niestety, to zupełnie nic nie odmieniło, ponieważ Nantes kontrolowało przebieg wydarzeń i dlatego do szatni schodziło z prowadzeniem 18:12.
W szatni musiało zagrzmieć, ponieważ od początku drugiej połowy zobaczyliśmy nieco lepszą drużynę. Przede wszystkim z ogromną wolą walki! Kapitalny Gilberto Duarte (oby nie była to wypadkowa tego, że za rok rywalizować będzie w Lidl Starlidze), świetny i inteligenty Marco Tarabochia, pozytywny Jose de Tolego i niezawodny Michał Daszek! Orlen Wisła znów pokazała, że potrafi, ale niestety, znów jest to 6-7 zawodników, a nie wszyscy. Pomijając ten fakt, należy zaznaczyć, że Wisła w 38. minucie po bramce Przemysława Krajewskiego, złapała kontakt z przeciwnikiem 18:16.
No i nagle zeszliśmy, jako kibice na ziemię, a Nantes zrobiło swoje, uciekając ponownie od Wisły. 41. minuta i wynik 22:16 mówi sam za siebie, Wisła ciężko pracowała osiem minut i odrobiła cztery trafienia, a Nantes to samo zrobiło w trzy minuty. Realia były brutalnie, ale fajnie było patrzeć, jak Wisła próbowała być szybką drużyną i pewniejszą od rywala. Zespół z naszego miasta niby jeszcze próbował coś zmienić i dalej grać szybko, co dawało efekty, ponieważ stopniowo przybliżali się do gospodarzy. W 46. minucie 23:19, w 50. minucie 26:23, w 54. minucie 27:25, ale to było za mało… Nantes jest zbyt mądrą drużyną, by dać się zaskoczyć i dlatego to gospodarze wygrali 32:30.
Mecz trwa 60 minut, a nie 20 i to jest różnica. Chyba był to jednak jeden z lepszych meczów w tym sezonie, ale nadal to za mało… Są pozytywy, które trzeba dostrzec, to chyba już jednak czas, by trener Krzysztof Kisiel otrzymał swoją szansę – nikogo nie zwalniamy, ale takie refleksje się pojawiają…
HCB Nantes – Orlen Wisła Płock 32:30 (18:12)
Wisła: Borbely, Wichary, Morawski – Daszek 4, Duarte 5, Krajewski 4, Racotea 1, Obradović 3, Ghionea 1, Ivić 2, Tarabochia 1, M,Gębala, Żabić 2, Mihić 3, Toledo 2.
Marek Wojciechowski