W środę lodołamacze dopłynęły do Płocka. Podczas konferencji Wód Polskich, prezes Przemysław Daca przekazał informacje na temat planów pogłębiania rzeki oraz zadbania, by ograniczyć występowanie powodzi.
W spotkaniu, które odbyło się 24 lutego na brzegu Wisły od strony osiedla Radziwie, uczestniczyli m.in. Przemysław Daca – prezes Wód Polskich, Krzysztof Woś – zastępca prezesa Wód Polskich, Maciej Małecki – podsekretarz w ministerstwie aktywów państwowych, Anna Trzeciakowska – dyrektor RZGW Wody Polskie w Warszawie i Grzegorz Padzik, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Płocku.
– Osiągnęliśmy cel, polegający na rozbiciu zatoru lodowego. Jednak jak widać, tego lodu jest bardzo dużo, więc jeszcze parę dni pracy przed nami. We Włocławku jest otwartych 9 przęseł jazów, przepływ jest duży. Na skutek lodołamania dochodzi do skoków na wskazaniach wodowskazów. Jednak jest to normalne, nie widzimy tutaj żadnego zagrożenia – podkreślał prezes Wód Polskich.
Jak dodał, nie ma fali powodziowej z góry Wisły, nie ma też gwałtownego ocieplenia, a dzięki mroźnym nocom lód topi się powoli.
– Dajemy z siebie wszystko, żeby pomóc mieszkańcom nadwiślańskich miejscowości, pracujemy 24 godziny na dobę – podkreślił prezes.
#Płock | 💬 @DacaPrzemyslaw, @WodyPolskie: Sytuacja jest pod kontrolą, nie widzimy dla Płocka żadnego zagrożenia. Prognozy są dobre, nie ma fali powodziowej z góry Wisły ani gwałtownego wzrostu temperatur. Lód topnieje w sposób kontrolowany. pic.twitter.com/g0lMpR7A0U
— TOP TVP INFO (@TOPTVPINFO) February 24, 2021
Wiceprezes Krzysztof Woś tłumaczył, że obecnie kończy się pierwszy etap lodołamania, podczas którego trzeba było kruszyć zator o długości ok. 7 kilometrów.
– Dalej idziemy w górę rzeki, gdzie pokrywa lodowa ma jeszcze około 40 kilometrów. Dzięki odwilży, końcówka lodu zaczyna się samoczynnie topić i może mieć tendencję do zatrzymywania się. Jest kwestią kilku, maksymalnie kilkunastu dni, kiedy udrożnimy całkowicie stałą pokrywę lodową, by zaczęła samoczynnie płynąć w kierunku jazu we Włocławku – mówił Krzysztof Woś.
Lodołamacze będą płynęły tam, gdzie będzie co najmniej 1,8 metra głębokości.
– Dokąd uda nam się rozbić lód, jeszcze nie do końca wiemy. Mamy na pokładzie doświadczonego pracownika Wód Polskich, który doskonale zna ten teren i poprowadzi załogi. Mamy nadzieję, że lodołamacze dopłyną jak najdalej – mówił Przemysław Daca.
Podkreślił, że wały przeciwpowodziowe są cały czas patrolowane, w czym pomaga straż pożarna.
Krzysztof Woś dodał natomiast, że na tę chwilę nie ma przeszkód, by lodołamacze dopłynęły do Wyszogrodu. Jak tłumaczył, zatory położone w górze rzeki nie są już tak groźne jak ten pod Płockiem, a po każdym ich rozbiciu stany wody będą się obniżać.
Prezes Wód Polskich odniósł się także do przekazu medialnego o przyczynie powodzi, jaką ma być brak pogłębiania Wisły w rejonie Płocka.
– Na to, co dzieje się w Płocku nie wpływa to, że się rzekę tu pogłębi, lecz wpływa to, co dzieje się powyżej Płocka. Dlatego to tam trzeba odbudować urządzenia regulacyjne, najlepiej wybudować kolejny stopień wodny i wówczas będzie bezpieczniej – powiedział.
Nie oznacza to jednak, że Wody Polskie rezygnują z bagrowania rzeki.
– W tym roku mamy przeznaczone 3,5 mln zł na pogłębienie Wisły w tym rejonie. Musimy najpierw zlecić badanie namułu, czy nie znajdują się substancje niebezpieczne, np. po awarii Czajka – podkreślał Przemysław Daca.
Jak podsumował, to co zadziało się w tym roku, jest efektem bardzo intensywnej zimy.




Dodaj swój komentarz