Więźniowie z Zakładu Karnego w Płocku postanowili spotkać się z uczniami płockich szkół. Chcieli porozmawiać o realiach więzienia, swoich przemyśleniach i odczuciach. Zwyczajnie powiedzieć, że nie warto marnować życia i spędzać go za kratami.
Hubert Skrzyński, dyrektor Centrum Kształcenia Ustawicznego przy zakładzie karnym wpadł na pomysł zorganizowania spotkań więźniów z uczniami szkół. Wraz z wychowawczynią penitencjarną Anną Lukowską oraz trójką więźniów przyszli do Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego. Scenariusz zajęć stworzyła Katarzyna Wilk – straszy psycholog zakładu karnego w Płocku.
Spotkanie odbyło się 23 marca. Rozpoczęło się od kilku słów wstępu, przedstawienia się i obejrzenia filmu fabularyzowanego, który ukazywał kilka przypadków, gdzie bohaterowie filmu wplątali się w kłopoty prawne. Podczas seansu, cała sala uczniów milczała. Na ekranie pojawiały się realia polskiego więziennictwa, wąskie i małe cele, w których znajduje się kilka łóżek, zielona zastawa i liche koce…
Trzech skazanych: Stanisław, Mariusz i Janusz bacznie przyglądali się uczniom, obserwowali ich reakcje podczas filmu, co jakiś czas spoglądali na siebie i na film. Taki widok jak na ekranie, mają codziennie.
Skazany, ale jednak uczeń
Hubert Skrzyński, dyrektor CKU i nauczyciel, współpracuje z więźniami – prowadzi z nimi zajęcia. Dzięki fundacji „Fundusz Grantowy dla Płocka” stworzył projekt „Głos zza krat”. Wraz ze skazanymi, którzy wyrazili taką chęć, uświadamia młodzież, że wystarczy chwila nieuwagi, podjęcie złej decyzji, by zostać skazanym. Dla więźniów takie wyjście na zewnątrz to jakaś odmiana od szarej, więziennej rzeczywistości. Chcą przestrzegać, na własnym przykładzie, że zwyczajnie nie warto. Są w pewnym sensie wyjątkowi, bo mogą się uczyć, a nie każdy więzień ma taki „przywilej”.
Szkół w zakładach karnych też nie jest dużo. W całej Polsce istnieje zaledwie 18, co daje ok. 3 tysięcy uczniów. Skazani mogą chodzić do liceum i odbywać kursy kwalifikacyjne. Trójka mężczyzn z Płocka uczęszcza na kurs zawodowy z zakresu informatyki. Chcą się uczyć.
– Nawet pewnie część z was nie wie, że takie szkoły w ogóle istnieją. Ale tak, istnieją. Skazani mogą się uczyć. Mogą nawet zdawać matury. Procedury podejścia do egzaminu dojrzałości są takie same jak wszędzie. Oczywiście, żeby do niej podejść, skazany musi mieć odpowiednie wykształcenie – tłumaczył Hubert Skrzyński, dyrektor CKU. – Różnice są jedynie w godzinach. Uczniowie w szkołach mają ok. 30 godzin tygodniowo jednostek przedmiotowych, więźniowie mają ich zaledwie 15. Inaczej wygląda sprawa na kursie, tu jest ich ok. 20 – dodał dyrektor.
Ilość miejsc w takiej szkole jest bardzo ograniczona. Takich jednostek jest o wiele mniej niż w warunkach wolnościowych. 18 placówek jest podzielonych na kategorie więźniów. Część zakładów jest przeznaczona dla recydywistów, są też jednostki dla tych, którzy zostali skazani po raz pierwszy. Nie w każdym typie szkoły skazany może pobierać naukę. W różnych placówkach są kursy kwalifikacyjne. W CKU w Płocku odbywa się kurs informatyczny, w ramach którego do nauki zapraszanych jest od 25 do 30 osób. Chętnych jest oczywiście dużo więcej.
– Teraz musieliśmy odrzucić ponad 30 panów. Rekrutacja nie pozwala nam na więcej. Proces przyjmowania takich uczniów polega na zebraniu się powołanej komisji, która wybiera odpowiednich skazanych. Patrzą na to czy, któryś z więźniów już wcześniej się uczył, czy ma kwalifikacje – tłumaczy dyrektor Skrzyński. – Wiadomo, że ten, który się nie uczył, ma większe szanse. Czasem jednak kandydat jest odrzucany ze względów bezpieczeństwa – dodaje.
Takie są realia
– Zanim włączę drugi film, przypatrzcie się „wystrojowi wnętrza”: kocom, łóżkom i zielonej „zastawie” – to będzie się powtarzało niemalże w każdej celi. Niech wam to da do myślenia – zwrócił uwagę uczniom dyrektor Skrzyński, po czym włączył drugi film.
Budynek z projekcji był wszystkim znany, ale od strony ulicy – Zakład Karny w Płocku, przy ul. Sienkiewicza. Charakterystyczna brama, wieża po której chodzą strażnicy i okna z kratami. Jednak na filmie brama się otwiera, kamera pokazuje to, czego zwykły przechodzień nigdy nie widział. Oczom uczniów ukazały się „spacerniaki”, ciasne cele z łóżkami, korytarze, świetlica, pokój widzeń, w którym znajduje się wydzielony kącik do zabaw z dzieckiem. Wszędzie kraty. Sala wypełniona ponad setką uczniów milczała. Nie odrywali wzroku od ekranu. Więźniowie szeptali coś do siebie, co i rusz zerkali na obraz, który ukazywał realia płockiego więzienia.
Zakład karny w Płocku jest typu zamkniętego, choć posiada kilka wydzielonych oddziałów półotwartych. To właśnie z nich trzech skazanych przyszło do uczniów. Na ogół więźniowie z Płocka przebywają zamknięci w celach 23 godziny na dobę, jedna godzina to wyjście na „spacerniak”. Stanisław, Mariusz i Janusz, jako że są z oddziału półzamkniętego, mają możliwość nauki, mogą migrować z cel do cel, mogą sobie pozwolić na częstsze widzenia. Generalnie mają więcej „przywilejów”. W celi muszą przebywać w nocy oraz podczas posiłków.
– Ja mam możliwość widzeń 4 razy w miesiącu, ponieważ mam małą córeczkę – wtrącił Janusz, jeden z więźniów.
Zostałem sam
Stanisław (teraz ma 32 lata) został skazany na 2,5 roku pozbawienia wolności, w zakładzie przebywa już od 17 miesięcy. Karę odbywa za jazdę po alkoholu. Po powrocie do domu z imprezy, zadzwonił kolega, który poprosił go, żeby zawrócił. Stanisław wsiadł w samochód i spowodował wypadek. Całe szczęście, że jechał sam. Został skazany. Niebawem po incydencie, zdarzył się drugi wypadek. Tłumaczył, że wtedy prowadziła jego partnerka. On chciał tylko przestawić samochód, ponieważ kobieta była roztrzęsiona. Wsiadł za kierownicę. Przyjechała policja, która zastała go „za kółkiem”. Nie słuchali wyjaśnień, kto spowodował wypadek. Wyrok zapadł, a dziewczyna go zostawiła.
– Z pierwszym wyrokiem się zgadzam, przyznaję się do spowodowania wypadku. Co do drugiego, nie ja spowodowałem wypadek. Chciałem tylko przestawić samochód, jednak policja już na to nie patrzyła, zwłaszcza, że już byłem za to skazany. Potem zostawiła mnie dziewczyna – tłumaczy Stanisław.
Zapytany czego mu najbardziej brakuje w więzieniu odpowiedział, że… zieleni i kobiety. Nie ma planów na swoją przyszłość. Twierdzi, że ciężko cokolwiek zaplanować jak się „siedzi”, ponieważ w więzieniu wszystko się zmienia. Wie jedno – nie planuje powrotu do tego miejsca.
Jeden głupi wybryk przekreślił wszystko
Mariusz ma 27 lat. Został skazany na 1,5 roku pobawienia wolności. Odsiaduje już rok. Mówi, że zgubił go alkohol i imprezy. Miał dobrze płatną pracę w Warszawie, kolegów, znajomych. Wraz z kumplami postanowili okraść jedną „warszawiankę”. Wkradł się do niej do domu. Sąd uznał go za winnego, za dokonanie kradzieży z włamaniem.
– Strzeliła mi głupota. Pogubił mnie alkohol, imprezy, koledzy. Teraz jestem sam – dodał Mariusz.
To jest stracony czas, a mam dla kogo żyć
Janusz ma 39 lat, odsiaduje 3-letni wyrok za kradzieże. Po drugiej, tej lepszej stronie krat czeka na niego 3-letnia córeczka i partnerka. Został skazany w 2005 roku. Uciekł za granicę. W Anglii ukrywał się przeszło 10 lat, jednak ręce sprawiedliwości i tam go dopadły. Dziś ma za sobą rok „odsiadki”. Jest recydywistą. Poprzedni wyrok otrzymał za napad z bronią w ręku. Wtedy dostał 6 lat.
– Byłem młody jak wy, chodziłem do szkoły. Ja już na początku skreśliłem swoje życie. Żałuję – mówił Janusz.
Po wyjściu z więzienia wszystko się udawało, zaczynał wieść normalne życie. Potem pojawili się dawni „kombatanci” imprez, były mecze, bójki i wyjazdy. Wszystko zaczęło się od nowa. W 2005 roku „przybili” mu wyrok za kradzieże, który teraz odsiaduje. Jak wyszedł ze sprawy, postanowił wyjechać za granicę. Tam ukrywał się 10 lat, ale prawo go dopadło. W 2011 roku wystawiono europejski nakaz aresztowania. Cztery lata później zatrzymała go brytyjska policja. Początkowo nie godził się na ekstradycję. Tam dostał SDE, czyli system dozoru elektronicznego, na 8,5 miesiąca. Nie mógł wychodzić z domu od 11 w nocy do 4 nad ranem. Te kilka miesięcy kary w Anglii nie zostało „zbite” z obecnego wyroku.
– W Polsce skazany może ubiegać się o SDE, jednak suma jego kar nie może wynosić roku czasu. Może mieć 5 wyroków, ale nie mogą przekroczyć one 12 miesięcy – wyjaśniła Anna Lukowska, ze Służby Więziennej.
Janusz, choć sam nie przebywał w brytyjskim więzieniu, twierdzi, że jest dużo gorsze niż polskie. To w nim swoje kary odbywają jego koledzy. Śniadania tam połączone są z obiadem, można mieć telefon zakładowy, jednak warunki są znacznie surowsze.
– Wszystko to sprowadziło mnie na złą drogę. Żadna świetlana przyszłość, zmarnowane kupę lat. Mam córkę i kobietę i to jest to, co mi się udało w moim życiu. Teraz kolorowo nie jest. Nic dobrego w więzieniu nie ma. Jest radio, telewizja, ale to żadna radocha. Łaźnie mamy 2 razy w tygodniu, kąpiemy się pod celami – wyznaje Janusz.
Widzenia z rodziną są dla niego szczęściem i wielką przykrością jednocześnie, choć nie daje tego po sobie poznać. Może widzieć swoich bliskich 4 razy w miesiącu. Widzenia odbywają się przez godzinę. To właśnie wtedy ma czas, żeby pobawić się z córeczką i porozmawiać z partnerką. Jak ktoś nie posiada dziecka, ma tylko 3 widzenia, a jeśli siedzi w oddziale zamkniętym, to tylko 2. Tak wygląda świat z tamtej strony. Nie jest kolorowo.
– Ma się kolegów, znajomych. Jak przychodzi co do czego, to zostaje się z rodziną i to są osoby na których można liczyć. Koledzy nagle znikają, nikt się nie interesuje. Nie tylko skazany odsiaduje karę, cierpi na tym również matka, kobieta, dzieci… najbliżsi. To jest taki łańcuszek – dodaje Hubert Skrzyński, nauczyciel więźniów.
Nie docenia się tego, co się ma na wolności. Nie myśli się, że można trafić „za kratki”, a ta linia jest bardzo cienka i wystarczy jeden głupi wybryk, by ją przekroczyć.
Januszowi brakuje rodziny i wolności, swobody, dobrego jedzenia i wszystkich przyziemnych rzeczy. W więzieniu tego nie ma. Jak sam przyznaje, gdyby nie wyrok, brnąłby dalej w przestępstwa. Żałuje swoich zachowań i ma nadzieję, że nigdy już nie wróci za kratki.
Uczniowie: Jak robicie zakupy?
Uczniowie Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego, zaciekawieni historiami mężczyzn, pytali ich o najróżniejsze rzeczy. To była jedyna taka okazja, by dowiedzieć się czegoś o prawdziwym życiu za grubymi murami płockiego więzienia. Spotkanie wywarło na nich duże wrażenie. Pytano ich o zakupy, pranie, jak spędzają czas, widzenia z rodziną czy relacje jakie panują między więźniami.
– Nie można robić dużo zakupów. Tylko 6 kg i dodatkowo mamy wypiski 3 razy w miesiącu. Wypiski to rodzaj naszego budżetu. Mamy swoje konta. Rodzina może na nie wpłacać pieniądze i to z nich możemy robić zakupy – mówi Janusz. – Polega to przykładowo na tym: rodzina wpłaca 200 zł, ale my możemy wziąć z tego tylko połowę. Dopiero jak suma naszych wydatków przekroczy 4 tysiące, możemy „wypłacać” całość. W kantynie nie ma tego wszystkiego, co na wolności – dodaje.
Zakupy pielęgnacyjne (w tym proszek) liczone są inaczej. Kwestia higieny jest podejściem indywidualnym. Nie ma pralek ani żelazka. Panowie mogą mieć ze sobą 5 podkoszulek, 2 pary spodni i 2-3 pary bluz, a bieliznę (majtki i skarpetki) w nieograniczonych ilościach. W zakładzie karnym jest fryzjer. O resztę trzeba zadbać samemu. Więzienie posiada też swoją bibliotekę i tzw. „punkty biblioteczne” na każdym oddziale. Znajdują tam m.in. gazetę PetroNews, którą dowozimy co 2 tygodnie, o czym wspominali podczas spotkania.
To właśnie stamtąd uczniowie przywięziennego CKU biorą książki do nauki. Z każdego przedmiotu jest ok. 30 podręczników do nauki. Każdy nowy rocznik może z nich skorzystać.
Dzień skazanych zaczyna się o 6 rano – o tej godzinie rozpoczyna się apel. Potem, o godz. 8.30 rozpoczynają się zajęcia w szkole. Oczywiście nie dla wszystkich. Są też tacy, którzy pracują. W płockim więzieniu jest jeden oddział, gdzie więźniowie zajmują się pracą. Najczęściej w łaźniach lub na kuchni. Są też tacy, którzy pracują za murami zakładu karnego, ale jest ich dosłownie garstka – ok. 10 osób. Reszta spędza czas tak jak potrafi, czytają książki, spędzają czas na świetlicy na której mają ping-ponga i skromną siłownię. Skazani mają możliwość pisania listów, jednak muszą one przejść cenzurę.
– Lubimy chodzić do szkoły. Jesteśmy na kursie informatycznym. Mamy dwie sale z komputerami. Nauczyciele są w porządku. Panują dobre warunki. Lubimy się z nauczycielami, choć czasem zdarzają się „utarczki” słowne, ale jak to w życiu. Tak samo jest na oddziałach – wyznaje Janusz.
Na oddziałach zazwyczaj panuje spokój. Więźniowie starają się unikać bójek, choć i takie się zdarzają. Złe zachowanie tylko oddala ich od skrócenia kary. Więźniowie jednak nie spędzają czasu „odsiadki” w celi z jednym więźniem. Odbywają się tzw. roszady. Z jednym można spędzić tydzień, z innym trzy miesiące.
– Jak ktoś się z kimś nie lubi, zwyczajnie się do niego nie odzywa – stwierdza jeden z więźniów.
Panuje zasada nagród i kar. Wszystko zależy od zachowania i chęci. Takie spotkania z uczniami również przybliżają więźniów do szybszego wyjścia. Tym sposobem pokazują, że się starają. Pokazują dobrą postawę, a ta z kolei pozwala na wystawienie dobrej opinii przez dyrektora Zakładu Karnego. W płockim więzieniu bywają przepustki. One również zależą od zachowania więźnia, a otrzymywane są np. na przypadki losowe – pogrzeby. Wtedy skazany musi napisać specjalny wniosek. Dyrektor więzienia może się zgodzić albo nie. Ze zgodą na śluby czy wesela bywa różnie. Skazani mają zakaz spożywania alkoholu i nie mogą przebywać w miejscach, gdzie są podejrzane osoby.
– Co do pogrzebu czy wesela, na sytuacje losowe jest art.141. Skazany może skorzystać z możliwości przepustki, jednak musi napisać wniosek. Dyrektor może wtedy wyrazić zgodę, ale nie musi – dodaje Anna Lukowska, opiekunka penitencjarna. – Może też wyznaczyć konwój, wszystko zależy od decyzji i zachowania skazanego w warunkach więziennych. Jeżeli więzień się źle zachowuje, to istnieje ryzyko, że ucieknie – dodaje.
Za karę więzień może mieć zmniejszoną liczbę widzeń lub ograniczyć je do spotkań przez pleksi. Podczas odwiedzin skazany musi siedzieć twarzą do „klawisza”. Cele regularnie są przeszukiwane niemalże każdego dnia. Służba więzienna sprawdza czy skazani nie przechowują rzeczy niedozwolonych. Za wyjątkowo złe zachowanie, np. agresję w stosunku do funkcjonariuszy oraz skazanych, grozi kara izolacyjna.
Pamiętam pierwszy dzień w celi. W noc przed powiesił się w niej skazany
Zawsze jak się trafi za „kratki”, po kilku dniach odbywa się rozmowę z psychologiem. Janusz, jeden ze skazanych, swój pierwszy dzień pobytu w więzieniu zapamięta do końca życia.
– Nigdy nie zapomnę tego dnia. Mimo, że rozmowa z psychologiem jest przy każdorazowej „odsiadce”, to chyba zawsze jak się trafia po raz pierwszy to jest strach. Pierwszego dnia „klawisz” powiedział m, że noc wcześniej w celi, której będę przebywać powiesił się skazany – wyznaje Janusz. – Spędziłem całą noc i cały dzień sam. W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli – dodaje.
Jeden z uczniów zapytał, czy prawdą jest to, że skazani, którzy odsiadują wyroki za czyny seksualne, są traktowani gorzej. Odpowiedź padła niejednoznaczna, jednak można było wywnioskować z niej to, że ich kara rozpoczyna się na miejscu. Tacy więźniowie są pilnowani przez służbę więzienną. Na pytanie o „mityczną grypserkę” również nikt nie chciał odpowiedzieć.
– Nie spodziewajcie się, że kiedykolwiek od więźnia usłyszycie odpowiedź – wtrącił się Hubert Skrzyński.
Z sali padło pytanie, jak wyglądają święta. Boże Narodzenie to dla nich dzień jak każdy inny, choć nieco bardziej smutny. Wtedy pojawia się więcej refleksji i przemyśleń. Chyba, że tego dnia przypadają widzenia.
– Taki dzień każdy obchodzi indywidualnie. Według upodobania. W niedziele możemy chodzić na mszę, która również odbywa się w więzieniu. W Boże Narodzenie jest bardziej smutno – przyznaje jeden z więźniów.
Spotkania z uczniami i możliwość nauki to wielka nagroda
W tym roku w szkole do matury zgłoszonych jest 7 osób, ale już wiadomo że jeden z więźniów nie podejdzie do niej. Otrzymał warunkowe zwolnienie i wyszedł. Właśnie dzięki spotkaniom z uczniami i dobrej opinii skrócono mu wyrok. W zeszłym roku klasa maturalna się rozpadła, było za mało chętnych. Dwa lata wstecz do egzaminu podeszło 7 więźniów, z czego 5 zdało. To bardzo dobry wynik, tym bardziej, że procedura maturalna jest wszędzie taka sama.
Pomysł na projekt „Głos zza krat” Hubertowi Skrzyńskiemu – nauczycielowi i dyrektorowi CKU, chodził po głowie wiele lat. Chciał, aby uczniowie przywięziennej szkoły mieli coś więcej niż to, co szkoła ma do zaoferowania. Do powstania projektu przyczyniły się również chęci panów i ich bardzo pozytywna opinia.
Akademickie Liceum Ogólnokształcące nie jest jedyną szkołą, w której byli skazani. Odwiedzili jeszcze kilka placówek w Płocku w ramach projektu.
Nie chcemy was wychowywać, tylko pokazać jak to wygląda
Skazani przyszli do uczniów z wielką chęcią. Prócz możliwości wyjścia, chcieli pokazać na własnym przykładzie, że więzienie to nic dobrego. Nie przyszli wychowywać, bo to nie jest ich rola, tylko pokazać jak to wszystko wygląda naprawdę. Każdy z uczniów ma swój umysł i wyciągnie z tej lekcji odpowiednie wnioski.
– Chcemy aby nasz przykład był przestrogą od wplątywania się w kłopoty – powiedział na zakończenie jeden z więźniów.