W całej Polsce trwają protesty ratowników medycznych, którzy domagają się podwyżek płac. Rząd zapowiedział zwiększenie środków na wynagrodzenia, a na 11 września ratownicy zapowiedzieli ogólnopolski strajk. Jak sytuacja wygląda w Płocku?
Ratownicy: Frustracja sięgnęła zenitu
Mapa protestów ratowników medycznych obejmuje już niemal całą Polskę, w tym Płock, Iłów, Sochaczew czy Włocławek.
– Frustracja ratowników medycznych sięgnęła zenitu. Od lat zawód ratownika medycznego był marginalizowany. Traktowani byliśmy jak zło konieczne, które zawsze zadowoli się dobrym słowem. Dziś przyszedł czas, abyśmy powiedzieli stanowcze NIE! – tłumaczą ratownicy na stronie protestratownikow.pl.
Również do dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku, Lucyny Kęsickiej, dotarło pismo od ratowników medycznych, w którym podkreślają, że „aktualne warunki zatrudniania oraz stawka wynagrodzenia nie są adekwatne do wykonywanej przez nas pracy i wciąż rosnącej ilości obowiązków”. Jak tłumaczą ratownicy, ciąży na nich odpowiedzialność za zdrowie i życie pacjentów, są narażeni na obciążenie psychiczne i fizyczne oraz na utratę zdrowia, dlatego oczekują podwyżek wynagrodzenia.
Zapowiadają też przystąpienie do ogólnopolskiego strajku.
Ratownik medyczny, z którym rozmawialiśmy podkreśla, że ludzie są sfrustrowani pomijaniem ich w kompleksowych rozwiązaniach, że są jedynie doraźnie przyznawane środki.
– Żeby zarobić na normalne, przeciętne życie, musimy jeździć po 300-350 godzin miesięcznie. I nie chodzi tu o żadne luksusy – zaznacza.
Według mediów ogólnopolskich, średnio ratownik kontraktowy w marcu br., w czasie pandemii (z dodatkiem covidowym) zarabiał ok. 14 tys. zł, a zatrudniony na umowę o pracę – ok. 9 tys. zł. Wynagrodzenie zależy jednak od regionu Polski, w jakim pracuje ratownik.
Dyrektor WSPRiT: Potrzebna jest zmiana systemowa
Jak wygląda sytuacja w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku?
– Na dzisiaj mamy braki w obsadzie jedynie w Sochaczewie, ale też nie we wszystkich karetkach – mówi Lucyna Kęsicka, dyrektor WSPRiT w Płocku. – Dzisiaj miałam spotkanie w tej sprawie w Warszawie, z przewodniczącym Związku Zawodowego Ratowników Medycznych. Ratownicy szykują się do protestu sobotniego (11 września – przyp.red.) przed Sejmem, ale na dzisiaj grafik na cały wrzesień jest ustalony – tłumaczy.
Jak dodaje, trudno przewidzieć obecnie jak rozstrzygnie się ta sytuacja, ponieważ rząd zapowiedział podwyższenie stawek dla ratowników.
– Na dzisiaj nie wiemy jednak co dokładnie będzie zawarte w podwyżkach stawek, czy znajdą się tam również środki, które otrzymujemy dodatkowo z Funduszu Zdrowia, czy może tylko środki na podwyżki na teraz dla ratowników. Dlatego, jako Związek Pracodawców Ratownictwa Medycznego, wysłaliśmy dzisiaj do pana ministra pismo z prośbą o szczegółowe wyjaśnienie – mówi dyrektor WSPRiT w Płocku.
Wyjaśnia też, że problem z obsadą karetek może wystąpić w sobotę w trakcie protestu, ale być może pojadą na niego tylko te osoby, które akurat mają wolne lub ustalone delegacje.
Czego domagają się ratownicy medyczni? Przede wszystkim podwyżki wynagrodzenia, ale i tego, by nie byli zauważani wybiórczo, wyłącznie podczas pandemii.
– Z dniem 30 maja, kiedy pandemia przycichła, wszystkie dodatki zostały im zabrane. Gdy są potrzebni, to są zauważani, a pracują przecież cały rok, i to w dużym stresie – tłumaczy Lucyna Kęsicka. – W naszym pogotowiu ratownicy chcą podwyżki 70 zł na godzinę, ale nie wiem ile otrzymają. Musimy teraz przeliczyć ile pieniędzy otrzymamy z Funduszu Zdrowia. Obiecałam im dzisiaj, że przystąpimy do rozmów o pieniądzach, kiedy będziemy wiedzieli na czym stoimy i otrzymamy wszystkie informacje z ministerstwa zdrowia. Nie jest sztuką dać podwyżkę, ale jeśli okaże się, że tych pieniędzy nie będzie, to nie będzie też środków na wypłaty – wyjaśnia.
Podkreśla, że paliwo podrożało, a WSPRiT w Płocku ma kontrakt niższy o 8 proc., ze względu na zabranie stąd dyspozytorni.
Według dyrektor, powinien zostać zmieniony cały system zatrudniania ratowników medycznych.
– Powinny zostać wprowadzone umowy o pracę, żeby ratownicy nie musieli pracować na kontraktach i wypracowywać 300 czy 350 godzin dla przyzwoitej pensji. Tyle, że wówczas zabraknie 5 tysięcy ratowników w Polsce. Jeśli na umowie o pracę ratownik będzie pracował 180 godzin, łatwo obliczyć, że trudno będzie skompletować obsadę karetki – mówi Lucyna Kęsicka.
Przyczyną tego, według dyrektor, jest likwidacja szkół dla ratowników medycznych, a także niska opłacalność tego zawodu. Jak dywaguje, być może należałoby otworzyć kierunek licencjacki w Płocku, ale i zachęcić młodych ludzi do studiowania na tym kierunku właśnie wyższą pensją.
Dyrektor przekonuje, że ratowników powinno być więcej, ponieważ obecnie pracują ponad siły i u kilku pracodawców, na różnego rodzaju umowach. To wiąże się z dojazdami do pracy.
– Ryczałty dobowe powinny być ponadto takie same w całej Polsce. Nie może być tak, że ryczałty różnią się po 200-300 zł na dobę, w zależności od miejsca. Ratownicy szukają wówczas placówek, w których pracodawca da więcej i jeżdżą po kilkaset kilometrów, żeby więcej zarobić. Powinny być ujednolicone zarówno ryczałty, jak i pensje. Ratownik jest taki sam w Płocku czy w Warszawie i powinien otrzymywać te same pieniądze – podkreśla Lucyna Kęsicka.
Przede wszystkim jednak, według naszej rozmówczyni, rząd powinien przeprowadzić konsultacje ze środowiskiem medycznym na temat koniecznych do wprowadzenia zmian, w tym m.in. na przyjmowanie w SOR wyłącznie pacjentów z karetek, a zwiększenie zakresu obowiązków placówkom Podstawowej Opieki Zdrowotnej.
– My naprawdę tu, na dole, najlepiej wiemy jak to wygląda, czego pracownicy oczekują, czego nam brakuje, jakie są koszty. To od rozmów z nami powinno się rozpocząć zmiany w środowisku medycznym – podsumowuje dyrektor WSPRiT w Płocku.
Ministerstwo zdrowia: Zwiększamy wycenę świadczeń medycznych
Tymczasem w środę, 8 września minister zdrowia Adam Niedzielski potwierdził informację o zwiększeniu wyceny świadczeń medycznych. Zapowiedział też przekazanie 1,2 mld złotych na wynagrodzenia w szpitalach.
– Razem z prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia wypracowaliśmy rozwiązanie, które pozwoli uregulować wycenę świadczeń medycznych – zapewnił Adam Niedzielski.
Jak tłumaczył Filip Nowak, p.o. prezesa NFZ, przy aktualnym poziomie realizacji świadczeń szpitale otrzymają dodatkowo ponad 730 mln zł w ramach ryczałtu podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej. Ponadto, 400 mln zł trafi m. in. do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej.
– To kolejny krok do wzmocnienia leczenia specjalistycznego – zaznaczył Filip Nowak.
Zgodnie z komunikatem ministerstwa zdrowia, wzrost wycen dla ratowników medycznych jest już pewny, a tzw. dobokaretka wzrośnie (w zależności od rodzaju ambulansu) o ponad 1000 lub 1400 zł. Ma to zwiększyć przychody stacji pogotowia ratunkowego w całej Polsce o dodatkowe 60 mln zł jeszcze w tym roku.
– Staramy się rozmawiać i podawać rozwiązania dla środowisk medycznych. Wypracowaliśmy o 30 proc. wyższą stawkę za dobokaretkę. Zostało to dobrze odebrane, ale sprawiło, że obecnie jedynie 4 proc. karetek jest niedostępnych – przekazał minister Adam Niedzielski.
Dodał także, iż po rozmowach z dyrektorami szpitali pojawił się dodatkowy postulat o przeznaczeniu dodatkowych środków na regulacje wewnętrzne, wynagrodzeniowe. Te dodatkowe środki mogłyby pomóc w częściowym uregulowaniu tego problemu.
P.o. prezesa NFZ sprecyzował natomiast, że regulacja dotycząca ryczałtu będzie skutkować od pierwszego lipca br., co oznacza, że dotyczyć będzie pełnego drugiego półrocza tego roku.