"Plac Świętej Trójcy" to przemyślana od początku do końca fantastyczna podróż. Do małego żydowskiego miasteczka na Kresach, wspomnień z krainy dzieciństwa czy braku złudzeń w ponurych czasach. Ale przede wszystkim to podróż do wykreowanego świata wyobraźni Brunona Schulza, w którym można się na godzinę całkowicie zanurzyć.
Bruno Schulz, za życia niedoceniany, uważany jest dziś za jednego z wybitniejszych artystów początku XX wieku. Był - jak wielu mu współczesnych w okresie Młodej Polski - artystą wszechstronnym. Prozaikiem, rysownikiem, malarzem, pisał także recenzje i artykuły do gazet. Na życie zaś musiał zarabiać - w dodatku bardzo marnie - jako nauczyciel. I szczerze swojej pracy... nie lubił.
Wiele razy chciał wyrwać się ze swego rodzinnego Drohobycza (przed wojną leżącego w polskiej Galicji, dziś na terenie Ukrainy) do jakiegoś lepszego świata - Paryża, Wiednia lub chociażby Warszawy. Jednak zawsze do swojej małej ojczyzny wracał. Czasem, by opiekować się rodziną, czasem bo nie miał innego wyjścia, ale czasem po prostu dlatego, że gdzie indziej zwyczajnie nie potrafił się odnaleźć. Może jednak właśnie dlatego potrafił tak genialnie pisać? Może gdzie indziej, z innej perspektywy byłoby to niemożliwe?
Pozostawił po sobie niewiele dzieł literackich - w tym legendę o niedokończonej powieści - ale "Sklepy cynamonowe" czy "Sanatorium pod Klepsydrą" są dzisiaj znane na całym świecie. W pewnym sensie był postacią tragiczną - człowiekiem niespełnionym zarówno twórczo, jak i życiu prywatnym. Z drugiej może właśnie dlatego w swoich książkach, rysunkach i obrazach opowiadał o własnych słabościach, meandrach psychiki, obsesjach i kompleksach. Czyli o tym wszystkim, co w mniejszym (oby) lub większym (oby nie) stopniu dotyczy nas wszystkich.
Może właśnie dlatego w jego twórczości tak łatwo nam się odnaleźć? Może dzięki takim właśnie artystom jak Schulz możemy bezpiecznie wejść w świat "demonów" i dzięki temu rozbroić swoje własne? Tych, którzy chcieliby lepiej poznać jego biografię, zwłaszcza jeśli chodzi o życie prywatne, odsyłam do świetnej książki Anny Kaszuby-Dębskiej pt. "Bruno. Epoka genialna". A ci którzy nie mają czasu czytać, niech chociaż posłuchają genialnej piosenki Jacka Kleyffa - "Ballada o Schulzu".
Twórczość Brunona Schulza od zawsze była dla teatru z jednej strony pokusą, a z drugiej sporym wyzwaniem. Jego oniryczne wizje i metaforyczne interpretacje rzeczywistości wymagają od teatralnych twórców tak odwagi, jak i pewnego rodzaju pokory. Zarówno wobec geniuszu Schulza, jak i zdolności percepcyjnych widzów. Innymi słowy: wizje twórców na temat wizji Schulza mogą być po prostu nie dla wszystkich zrozumiałe.
Na szczęście płocka inscenizacja "Placu Świętej Trójcy" w reżyserii Oleksandra Overchuka jest od tego wolna. Ukraiński reżyser i scenograf Schulzem zafascynował się ponad ćwierć wieku temu. Wystawił "Plac Św. Trójcy" we Lwowie w 2000 roku i rok później w Drohobyczu. Teraz, jak sam mówi w wywiadzie opublikowanym w teatralnym programie, po tylu latach "przebywania" z Schulzem i jego tekstami przekazuje to wszystko dalej.
Na polską prapremierę wybrał Płock, bo tu pracował jako scenograf przy spektaklach "Opera żebracza" czy "Drugi pokój". W płockiej inscenizacji widać scenograficzną rękę Overchuka, ale zacząć wypada od tego, że świetnie wybrał i połączył ze sobą fragmenty prozy Schulza. Wyciągnął z nich esencję. Postawił na słowo i... wygrał. Nie byłoby jednak tego zwycięstwa, gdyby nie wspomniana wcześniej scenografia czy też choreografia opracowana przez Małgorzatę Fijałkowską.
Pomysł na bliską interakcję z publicznością świetnie sprawdził się na najmniejszej scenie płockiego teatru (nomen omen zwanej Piekiełkiem). Występujący na niej Szymon Cempura od początku spektaklu łapie dobry kontakt z widownią - bliskość tworzy intymność. Nie robi tego nachalnie, nie przekracza granic, wyczuwa subtelne granice. Wie kiedy zapalić, a kiedy zgasić światło. Dosłownie i w przenośni. Zadanie ma trudne, na scenie jest sam, musi zmieniać nie tylko strój, ale i regulować nastrój, tempo i rytm, wchodzić w różne konwencje. Jednak z próby zmierzenia się z wielkością, małego, drobnego Schulza wychodzi jak najbardziej obronną ręką. Dobrze poprowadzony ma okazję pokazać pełną paletę swoich aktorskich możliwości.
Schulz był człowiekiem niezwykle nieśmiałym i zakompleksionym. Ożywiał się i nabierał odwagi dopiero w swojej twórczości. I tę schulzowską odwagę i charyzmę małego człowieka Cempura udanie oddaje na scenie. Nie tylko wtedy, gdy wykrzykuje "pragniemy rozkoszy twórczej" czy wkłada skórzany płaszcz, ale także gdy... zakłada wytarty szlafrok w pasiaki czy okulary. Schulz nie wadził się z Bogiem, aż takiej odwagi i buty w sobie nie miał, ale jeśli chodzi o twórczość to w niej potrafił głośno krzyczeć i upominać się o swoje, ale też wszystkich innych, prawa. Nie krzyczał za to, kiedy wiedział już, że za chwilę nastąpi koniec. Jego i całego narodu. Nie krzyczał, choć przestrzegał. Był zbyt przenikliwy, żeby mieć nadzieję. Nie miał złudzeń, co dla Żydów oznacza niemiecka okupacja.
Nie ma w tym spektaklu zbędnych gestów, słów czy dźwięków. Wszystko jest dopracowane w każdym calu. Nie ma też w tle grafik czy obrazów Schulza, choć pewnie pokusa, aby w spektaklu zawrzeć jak najwięcej, mogła się pojawić. Chyba jednak dobrze, że tak się nie stało. Jesteśmy za to z wizytą w sklepach cynamonowych, zaglądamy do sanatorium pod klepsydrą, przechadzamy się ulicą Krokodyli. Wiemy, że gdzieś tam na pewno będzie jakiś koniec: dzieciństwa, złudzeń, życia, ale czas - tak jak w mitach - nie ma znaczenia. Mało kto potrafi o tym tak pięknie opowiadać jak Schulz, więc trwoga nas nie ogarnia.
Jakub Moryc
autor jest członkiem Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru
nius15:53, 23.01.2024
0 0
niesamowite wydarzenie.Oby tylko takie wydarzenia w Płocku miały miejsce.Innych ci ważnych spraw
całe mnóstwo.Kto je podejmie? 15:53, 23.01.2024
miłośnik łomotu08:49, 24.01.2024
0 0
będziecie mieli o czym pisać bo nasz najukochańszy i najdroższy oraz najkulturalniejszy prezydent ma rozpocząć
rozmowy z koalicjantami organizatora festiwalu łomotu.Jak podaje prezydent jest w dziurawej kasie miejskiej
jest zostawione 1200000 złotych na balangę.Na balangę zamiast tego napierd.....nia.Dlaczego oni tak trzymają się tego pana Piotrusia.Dlaczego chcą wydać te pieniądze na taką rozrywkę organizowaną przez ludzi od tego pana? 08:49, 24.01.2024