Ten spektakl musiał kiedyś w Płocku powstać. Po brawurowej realizacji "Broniewskiego" w gdańskim Teatrze Wybrzeże poprzeczka była jednak ustawiona wysoko. Na szczęście w Płocku artystycznej odwagi nie zabrakło. Sięgnięto znowu po świetny tekst Radosława Paczochy, a za Broniewskiego tym razem wzięły się kobiety. W prawdziwym życiu nie miały one z poetą łatwo, ale na płockiej scenie poradziły z nim sobie doskonale.
Życie Broniewskiego jest pełne sprzeczności i wymyka się wszelkiemu zaszufladkowaniu. Można powiedzieć, że to jeden wielki, wykraczający poza swoją formę epicki poemat - gdzie mieszają się ze sobą dramat, poezja, liryka, tragedia i nawet trochę komedii. A wszystko to na tle burzliwych czasów pierwszej połowy XX wieku. Inteligent, który został ideowym komunistą. Komunista, który walczył z bolszewikami i do końca życia chwalił Piłsudskiego. Liryczny piewca miłości, który tak samo namiętnie kochał, jak i zdradzał. Pupilek powojennej władzy, którego ta sama władza mocno cenzurowała. A do tego wszystkiego jeszcze patriota, który potępiał nierówności społeczne, pijak, awanturnik, koniunkturalista i artysta o wielkim ego.
Niejedną gombrowiczowską "gębę" można Broniewskiemu przyprawić. Ale czy to równocześnie nie Polak, a szerzej człowiek, pełną gębą? Wymykał się w życiu wszelkim jednoznacznościom, szedł odważnie swoją drogą - raz z prądem, raz pod prąd. Zawsze na pierwszym miejscu stawiając człowieka. Może dlatego tak piękne pisał wiersze? Może dlatego tak dobrze je dziś rozumiemy?
Broniewski jako człowiek jest przykładem paradoksów i skomplikowanej ludzkiej natury, jego poezja jest z kolei prosta i jednoznaczna. Nazywa rzeczy po imieniu, nie epatuje wyszukanym językiem, jest do bólu szczera. I w tym jest jej siła. Można powiedzieć, że to proletariacka poezja uwielbiana przez inteligentów. Coś co łączy, a nie dzieli. Można różnie oceniać jego wybory - zarówno życiowe jak i polityczne, ale nie sposób jego twórczości nie docenić. Tym bardziej, że wcale się nie zestarzała. Czytany dziś, w dobie wojennej zawieruchy "Bagnet na broń" staje się uniwersalnie aktualny. W czasach pogłębiających się społecznych nierówności w każdym mieście są takie miejsca jak "Ulica Miła". "Ankę" rozumiemy nie tylko wtedy, gdy kogoś tracimy. Także poematy ku czci "jedynie słusznych" - ludzi czy idei - wróciły do łask. Dziś jednak szczerość nie jest w cenie. Zastąpiły ją przekazy dnia, myślenie o " słusznej sprawie", która dla każdego znaczyć może coś innego. Zastanawiam się czasem kim Broniewski byłby dziś, czy stać byłoby go na bycie sobą, jakich dokonywałby wyborów?
Wbrew pozorom, ująć w jakąkolwiek całość tak barwną biografię nie jest rzeczą prostą. Z jednej strony to skarb i studnia, z której można do woli czerpać, ale łatwo też wpaść w pułapkę skrajności czy też szybkiego, tendencyjnego oceniania (na czym zresztą polega współczesna, wyrafinowana propaganda, zarówno w wymiarze politycznym, jak i - niestety - jednostkowym). Reżyserce płockiej inscenizacji - Julii Mark oraz odpowiedzianej za dramaturgię - Monice Mioduszewskiej, udało się jednak tego uniknąć. Powstał dzięki temu spektakl nie tylko o Broniewskim - jego życiu i twórczości - ale także o nas samych i kraju (świecie?), w którym żyjemy.
Poezja trafiła pod teatralne strzechy i przemówiła swoim nowym głosem. A to zawsze jej największy sukces. Może być ten spektakl ważną, nieprzerobioną moim zdaniem do końca w Polsce lekcją naszej najnowszej historii - zrozumienia uwikłania w komunizm przed wojną czy zaraz po niej. Przede wszystkim jest to jednak spektakl o człowieku z krwi i kości i jego związkach - z Polską, historią, kobietami, władzą, własnymi ambicjami, słabościami. W Broniewskim, w ten czy inny sposób, wszyscy możemy się przejrzeć.
Poezji - nawet tej "krzyczącej" i rewolucyjnej - sprzyja intymność. Dobrze więc, że spektakl jest wystawiany na scenie kameralnej. Dzięki bliskości łatwiej też zrozumieć drugiego człowieka. Odważnym i moim zdaniem udanym zabiegiem okazały się wkomponowane w spektakl sceny video (swoją drogą uważam, że o Broniewskim powinna powstać także pełnometrażowa fabuła), które udanie przenoszą nas w różne miejsca i czasy. Oparte są one w dużej mierze na zbliżeniach. To z jednej strony potęguje odbierane emocje, ale jest również sporym wyzwaniem dla aktorów - zwłaszcza teatralnych - aby podczas takich scen nie grać "za dużo". Teatralność źle bowiem wypada przed kamerą. Płoccy aktorzy wyszli z tego jednak obronną ręką i zdali egzamin zarówno na scenie, jak i przed kamerą.
Co ciekawe, w "Broniewskim" wystąpili aktorzy w naszym teatrze jeszcze "nieograni". Wcielić się w Broniewskiego w Płocku, praktycznie w debiucie, to spore wyzwanie i... odpowiedzialność (z przymrużeniem oka można powiedzieć, że porównywalna być może do zagrania Hamleta w każdym innym teatrze). Zwycięsko wyszedł z tej próby Aleksander Maciejczyk, dla którego jest to pierwszy sezon w płockim teatrze. Jego Broniewski przykuwa uwagę. Mimo tego, że ma przez cały czas wygląd dekadenckiego amanta, potrafi oddać dwoistość złożonej natury poety, który z Piotrusia Pana potrafi zmienić się nagle w awanturnika, broniącego honoru Polski w obecności radzieckiej delegacji.
Pozostali występujący w spektaklu aktorzy także nie zawiedli. Dariusza Poleszaka-Hassa niosą w spektaklu role wielkich literatów, w których przyszło mu się wcielać. I tylko postacie Tuwima i Hłaski skradł mu Jakub Matwiejczyk, nie pierwszy już raz pokazujący w Płocku, że jest aktorem o naprawdę dużych i wszechstronnych możliwościach. Scena rozmowy Tuwima z Broniewskim to prawdziwy teatralny majstersztyk.
Kobiety w życiu Broniewskiego to z kolei temat na oddzielny spektakl. Tym niemniej, role Doroty Cempury i grającej gościnnie Pauli Stępczyńskiej wyraziście oddają relacje poety z żonami, kochankami czy córką. Wcielać się w różne role w jednym spektaklu i sprawić, aby każda zostawiła inny ślad w pamięci widza nie jest łatwo, ale płockie aktorki potrafią sobie z tym radzić.
Padają w tym spektaklu ważne pytania o różne odcienie damsko-męskich związków. Można się zastanowić czy takich "słodkich drani" - w dodatku piszących piękne wiersze - do dziś nie kochają kobiety? Zmieniła się na pewno we współczesnym świecie rola poezji i poety, ale kwestia tego czy w ogóle można wybaczać w czyimś imieniu, także wydaje się wciąż aktualna. Spektakl podany jest jednak w lekkim tonie, nie brakuje mu humoru. To ważna i cenna umiejętność, aby o rzeczach ważnych umieć opowiadać w nieprzytłaczający sposób. Broniewski poczucie humoru miał - do wódki zamawiał lód, jednocześnie chciał by lud szedł za nim.
Czytajmy Broniewskiego - można by dziś wykrzyczeć. Czytajmy miłosne i żałobne liryki, patriotyczne elegie, ballady, nawet poemat o Stalinie czy lekko wulgarne erotyki czytajmy. To jedna wielka lekcja historii, socjologii i psychologii człowieka zarazem. Podana prosto z serca. Broniewski wreszcie wrócił do domu - można by zapiać patetycznie. Teraz tylko trzeba koniecznie wybrać się do teatru, aby się z nim spotkać. Albo tak naprawdę dopiero poznać.
Jakub Moryc
autor jest członkiem Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz