Zamknij

O włos od tragedii w Płocku. Ktoś celował laserem w załogę śmigłowca LPR [AKTUALIZACJA]

09:46, 29.10.2020 Agnieszka Stachurska Aktualizacja: 11:26, 30.10.2020
Skomentuj

Aż trudno uwierzyć w bezmyślność, której przykład odczuła poważnie załoga Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W trakcie podchodzenia do lądowania przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Płocku, ktoś chciał oślepić pilota laserem.
O sprawie dowiedzieliśmy się dzięki świadkowi tego zdarzenia. Paweł Dąbrowski, pracownik Transportu Sanitarnego w WSPRiTS, czekał w środę, 28 października około godziny 17.20 na lądowanie śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Słychać ich w oddali, warunki lotne 100/100, mimo lekko snującej się przy ziemi mgiełki. Niby standard. Nagle podejście śmigłowca do lądowiska przyszpitalnego jest jakieś inne, coś jest nie tak, w końcowej fazie podejścia, lot HEMS, zazwyczaj pacjent w stanie mało zadowalającym na pokładzie... Mimo tego, iż trochę o lotnictwie wiem i znam załogi R18, zaczynam analizę. Awaria maszyny? - pisze zdenerwowany na swoim profilu.
Rzeczywistość okazuje się przerażająca. Ktoś celował laserem w załogę śmigłowca. Skontaktowaliśmy się z panem Pawłem.
- To mogło się skończyć bardzo poważnym wypadkiem lotniczym - mówi nadal przejęty sytuacją Paweł Dąbrowski. - Działo się to nad terenem zurbanizowanym, mogło dojść do tragedii o niewyobrażalnej dla nas skali. Prawdopodobnie zginęłaby cała załoga i pacjent, który był w poważnym stanie, łącznie cztery osoby, a do tego wiele osób byłoby poszkodowanych na ziemi - podkreśla.
Pan Paweł obserwował tę sytuację z ziemi, a zaraz po wylądowaniu rozmawiał z załogą śmigłowca. Od razu wiedział, że dzieje się coś niepokojącego, ponieważ to lądowanie bardzo odbiegało od standardowego.
- Zamarłem, na plecach ścierpła mi skóra. Według mnie, pilot mógł na chwilę stracić orientację. W fazie krytycznej, jaką jest lądowanie, to bardzo niebezpiecznie, szczególnie gdy jest ciemno - tłumaczy Paweł Dąbrowski, który sam jest pilotem amatorem, związanym z płockim Aeroklubem Ziemi Mazowieckiej. - Będąc w okolicy szpitala, ten śmigłowiec zaczął krążyć - wyjaśnia.
Dlaczego tak się stało? Jak tłumaczy nasz rozmówca, w kabinie śmigłowca jest bardzo ciemno. Jedynym jaśniejszym elementem jest podświetlenie specjalnie dobranym światłem urządzeń sterowniczych. Kiedy więc światło lasera odbija się od kabiny, w przeciągu ułamka sekundy rozchodzi się blask, jakby ktoś zaświecił nam latarką z bliska prosto w oczy. Pilot  zostaje więc oślepiony.
- Możemy tu mówić o gigantycznym doświadczeniu zawodowym i profesjonalizmie pilota - podkreśla pan Paweł. - Podałem mu wczoraj rękę i ukłoniłem się przed nim, bo uratował wczoraj załogę i śmigłowiec - dodaje zdecydowanie.
Przypomina także, iż takich przypadków w Polsce było już sporo, najwięcej w Warszawie. W ubiegłorocznym zdarzeniu, właśnie w stolicy, ktoś trafił laserem w twarz lekarza. Wówczas ujęto sprawcę. Okazało się, że był to trzydziestokilkuletni mężczyzna... Lekarz, którego oślepił, miał uszkodzoną siatkówkę oka, było ryzyko, że straci w nim wzrok. Nic więc dziwnego, że załoga płockiej załogi LPR wyszła ze śmigłowca bardzo wzburzona i zdenerwowana. Paweł Dąbrowski podkreśla także inny aspekt tej sprawy.
- W obecnej sytuacji, kiedy brakuje sprzętu, karetek, a system wisi na włosku, jesteśmy szczęśliwcami posiadając doskonale wyposażoną karetkę lotniczą. Wczoraj mogliśmy ją stracić - podsumowuje.
Dodamy od siebie, aby nasi czytelnicy dokładnie przeanalizowali, czy ta sytuacja mogła być spowodowana na przykład przez ich dziecko, posiadające taki domowy laser, i porozmawiali z nimi o konsekwencjach. Piszemy o dzieciach, mając nadzieję, że dorośli posiadają wystarczająco dużo rozsądku, aby pojąć zagrożenie już po przeczytaniu naszego artykułu. Wierzymy, że ten materiał spowoduje, że komuś zapali się w głowie lampka, a zgaśnie laser... Aktualizacja Już po publikacji artykułu, skontaktowała się z nami Justyna Sochacka, Rzecznik prasowy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, precyzując zaobserwowane przez naszego rozmówcę wydarzenia.
- Ktoś celował wiązką lasera w śmigłowiec, ale od tyłu i na szczęście światło nie trafiało bezpośrednio w załogę. Ponowne podejście do lądowania na lądowisko przyszpitalne wynikało z niewłącznenia za pierwszym razem świateł lądowiska - wyjaśnia Justyna Sochacka.
Jak dodaje, celowanie do kogokolwiek laserem jest czynem karalnym i należy piętnować takie zachowania, na szczęście w tym przypadku pilot nie stracił orientacji, w związku z czym zagrożenie było mniejsze, niż wyglądało to z perspektywy naszego rozmówcy.

(Agnieszka Stachurska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

WisłaWisła

0 0

Jeźeli to dorosły to kompletny imbecyl. 11:53, 29.10.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

On34On34

0 0

Złapać debila 16:20, 29.10.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

BulwarBulwar

0 0

Może uda się namierzyć nygusa i przykladnie ukarać,żeby pamiętał do końca życia. 19:45, 29.10.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

NNNN

0 0

A może coś o prawdziwym bohaterze? Pilot anonimowy, a informator na piedestale.
I może tak coś od policji, to w końcu celowe dążenie do katastrofy lotniczej.
Pogrorzenie paluszkiem jest co najmniej nie na miejscu.. 04:44, 30.10.2020

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

KtosKtos

0 0

Prawda 14:16, 30.10.2020


Do kryminałuDo kryminału

0 0

Kryminał za takie coś 23:24, 30.10.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu petronews.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%