Z jakiego powodu mówić o czymś, co mamy ochotę za chwilę uwiecznić, że jest martwe; jedynie dlatego, że nie porusza się w przestrzeni? Z punktu widzenia estetyki wydaje się, iż jest to argument kruchy jak grecka chałwa, zupełnie akoherentny tym bardziej, że holenderscy protoplaści martwej matury w zasadzie nazwali ją „cichym” albo też może „utajonym”, ale jednak życiem.
Oczywiście pierwsze w rozwoju tego gatunku było malarstwo i chociaż jego początków można się doszukiwać już w starożytności to odrodził się on w XVI, a na dobre rozkwitł w XVII wieku w Niderlandach i we Włoszech. Jan van Eyck, Jacopo de Barbari, Giuseppe Arcimboldo, Pieter Aersten, Joachim Beuckelaer– to jedynie kilku z ogromnej rzeszy malarzy parających się uwiecznianiem kompozycji złożonych z różnego rodzaju przedmiotów, poczynając od kwiatów, owoców, potraw, naczyń kuchennych i stołowych, zarówno potraw, jak dopiero co upolowanych zwierząt, aż po przedmioty wojennego rynsztunku, instrumenty muzyczne, klepsydry, dopalające się świece, otwarte księgi, a nawet ludzkie czaszki.
Oczywiście martwe natury szybko przestały być jedynie popisem malarskiego kunsztu, zawsze jednak poszukiwano w nich dwóch funkcji. Ta, która nasuwa się bezpośrednio, związana jest z naturalnie wpisaną w ten gatunek dekoratywnością obrazów, które po prostu miały przyozdabiać ludzkie siedziby. Druga odwołuje się do aspektów symbolicznych – tzw. „vanitas”, polegających na przypomnieniu oglądającym o przemijaniu i krótkotrwałości zarówno naszego życia, jak i świata doczesnego, dlatego też w obrazach tego typu pojawiały się wspomniane czaszki, klepsydry, ale również gnijące owoce, zwiędłe kwiaty i zeschnięte liście.
Martwą naturę można także sfotografować i właśnie z takim wyzwaniem zmierzyli się członkowie Płockiego Towarzystwa Fotograficznego. Na comiesięczny konkurs przygotowano różne interpretacje tematu, biorąc na warsztat zarówno samo sformułowanie „martwa natura” i poszukując obrazujących go skojarzeń nawet w krajobrazie, jak też traktując je w sposób literalny, odwołujący się do tradycyjnych warstw znaczeniowych.
Tym razem palma pierwszeństwa przypadła Piotrowi Statkiewiczowi. Jego fotograficzną martwą naturę doceniono za „malarskie” potraktowanie sceny, specyficzny klimat „cichego życia”, jak też i zachowanie równowagi pomiędzy ciemnymi i jasnymi partiami zdjęcia.Oczywiście dziś nikt już raczej nie fotografuje kryształowych kielichów, połci mięsa, czy też upolowanych bażantów.
Motywem martwej natury we współczesnej fotografii mogą stać się najbardziej banalne przedmioty codziennego użytku, które przy odpowiednim ujęciu przyciągają zaskakującym kontekstem, czy też niespodziewaną atrakcyjnością formy. Oczywiście fotografowie eksperymentując z przedmiotami unieruchomionymi w przestrzeni stworzyli kilka warsztatowych wskazówek. Zwrócili chociażby uwagę na fakt, że samo tło martwej natury nie powinno być dominujące, agresywne – ani pod względem barwy, ani też faktury. Bardzo istotnym elementem tego gatunku fotografii jest odpowiednie oświetlenie sceny, najczęściej używa się kilku jego źródeł pod różnymi kątami i o różnej intensywności strumieni.
Niezwykle pomocne jest tu miękkie światło padające z boku, nadające przedmiotom plastyczność i trójwymiarowość. Oczywiście nie można też zapomnieć o zachowaniu podstawowych zasad dotyczących kompozycji.Jednakże jak to zwykle bywa, najważniejszy jest pomysł i podejmowanie własnych, nie rzadko żmudnych poszukiwań, bo nawet pudełko zapałek, garść wiórów, czy komplet kuchennych noży można sfotografować w zupełnie inspirujący sposób.