Z problemem bezdomności nie uporało się chyba jeszcze żadne miasto. Nie da się ukryć, w Płocku również spotykamy osoby, które z konieczności lub wyboru żyją na ulicy. Nasz czytelnik zwraca uwagę na to, jak ich obecność wpływa na mieszkańców, ich otoczenie i dzieci.
Napisał do nas płocczanin, który – jak zaznacza – przejmuje się losami naszego pięknego miasta.
– Od dłuższego czasu jestem mocno zaniepokojony sytuacją, jaka ma miejsce na ulicy Miodowej. Mianowicie ławki przy przystanku autobusowym Pszczela są okupowane przez (najprawdopodobniej) osoby bezdomne. Jest to niesamowicie uciążliwe, ponieważ zachowanie tych ludzi pozostawia sporo do życzenia… Spożywanie alkoholu, zagłuszanie ciszy nocnej, niekulturalne zaczepianie przechodniów to już codzienność. Dodatkowo zaśmiecają teren, głównie gazetkami sklepowymi i plastikowymi siatkami, którymi wykładają ławki po deszczu, aby móc kontynuować swoje praktyki nawet podczas gorszej pogody oraz niejednokrotnie traktują ławki jako nocleg – wymienia czytelnik.
Jak tłumaczy, na takie zachowanie muszą patrzeć dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej numer 17. – Jakiekolwiek dyskusje z tymi ludźmi również mijają się z celem – pijani są głusi na prośby i groźby – tłumaczy płocczanin.
Argumentuje, że tzw. „Słodkie” ulice, niegdyś owiane złą sławą, naprawdę się zmieniły. – W ostatnich latach, po wyremontowaniu bloków i wymienieniu nawierzchni, ludzie odczuli ulgę, podniósł się komfort ich życia, a dzielnica stała się spokojna. Ławki na ulicy Miodowej nie powinny pełnić roli schroniska dla bezdomnych. Policja, mimo kamer, skarg mieszkańców oraz patroli w tej okolicy, nie robi nic w kierunku rozwiązania problemu. Bardzo proszę w imieniu swoimi i społeczności o przyjrzenie się sprawie. W innym przypadku jeszcze długo nie odzyskamy spokoju – podsumowuje nasz czytelnik.
O to, w jaki sposób miejskie służby rozwiązują ten problem, zapytaliśmy w płockiej straży miejskiej i Komendzie Miejskiej Policji w Płocku.
– Zgłoszenia u dyżurnego odnośnie ul. Miodowej dotyczą osób nietrzeźwych, które następnie są odwożone do Izby Wytrzeźwień przez nasze patrole – wyjaśnia Jolanta Głowacka, rzecznik Straży Miejskiej w Płocku. – O dziwo, zgłoszenia do straży miejskiej nie są zazwyczaj od mieszkańców, tylko przede wszystkim z monitoringu miejskiego – tłumaczy.
Jak dodaje, ostatnio było tylko jedno zgłoszenie od mieszkańca, a konkretnie od pani, która zażądała natychmiastowego „przegonienia” osób bezdomnych, siedzących na ławce niedaleko szkoły, motywując to faktem, iż te osoby psują wizerunek osiedla. – Bezdomni byli trzeźwi – wyjaśnia Jolanta Głowacka.
Tłumaczy też, że w wymienionym rejonie straż miejska ma miejsca wytypowane do częstszych kontroli, co jest realizowane przez patrole w II i III zmianie pod kątem zakłócania ładu i porządku publicznego.
– Osiedle Miodowa nie wyróżnia się na tle innych osiedli pod kątem realizowanych interwencji – zapewnia rzecznik Straży Miejskiej w Płocku. – Chcę przy tym zaznaczyć, że podczas zebrań poprzedniej rady tego osiedla, przedstawiciele straży miejskiej byli na wszystkich spotkaniach i nie zgłaszano wówczas problemów podobnych do tych, opisanych w e-mailu od czytelnika – podsumowuje.
Podobną opinię ma Jarosław Ostrowski z Komendy Miejskiej Policji w Płocku. – Policja może interweniować jedynie w przypadku, gdy osoby bezdomne są nietrzeźwe lub zakłócają spokój, ewentualnie gdy sytuacja zagraża ich życiu, to zazwyczaj zimą, podczas mrozów. I wówczas to robimy. Osoby bezdomne zawsze sprzątają wtedy po sobie – zapewnia. – Jeśli jednak osoby zachowują się spokojnie i tylko siedzą na ławce, nie mamy podstaw do interwencji – dodaje.
Potwierdza również, że większość zgłoszeń jest od monitoringu miejskiego, a nie od mieszkańców. Widzi też inny problem. – Kiedy otrzymujemy zgłoszenie od mieszkańca, że osoby bezdomne zakłócają spokój i policja przyjeżdża na miejsce, często osoby te zachowują się już spokojnie. Wówczas osoba zgłaszająca nie chce zejść i potwierdzić, że faktycznie zakłócanie spokoju miało miejsce, nie chce zeznawać. Trudno jest nam wtedy skutecznie interweniować – wyjaśnia.
Problem bezdomności nie zniknie. Nie ma co się łudzić – zarówno system pomocy społecznej, jak i natura ludzka nie spowodują, że nagle wszyscy będą mieli własny kąt, zrezygnują z alkoholu i będą empatyczni dla współmieszkańców. Osoby bezdomne też gdzieś muszą żyć. Jeśli jednak zakłócają porządek publiczny, zaczepiają nas czy nasze dzieci, są agresywne, nie wahajmy się zadzwonić po odpowiednie służby, a w razie potrzeby również zeznawać.