REKLAMA

REKLAMA

Płock na szlaku. Łukasz Krynicki: Wyprawy w góry to taka apteczka pierwszej pomocy

REKLAMA

Przeczytajrównież

– Ja nie potrafię odpoczywać, muszę coś robić – przyznaje nasz rozmówca, który wśród zainteresowań wymienia zdobywanie górskich szczytów, jazdę na motocyklu czy trening siłowy. Gdzie podróżował, co zobaczył i z jakiego powodu uważa, że to podróże dają najwięcej radości? O tym w najnowszym wydaniu naszego cyklu „Płock na szlaku”.

Łukasz Krynicki, współwłaściciel płockiej firmy Krygol, twierdzi, że jest szczęściarzem, bo praca jest jego pasją. – Sprawia mi ogromną radość, staram się wykonywać ją w najlepszy sposób. Ale, oczywiście, poza pracą mam inne zainteresowania – przyznaje. Jak tłumaczy, na pierwszym miejscu jest rodzina, na drugim góry, w których stara się być tak często, jak to możliwe, czyli minimum raz w miesiącu.

– Dodatkowo, uwielbiam spędzać czas na motocyklu czy na treningu siłowym. Ja nie potrafię odpoczywać, muszę coś robić – śmieje się.

W górach odcinam się od świata…

Dlaczego wyjeżdża w góry tak często? – To jedyne miejsce, w którym „odcinam” się całkowicie. Moim nałogiem jest podnoszenie sobie poprzeczki – zdradza nasz rozmówca.

Reklama. Przewiń aby czytać dalej.

Która z jego wielu wypraw była jak dotąd najlepsza?

– Przygodą była wyprawa w Alpy, aby zdobyć Mont Blanc, który ma wysokość 4810 m n.p.m. Ponieważ góra ta wymaga odpowiedniej aklimatyzacji i stopniowego zdobywania wysokości, każdego dnia wchodziliśmy na inną górę: Aiguille de Toule (3534 m n.p.m.), Arrete Marbree (3530 m n.p.m.) oraz Grań Cosmique na Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.). To nas przygotowało do wejścia na Dach Europy. 10 lipca o godz. 5 rano udało nam się stanąć na szczycie Mont Blanc – wspomina Łukasz Krynicki.

Płocka firma pomaga ratownikom TOPR. W jaki sposób?

Trasę ze schroniska Gouter na szczyt i z powrotem pokonali w nieco ponad 5 godzin. Później jeszcze „tylko” dwie godziny zejścia do kolejki przez słynny kuluar spadających kamieni… Dlaczego podjął się tego wyzwania?

– Zdobycie Mont Blanc to było spotkanie z poważną górą. Ta góra elektryzuje każdego, bez względu na wszystko. Góra wymaga umiejętności asekuracji i posługiwania się sprzętem alpejskim. Po tej wyprawie po raz kolejny uzmysłowiłem sobie, że gór nie można lekceważyć. Ta góra to marzenie wielu z nas. Dla jednych to zwieńczenie pasji, dla innych etap rozwoju górskiej działalności. Droga na Dach Europy to była piękna przygoda wśród wspaniałej oprawy wysokogórskiej – tłumaczy pan Łukasz.

Wyprawa w Alpy, fot. archiwum prywatne Łukasza Krynickiego

W podróży uczę się zaradności i samodyscypliny

Czy według niego podróże kształcą? – Podróże dla jednych mogą stanowić dobrą zabawę oraz formę oderwania się od rzeczywistości. Dla drugich to okno na świat, które stwarza nam nieskończenie wiele możliwości. Dzięki nim możemy rozwijać się na wielu płaszczyznach, ale także poznawać siebie. Ponadto, poprzez wyprawy, zarówno bliskie, jak i dalekie, można rozwijać swoje zmysły – mówi Łukasz Krynicki.




Jak tłumaczy, będąc w podróży człowiek uczy się zaradności i samodyscypliny.

– Nie można spać do 12 i nic nie robić. Samo zorganizowanie wyprawy wymaga stworzenia szczegółowego planu oraz podejmowania trudnych decyzji. Podróżując, możemy także poznać swoje zarówno mocne, jak i słabe strony. Możemy odkryć pasje i talenty, o których do tej pory nie wiedzieliśmy. Wędrówki po górach pokazały mi, jaki jestem naprawdę. Ale lepiej poznajemy nie tylko siebie samych, ale i osoby, z którymi tworzymy zespół. To tworzy ogromną zażyłość w relacji. I najważniejsze, podróże uczą czerpania radości z życia. Bo nic nie daje tyle radości, co poznawanie nowych miejsc, ludzi, kultur i smaków. Ludzie często narzekają na życie deklarując, że ucieka im ono przez palce. Tymczasem są sposoby, by docenić piękno świata, piękno życia. Dla mnie wyprawy w góry to taka moja apteczka pierwszej pomocy – przekonuje nasz rozmówca.

Jak to jest z jego wyprawami – lubi odkrywać nowe miejsca, czy wraca do miejsc dobrze znanych? – Lubię wracać tam, gdzie już byłem. Nie tylko myślami. Każda moja wyprawa wniosła bardzo wiele wartości do mojego życia, ukształtowała mnie w jakiś sposób i sprawiła, że teraz jestem, kim jestem. To były ważne lekcje. Chętnie wrócę w Alpy, chętnie jeszcze raz wejdę na Mont Blanc, choć chcąc poszerzać horyzonty, wybiorę inną trasę. Ale to mi nie przeszkadza w odkrywaniu nowych miejsc. Jestem ambitny, lubię wyznaczać sobie cele i je realizować. To mnie utwierdza w przekonaniu, że ta pasja nie jest na siłę. Moje górskie wędrówki to duża część mnie – przyznaje pan Łukasz.

Wyprawa do Afryki, fot. archiwum prywatne Łukasza Krynickiego

Chętnie poznałbym tajemnicę okrąglaków w Miałkówku

Czy bariera językowa jest dla niego problemem w podróży? – Niestety, z przełamywaniem bariery językowej muszę zmagać się podczas wielu wypraw. Na szczęście szybko się uczę i nie przejmuję się popełnianymi błędami. Moim głównym celem jest komunikacja, a jej alternatywne sposoby, którymi się wspomagam, małymi krokami wyposażają mnie we właściwe kompetencje. Najważniejsze, że nie pozbawiam się kontaktu z językiem, uczę się przez słuchanie, nawiązuję zagraniczne znajomości – wyjaśnia Łukasz Krynicki.

Bez czego nie może obejść się poza domem w podróży? – Na pewno bez telefonu. Telefon to mój kontakt z bliskimi. Kiedy nie ma mnie w Płocku, muszę wiedzieć, czy rodzina ma się dobrze. Telefonem tworzę również fotorelację z wypraw wspinaczkowych, sprawdzam lokalizację. Dzięki telefonowi mogę wezwać pomoc, gdy byłaby taka potrzeba. Nie mogę o tym zapominać, gdyż wyruszając w góry, zawsze planuję z nich wrócić – mówi pan Łukasz.

Gdzie najchętniej dałby się zaprosić w wolny weekend, w pobliżu Płocka? – Bardzo chętnie poznałbym tajemnicę okrąglaków w Miałkówku, nad Jeziorem Lucieńskim, gdzie cały kompleks wygląda, a właściwie wyglądał, jakby ludzie nagle wstali, zostawili wszystko i wyszli. I nigdy nie wrócili. Miejsce dość tajemnicze jeszcze w momencie, gdy działało jako ośrodek wypoczynkowy. To miejsce to raj dla eksplorera – przyznaje.

Wyprawa w Tatry, fot. archiwum prywatne Łukasza Krynickiego

A gdyby wygrał dużą kwotę pieniędzy, jaka wycieczka byłaby spełnieniem jego marzeń?

– Mam wiele marzeń, zapewne jak każdy człowiek. Wierzę, że marzenia można spełniać, należy tylko być mocno wytrwałym w realizacji wyznaczonych sobie celów. Chciałbym wejść na Pik Lenina w Pamirze, ale chyba moim największym pragnieniem jest pojawić się w Himalajach. Chciałbym zdobyć szczyt mający 8000 m n.p.m, ale świadomie realizację planu poprzedzam zdobyciem innych gór. W przyszłym roku latem planuję wejść na Matterhorn – wymienia nasz rozmówca.

Jak przyznaje, duża wygrana pieniężna na pewno pomogłaby mu zdobywać to, co dla niego ważne. – Ale jako realista, bardziej myślę o pozyskaniu sponsora, który chciałby nawiązać ze mną współpracę i obdarzył zaufaniem – uśmiecha się. – Chciałbym połączyć pasję wspinania z profesjonalnymi działaniami. Myślę, że moje umiejętności do pokonywania kolejnych wspinaczkowych wyzwań, w połączeniu z doświadczeniem określonej firmy, przyniosłaby wymierne efekty PR i marketingowe. Mam dużo do zaoferowania, w zamian za wsparcie moich wypraw podróżniczych – zapewnia.

Życzymy więc panu Łukaszowi wielu sponsorów, którzy umożliwią mu realizację jego pasji, a nam i naszym czytelnikom poznawać dzięki temu piękno gór… z bezpiecznej oddali.

REKLAMA

Inni czytali również

Kolejny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgadzam się na warunki i ustalenia PolitykI Prywatności.

REKLAMA
  • Przejdź do REKLAMA W PŁOCKU