Niektórzy marzą o niedzielnym poranku, bo kojarzy im się z wylegiwaniem w łóżku czy popijaniem kawy domowym stroju. Ale nie oni. Płockie morsy energii dostarczają sobie, wbiegając do lodowatej wody.
Niedziela, 17 grudnia. Pogoda nie jest zbyt dokuczliwa, przyjemne 8 stopni na plusie. Ale woda na płockim zalewie Sobótka jeszcze zamarznięta po niedawnych mrozach. Nie przeszkadza to sporej grupie osób, które postanowiły niedzielny poranek spędzić w lodowatej wodzie.
Dlaczego to robią?
– Chciałam pokonać swoje bariery i sprawdzić, czy wytrzymam takie zimno – mówi szczerze Iwona. – To dopiero mój czwarty raz i odbieram to bardzo pozytywnie – dodaje.
Dla atmosfery i cudownych ludzi przychodzi na płockie morsowanie Ania.
– Człowiek po wyjściu z wody ma takie endorfiny, że zapomina o wszystkich swoich zmartwieniach, to jest totalne odstresowanie się – zapewnia.
Dla drugiej Iwony morsowanie to pozytywne uzależnienie.
– Jak już spróbujesz raz, to ciągnie cię kolejny i kolejny. Panuje tu świetna atmosfera, cudowna motywacja, znika stres po całym tygodniu i zostaje w wodzie – przekonuje.
Robert, paradoksalnie, nienawidzi zimna.
– Zacząłem morsować na złość sobie, żeby w końcu polubić zimno – tłumaczy.
Piotrka również motywuje dopływ endorfin po morsowaniu, uważa, że to jest najfajniejsze w tej aktywności. Za to Alicja przychodzi nad Sobótkę dla zdrowego kręgosłupa.
– Morsowanie pomaga mi na bóle odcinka lędźwiowego kręgosłupa, ale i na zakwasy. Po wyjściu z wody czuję się dużo lepiej – wyjaśnia.
Piotr Zalewski, który organizuje płockie morsowanie uzupełnia, że daje to po prostu dużo szczęścia.
– Morsowanie hartuje też organizm, jesteśmy przygotowani na sezon grypowy, ja bardzo rzadko choruję – podkreśla.
Mariusz, który morsuje już od 8 lat, stwierdza prosto, że morsuje, bo… lubi.
– Ale i dla zdrowia, dla ludzi, których tu spotykam, po prostu dla siebie. Wywołuje to uśmiech, pozytywne odczucia. Choruję też mniej, covid przeszedłem bardzo lekko. Zachęcam wszystkich do takiej aktywności – mówi z uśmiechem.
Potwierdza to Ania, która morsuje nieco krócej, bo od 4 lat.
– Sprawia mi to wielką frajdę. Czuję się dobrze i spotykam fajnych ludzi – tłumaczy nasza rozmówczyni.
Ewa zaczęła morsowanie od… kibicowania.
– Najpierw kibicowałam dzieciom, teraz sama morsuję. Jest super i polecam każdemu – zachęca.
Beata, która morsuje od 4 lat, zaczęła przypadkiem.
– Jestem bardzo wdzięczna, że tak wyszło, bo zauważyłam, że jest to dobre zarówno dla mojego stanu fizycznego, jak i psychicznego – wyjaśnia.
Sylwia, współorganizatorka morsowania zapewnia, że płockie morsowanie to przede wszystkim wspaniali, przesympatyczni ludzie.
– Uwielbiamy razem wchodzić do wody, dzisiaj mamy wyjątkowe morsowanie mikołajkowe, więc kąpiemy się w strojach Mikołajów i Mikołajek. Daje to nam niesamowitą radość – zaznacza Sylwia.
Podobnego zdania jest Piotr.
– Sport to moje drugie imię, wykonuję różnego rodzaju dyscypliny. Właśnie skończyłem dwukrotne okrążenie Sobótki, idę morsować, później sauna i siłownia. I samopoczucie od razu lepsze. Ale i energia od wszystkich ludzi daje nam dużą motywację i poprawia humor – podsumowuje nasz rozmówca.
Cała grupa zaczęła od rozgrzewki przy wesołych rytmach świątecznych, a następnie w odpowiednich strojach wbiegła do wody. Nie zabrakło też wspólnych zdjęć, a po osuszeniu się i przebraniu każdy mógł napić się ciepłej herbaty z oryginalnych, oczywiście świątecznych, kubeczków.