W Płocku już po raz 27. odbywa się Płock Orlen Polish Open. O tytuły walczy 36 zawodników i zawodniczek, z Polski, Niemiec, Holandii, Litwy, a nawet Argentyny czy Indii. Potrwają do 29 maja, a odbywają się na kortach MOSiR przy ulicy Sportowej w Płocku.
Dzień pierwszy – 27 maja 2022
Kiedy najwyżej rozstawiony tenisista przystępuje do obrony tytułu, to – przynajmniej teoretycznie – nie należy obawiać się wielkich opóźnień w programie gier. W tym przypadku praktyka wyjechała naprzeciwko teorii, bo Kamil Fabisiak potrzebował niecałej godziny włącznie z rozgrzewką, aby miło spędzić resztę dnia.
Emocje, trzeba postawić sprawę jasno, zmieściły się w jednym gemie, w którym serwował Manojkanth Somasundaram. Pierwszy punkt reprezentant Indii zdobył po bardzo dobrym i efektowanym ataku do bekhendu rywala. Drugi Polak mu sprezentował, co tego przedpołudnia zdarzało się niezwykle rzadko. Po trzecim oglądający mecz zareagowali i oklaskami, i odrobiną śmiechu. Somasundaram zagrał raczej bezpiecznie, ale Fabisiak nie zdążył uciec przed piłką i po drugim koźle jego wózek został trafiony między szprychy lewego koła. Serwujący prowadził więc 40-0, lecz nie utrzymał przewagi, ponieważ faworyt – przez szacunek dla rywala, samego siebie i publiczności – każdą piłkę traktował z jednakową powagą.
Jeśli ktoś pozwolił sobie na żart, to tylko jeden z kibiców. – Never give up! – powiedział do Fabisiaka szykującego się do ostatniego serwisu w tym meczu, zakończonym wynikiem 6:0, 6:0.
Im bliżej meczu, tym mniejsza skłonność do żartów. Rano Tadeusz Kruszelnicki jeszcze śmiał się, że zawsze był tu rozstawiony, a wystarczyło, że gabinet sędzi naczelnej zajęła Anna Kurek, a już nie znalazł się w czołowej ósemce listy startowej. Tylko na wszelki wypadek dodał, że to jednak nie sędzi wina, i udał się do swych zajęć.
Trzeba wyręczyć pięciokrotnego zwycięzcę Płock Orlen Polish Open (rekord!) i wyjaśnić, że powód jego spadku w rankingu ITF jest oczywisty – jeśli gra się mało, to mało punktów się zdobywa. A Kruszelnicki gra ostatnio rzadziej, bo z powodów osobistych nie może podróżować po świecie tyle, co kiedyś.
Dziś też nie pograł długo. Zwyciężając Szymona Nowickiego 6:0, 6:0, nie zostawił żadnych wątpliwości, że żartów nigdy nie zabiera z szatni na kort.
Nie wszystko da się zaplanować, ale trzeba próbować. Uczestnicy turnieju głównego singla mężczyzn od rana wiedzieli, że w planie gier są mecze pierwszej i drugiej rundy. Żeby zachować dość energii na pojedynek decydujący o awansie do ćwierćfinału, pierwszego rywala musieli potraktować surowo.
O Kamilu Fabisiaku i Tadeuszu Kruszelnickim już wspominaliśmy – uwinęli się w niecałą godzinę i bez straty seta. Identyczny wynik osiągnął Piotr Jaroszewski, a dziesięciu kolejnych zgubiło po drodze nie więcej niż trzy gemy. Spośród rozstawionych najbardziej rozrzutny był Jakub Bukała, który za awans zapłacił pięcioma gemami. To nawet logiczne, bo przecież gra z numerem 8.
W Płocku – jak w Melbourne czy Nowym Jorku – mieliśmy sesję nocną. Pojedynki drugiej rundy rozgrywane są przy sztucznym świetle i potrwały do 23:00.
Dzień drugi – 28 maja 2022
Miała być sesja nocna, a była tylko późnowieczorna. Faworyci turnieju męskiego chcieli się wyspać przed dzisiejszymi ćwierćfinałami, więc w zdecydowanej większości mecze drugiej rundy kończyli szybko i sprawnie.
Odpadł tylko jeden rozstawiony, ale czy to niespodzianka? Nie, bo Piotr Jaroszewski od czasu do czasu wygrywał z Tadeuszem Kruszelnickim, ale tylko na krajowym podwórku i raczej rzadziej, niż częściej. W cyklu ITF było to ich już dwunasty pojedynek i dwunasty zakończony zwycięstwem pięciokrotnego mistrza Płock Orlen Polish Open, tym razem 4:6, 6:3, 6:1.
Z boku było słychać głosy, że to przedwczesny finał. Może tak, może nie, w każdym razie nikt, kto przestał oglądać mecz Kamila Fabisiaka z Dahnonem Wardem, nie zrobił tego bez istotnego powodu. Bo w tym meczu było wszystko, czego i kibic jednego z graczy, i postronny obserwator mógłby sobie zażyczyć: efektowne wymiany i zwroty akcji w najmniej oczekiwanych momentach, a poziom taki, że ręce same składały się do oklasków i nie czekały na impuls z mózgu.
Raz gonił jeden, raz gonił drugi. Oba pościgi okazały się nieudane – w pierwszym secie Polak nie wyprzedził Brytyjczyka, a trzecim odparł jego atak. W tej sytuacji decydujący okazał się wynik drugiej partii, która – w porównaniu z tamtymi – była stosunkowo jednostronna. A że wygrał ją Fabisiak, to on awansował dom półfinału. 5:7, 6:3, 6:4 dla obrońcy tytułu.
Turniej singla kobiet wyszedł z fazy półfinałów – jutro poznamy nową mistrzynię Płock Orlen Polish Open, ponieważ i Zoja Chawdarowa, i Christina Pesendorfer grają w Polsce po raz pierwszy.
Na papierze obsada finału wyglądała inaczej, jednak Bułgarka potwierdziła powiedzenie, że to nie numery grają. Z rozstawioną z numerem 2 Nigeryjką Foluke Habitat Shittu poradziła sobie nadspodziewanie łatwo, bo 6:3, 6:1. Z kolei Austriaczka wysłała rywalkom komunikat, że numer 1 po prostu jej się należy. Z Rumunką Cristiną Deac wygrała 6:1, 6:0.
Bilans dotychczasowych spotkań jest korzystny dla Chawdarowej, która wygrała dwa z trzech pojedynków z Pesendorfer.
Jeszcze jeden długi dzień. Wprawdzie z każdą rundą ubywa meczów do rozegrania, ale zaczął się wreszcie turniej deblowy. Do zawodów zgłosiło się 15 par, więc najwyżej rozstawieni – Geoffrey Jasiak i Tadeusz Kruszelnicki – mogli wcześniej wrócić do hotelu albo podpatrzyć w akcji najbliższych rywali.
Na drugim końcu drabinki znaleźli się Kamil Fabisiak i Piotr Jaroszewski. Właśnie ich mecz z Ervinsem Kapą (Łotwa) i Manojkanthem Somasundaramem (Indie) cieszył się największym zainteresowaniem. Taki już przywilej przedstawicieli miejscowego klubu, a poza tym uczestników mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Oczekiwanie na ich występ trwało dłużej niż sam mecz, bo wiele gemów skończyło się wynikiem zera. Mecz zresztą też.
Konrad Iwański











