Przez wiele lat na obszarze naszego miasta swe badania archeologiczne prowadził prof. Włodzimierz Szafrański. Podczas wykopalisk na terenie dawnego opactwa benedyktyńskiego dokonał odkryć, które skłoniły go do postawienia tezy, iż Tumskie Wzgórze w IX - X wieku pełniło rolę pogańskiego uroczyska, miejsca tajemniczych obrzędów...
Pierwsze skojarzenie, jakie najczęściej nasuwa się niemal podświadomie, gdy wypowiemy słowo "Płock", to obraz Wzgórza Tumskiego wraz z wieńczącą ją niczym korona katedrą - niekwestionowana od lat wizytówka naszego miasta. Ten unikalny pejzaż, a jednocześnie nasza chluba, do tego stopnia wrósł w naszą lokalną tożsamość, że traktujemy go, jakby trwał tu niezmiennie od wieków, a przecież na przestrzeni dziejów zmieniał się nurt Wisły, ukształtowanie skarpy, a przede wszystkim zabudowa tak charakterystycznego, stromego zbocza prawego brzegu rzeki.
Niejednokrotnie jednakże zadajemy sobie pytanie, jak wyglądało to miejsce, kiedy jeszcze nie było tu warownego, piastowskiego grodu? Czasy, o których opowiem, owiane są mrokiem wielu tajemnic; prawda historyczna wodzi nas za nos i miesza się z legendą.
Czy ktoś z nas chociażby słyszał o tym, że na Płockim Mazowszu osiedliły się mityczne Amazonki? Taką właśnie relację na niemieckim dworze cesarskim w połowie X wieku przekazał Ibrahim ibn Jakub.
"Na zachód od Rusi leży Miasto Kobiet. Ma ono ziemie i wojowników, a kobiety zachodzą w ciążę za sprawą swych niewolników. Jeżeli któraś kobieta urodzi chłopca, zabija go. Jeżdżą konno i osobiście biorą udział w wojnie, a odznaczają się siłą i srogością". Skąd wziął się ten dość rozpowszechniony w zachodniej Europie pogląd, że mityczne wojowniczki obrały sobie region nad Wisłą na swą siedzibę? Prawdopodobnie z uderzającej zbieżności nazw; jeżeli zabierzemy Amazonkom pierwszą literę, pozostaną "Mazonki", czyli... prawie Mazowszanki...
Nasza ziemia kryje jeszcze więcej niezgłębionych tajemnic i nawet nowoczesne metody badawcze nie dostarczają zbyt wielu dowodów, na podstawie których można by wysnuć jednoznaczne wnioski, tym niemniej co nieco w oparciu o archeologiczne odkrycia udało się już ustalić.
Pierwsze ludzkie ślady bytności człowieka w naszych okolicach pochodzą z 15 000 - 10 000 lat p.n.e. Paleolityczni łowcy reniferów zakładali tu na piaszczystych wydmach pradoliny rzeki swe koczowiska, których pozostałości odkryto na Radziwiu, w Tokarach i w Ośnicy, lecz również i na samym płockim wzgórzu zamkowym.
Kolejne prehistoryczne znaleziska sięgają neolitu i datuje się je na 2500 lat p.n.e. Wykopaliska w Białej, w Borowiczkach i w Sikorzu potwierdzają, że w tej epoce zamieszkiwał tu lud rolników i hodowców bydła, zaliczany przez fachowców do kultury amfor kulistych.
Źródło: Włodzimierz Szafrański, Castrum i castellum płockie w świetle wykopalisk, Rocznik Muzeum Mazowieckiego w Płocku, zeszyt 2, 1972 r.
Zwyczaje naszych praprzodków mogą nas teraz mocno szokować, uprawiali oni bowiem rytualne ludożerstwo; swych zmarłych chowali w dużych skrzyniach zbudowanych z kamieni, w których umieszczano charakterystyczne naczynia ceramiczne, ozdoby i krzemienne siekierki. Wiele grobowców zawierało również szczątki rytualnie zabijanych zwierząt, głównie bydła z odciętymi rogami. Co interesujące, zwierzęta, a szczególnie bydło, były również chowane w oddzielnych, specjalnie do tego celu przygotowanych, bogato wyposażonych, kamiennych grobach.
W epoce brązu teren miasta zamieszkiwały plemiona kultury łużyckiej. W Maszewie na skraju wąwozu Brzeźnicy odkryto tzw. cmentarzysko popielnicowe, gdzie chowano zmarłych palonych na stosie. Z tych czasów pochodzi również skarb brązowy znaleziony pod wieżą katedralną oraz piękny okaz miecza typu Morigen, datowany na lata 800 - 650 p.n.e. który przybył tu wskutek wymiany handlowej z rejonu Alp szwajcarskich.
Nasz Płock pozostawał terenem osadnictwa również w epoce żelaza. O silnych wpływach kultury etruskiej świadczy grób skrzynkowy odkryty w czasie prac budowlanych w rejonie Placu Obrońców Warszawy, ale nasi antenaci utrzymywali również kontakty z Celtami. Dowodem na to są odkrycia archeologiczne, poczynione na samym Wzgórzu Tumskim - pracownia odlewnika przedmiotów z brązu i krótki, żelazny miecz celtycki, pochodzące według badaczy z IV wieku n.e.
Z tego samego okresu pochodzi również odkopane w Borowiczkach ciałopalne cmentarzysko z grobami jamowymi, wyposażonymi w przedmioty codziennego użytku: dzioby tarcz ochronnych, groty oszczepów, pochwy do mieczów, jak też i same miecze, pogięte po śmierci wojownika celtyckim zwyczajem.
Tak zatem od niepamiętnych czasów niezwykle dogodne ukształtowanie Tumskiego Wzgórza wręcz kusiło ludzi. Wysokie, niebezpieczne zbocze, poprzecinane szeregiem głębokich wąwozów, w których wartkie strumienie płynęły w kierunku rozległej Wisły, stanowiły wystarczające zabezpieczenie przed potencjalnymi najeźdźcami.
Przedpiastowski Płock stał się naturalną ostoją Mazowszan. Najprawdopodobniej tworzyli oni pierwotne wspólnoty plemienne, które z czasem przekształcały się w organizacje wodzowskie, obejmujące jeden gród wraz z najbliższą okolicą - tzw. opolem. Ta jednostka terytorialna obejmowała obszar o średnicy około 20-30 kilometrów i w jej skład wchodziły powiązane stosunkami sąsiedzkimi niewielkie grupy osadnicze, które dziś nazwalibyśmy pewnie wioskami.
Przez wiele lat na obszarze naszego miasta swe badania archeologiczne prowadził prof. Włodzimierz Szafrański. Podczas wykopalisk na terenie dawnego opactwa benedyktyńskiego dokonał odkryć, które skłoniły go do postawienia tezy, iż Tumskie Wzgórze w IX-X wieku pełniło rolę pogańskiego uroczyska, miejsca tajemniczych obrzędów.
W zasadzie ta koncepcja doskonale charakteryzuje ludzką naturę, bowiem niemal zawsze, gdy poszukujemy kontaktu z nadprzyrodzonymi siłami wznosimy oczy do góry, a tam... natrafiamy na piramidy, ateński Akropol, rzymski Panteon, paryską katedrę Notre Dame i mediolańską Duomo... czy też chociażby budzące grozę, strome zbocze tumskiej, "świętej góry".
Źródło: Włodzimierz Szafrański, Castrum i castellum płockie w świetle wykopalisk, Rocznik Muzeum Mazowieckiego w Płocku, zeszyt 2, 1972 r.
Cóż zatem odkrył profesor Szafrański na dawnym zamkowym podwórcu? Cztery jamy, służące jako obrzędowe znicze, tworzące półokrąg, a pośrodku rytualny ołtarz zbudowany z płasko ułożonych, polnych kamieni. Tu znajdował się również czworokątny słup, o ozdobnie ciosanych krawędziach.
W jednym z wyżej wspomnianych dołów odkryto czaszkę konia bez żuchwy; jej obecność wskazuje na uprawianie tu kultu płodności. Przypuszcza się, że składano krwawe ofiary ze zwierząt. Według pogańskich wierzeń koń był wcieleniem ducha zboża, bóstwa urodzaju, tak zatem złożona w tej formie danina miała wyjednać boską przychylność i obfite plony. W czasie uroczystej uczty spożywano zabite zwierzęta, bóstwa natomiast zadowalały się łbem końskim. Analogicznym praktykom guślarskim oddawali się Bałtowie, czcząc Usina - boga przyrody, wegetacji, płodności i ziarna.
Jednakże w trakcie wykopalisk dokonano jeszcze jednego, tym razem na wskroś makabrycznego odkrycia; wśród wielu kostnych, szczątków zwierząt należących do różnych gatunków, odkopano także rozłupaną czaszkę dwunastoletniej dziewczynki. Okazuje się, że Słowianie hołdowali również praktykom poświęcania ludzi na pogańskich ołtarzach. Krwawe ofiary z dziewcząt składali graniczący z Mazowszanami Prusowie; podobnie postępowano z dziećmi na Wzgórzu Węgierskim w Kijowie; nie inaczej było w Skandynawii, gdzie tamtejszych bogów można było przebłagać jedynie ludzką krwią.
Obok dziewczęcej czaszki z Tumskiego Wzgórza znaleziono również rogowy przedmiot o kształcie fallicznym, co według badaczy wskazuje na uprawianie magii związanej z kultem płodności. Podobną symbolikę posiadał sam słup umieszczony przy ołtarzu; mógł on być zwieńczony wyobrażeniem głowy bóstwa, jak również mogła tam jedynie spoczywać końska czaszka. Jak wykazują badania, kult drewnianych słupów, jako bóstwa odradzającej się natury, był niezwykle rozpowszechniony nie tylko wśród plemion słowiańskich.
Oczywiście samo sprawowanie pogańskich obrzędów nie następowało spontanicznie; ktoś przecież musiał inicjować rytuały, ustalać dni, interpretować zjawiska, a przede wszystkim rozmawiać z bóstwami. Na zamkowym wzgórzu miał swą siedzibę czarownik, który trudnił się jednocześnie hutnictwem i kowalstwem.
Pod palatium Władysława Hermana odkryto prymitywną kuźnię. Rudę wytapiał w glinianych garnkach, stawiając je bezpośrednio na ofiarnych zniczach ku czci bóstw. W dawnych kulturach pozycja kowala była bezsprzeczna, a jego umiejętności wyróżniały go spośród innych członków społeczności, dlatego też niejednemu bóstwu powierzano profesję kowalską, poczynając od Hefajstosa i Wulkana po celtyckiego Gobniu i słowiańskiego Swaroga.
Jak widzimy idylliczny, nieco naiwny obraz naszych słowiańskich przodków kojarzący nam się z nocą Kupały, puszczaniem wianków, śmigusem - dyngusem, czy też malowaniem jajek, w wielu momentach nie przystaje do naukowych, metodycznie prowadzonych ustaleń.
Co prawda, w ostatnim czasie interpretację badań archeologicznych profesora Szafrańskiego poddano krytyce wskazując, że co do pewnych znalezisk należałoby przesunąć datowanie tych obiektów nawet o cały wiek, a i same wnioski co do istnienia pogańskiego uroczyska nie opierają się wynikom późniejszych ustaleń. Jak było naprawdę? A któż to wie. Jedno jest pewne - Płock zawsze leżał w tyglu dziejów i w samym średniowieczu był niszczony i palony wiele razy, dlatego też tak trudno sformułować jakiekolwiek historyczne pewniki i wielokrotnie trzeba jedynie poprzestać na postawieniu wiarygodnych hipotez.
Tylko czy dla nas, zwykłych śmiertelników, jest to aż tak istotne? Czasem po prostu chyba lepiej, aby bajdy, legendy i przypowieści płynnie wypełniały luki i nierozwiązane zagadki naszej historii...
Źródło: Włodzimierz Szafrański, Castrum i castellum płockie w świetle wykopalisk, Rocznik Muzeum Mazowieckiego w Płocku, zeszyt 2, 1972 r.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz