Zamknij

47 roninów - japoński film po amerykańsku [RECENZJA]

15:31, 27.01.2014 Aktualizacja: 15:53, 06.04.2015 ok. 2 min. czytania
Skomentuj
Do sieci kin Helios trafiło "47 roninów". Obraz debiutanta Carla Rinisha zapowiadany był jako wypełnione akcją kino przygodowe z japońskimi samurajami i Keanu Reavesem w roli głównej. Gratka dla fanów produkcji z Kraju Kwitnącej Wiśni? Nie do końca...

Film Rinisha przedstawia hollywoodzką wizję jednej z najważniejszych japońskich opowieści o zemście. Historia 47 roninów opowiada o honorze i męstwie, która dokonała się w 1703 roku. Wówczas grupa bezpańskich samurajów w krwawy sposób pomściła swojego władcę, który padł ofiarą zdrady. Opowieść ta była fundamentem zdarzeń, które oglądać możemy w filmie z Keanu Reevesem. I choć zarówno ów szkielet, jak i główny bohater wydają się z pozoru wyśmienite, to całość nie zachwyca.

Powodów tej porażki jest kilka. Pierwszy - najważniejszy - to osoba reżysera. "47 roninów" to debiut Carla Rinscha na dużym ekranie. Filmowiec popełnił mnóstwo błędów nowicjusza, co odbija się na wielu płaszczyznach. Reżyser ewidentnie nie mógł odnaleźć się w temacie samurajów i Japonii, przez co tak ważny dla takich produkcji klimat został zatracony. Rinsch nie poradził sobie także z prowadzeniem narracji i ze stopniowaniem napięcia. W efekcie poszczególne sceny nie zostały sensownie połączone i wyglądają jak zlepek oderwanych od siebie fragmentów, efektownych, lecz nie tworzących w żaden sposób całości.

Nie wyszedł także wątek miłosny pomiędzy Kaiem (Keanu Reeves) a jego ukochaną. W tej wykreowanej na zakazaną relacji brakuje pikanterii, pasji i - co ważniejsze - wiarygodności. Reżyser postanowił zmieszać ze sobą zbyt wiele gatunków. W filmie pojawiają się elementy horroru, kina fantasy i dramatu w otoczce filmu przygodowego. Zdaje się, że Rinsch chciał przyciągnąć do kin zarówno fanów "Harrego Pottera", "Hobbita", jak i Bruce`a Lee.

Na domiar złego, w oczy kłuje gra aktorska. Japońscy aktorzy mówiący łamanym angielskim nie dziwią - Amerykanie nie lubią czytać w kinie - lecz mizerna gra Keanu Reevesa już tak. Aktor dał popis gry aktorskiej opartej na jednej minie. Gwiazdor odtworzył swoją postać zamiast ją wykreować. Kai w wykonaniu Reevesa był wyjątkowo niewiarygodny, a sam aktor sprawiał wrażenie nieobecnego.

Elementem, który ratuje "47 roninów" są efekty specjalne. I choć daleko im do graficznych wodotrysków z "Hobbita", to i tak mogą się podobać. Świetne są natomiast sceny batalistyczne.

"47 roninów" nie jest filmem tragicznym. To obraz, który pomimo wszelkich wad może się podobać - szczególnie fanom kina "B". Żal tylko zmarnowanego potencjału, który bez wątpienia tkwi w historii roninów.

(Michał Siedlecki)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%