Ponoć życie pisze najlepsze scenariusze – także w teatrze. Podczas premiery „Romea i Julii” w 1975 roku na widowni płockiego teatru doszło do prawdziwej… bójki, o czym opowiadał na styczniowych urodzinach płockiego teatru Grzegorz Mrówczyński – reżyser tamtego przedstawienia. Podobno poszło o to, że ktoś się źle zachowywał, a ktoś inny próbował go uciszyć. Zresztą nieważne – powód do konfliktu przecież zawsze jakiś się znajdzie. Z reguły nikt go już później nie pamięta, a spirala nienawiści często narasta…
Z podobnego założenia wychodzi Krzysztof Szuster w swojej adaptacji. Już sam początek spektaklu mocno przykuwa uwagę i ustawia całe przedstawienie. Zaczyna się niecodziennie, bo przy włączonych na widowni światłach, czyli „jak gdyby nigdy nic”. Ale czy nie tak właśnie, prawie niezauważalnie, zaczyna się większość ludzkich konfliktów, które mogą doprowadzić do tragedii? Za chwilę na scenie widzimy już dwie zwaśnione ekipy – Montekich i Kapuletich. Ubrani w swoje klubowe barwy, na razie jeszcze tylko się przekrzykują. Na razie…
Analogia kibicowska jest tu moim zdaniem dobrana trafnie. Scena sportowa ma w sobie także coś z teatru – w dodatku, przynajmniej w teorii - nie ma tu żadnej reżyserii. Scena kibicowska także ma swoje rytuały i zasady – czasem, jak to wszędzie bywa, łamane. Na początku przedstawiciele dwóch przeciwnych drużyn na scenie jeszcze ze sobą rozmawiają, próbują się jakoś dogadać, „ustawka” wydaje się dość łagodna. Emocje jednak stopniowo biorą górę, wystarczy jakiś impuls i tragedia gotowa. Wiadomo przecież, że w kibolskich porachunkach od ciosów nożem ginęli i wciąż giną młodzi ludzie. Jak u Szekspira w „Romeo i Julii”…
Cały pierwszy akt opowiada właściwie o konflikcie grupowym – plemiennym. Kapuleci i Monteki żyją – jak my dzisiaj – w swoich bańkach, karmieni własnymi narracjami. Jedni mają barwy czerwone, drudzy niebieskie. W Polsce nie ma jeszcze przypisanych wyraźnych kolorów do największych partii politycznych, ale np. w takich Stanach Zjednoczonych czerwień to odwieczny kolor republikanów (stąd zawsze czerwona czapeczka Donalda Trumpa), a błękit należy do demokratów. Swoje barwy mają też oczywiście kibice. Podziały na świecie były, są i będą. Samo przywiązanie do barw, jak również do tradycji i pielęgnacji własnej tożsamości, nie jest niczym złym i szkodliwym. Chodzi tylko o to, aby nie powodowały one agresji, wykluczania, nienawiści. Na różne sposoby i przy użyciu różnych, często bardzo wyrafinowanych technik.
Fot. Marek Konarski
Miłość Romea i Julii dopiero się rodzi. W pierwszych wspólnych scenach Julia mówi tak, jakby nie do końca pamiętała tekst, ale czyż na początku każdej miłości nie tracimy głowy i języka? Szybko jednak orientujemy się, że poprzez tzw. odgórne konflikty interesów, tej miłości będzie bardzo trudno – nie tyle dojrzeć, co nawet rozkwitnąć. Dramat właściwie każdych czasów i tragedia wielu jednostek polega na tym, że praktycznie każdy chce… dobrze. Nie zawsze tylko dla siebie, ale paradoksalnie także dla innych. Ojciec i matka Julii chcąc wydać ją za Parysa, wierzą, że zapewnią jej i swojemu rodowi dobre życie. Kapulet tak widzi swoją rolę głowy rodziny – chce rządzić i dzielić ku plemiennemu, na swój sposób rozumianemu, szczęściu. Przyjrzyjmy się dokładnie jak wielu takich ludzi żyje współcześnie – nie wyłączając nas. Z drugiej strony jak to wszystko sprawiedliwe osądzić? Przebaczyć, znaczy na zdradę pozwolić – mówi pod koniec I aktu sędziwy Książę Werony.
Drugi akt skupia się już bardziej na tragedii jednostki. Romeo i Julia przy pomocy Ojca Laurentego rozpaczliwie próbują znaleźć rozwiązanie całej sytuacji. I jak to w życiu często bywa, misterny plan prawie się udaje. Prawie, bo przecież zawsze jest jeszcze jakiś czynnik ludzki – ktoś nie odbierze telefonu, kogoś zatrzyma jakaś niespodziewana sprawa i wysłana wiadomość nie dotrze na czas. Tempo drugiej części jest już nieco wolniejsze. Trup dalej ściele się gęsto, ale już bardziej w ciszy, samotności i rozpaczy. Mniej spektakularnie, za to może bardziej tragicznie. W końcowej scenie Julia i Romeo połączeni ze sobą znikają pod sceną. Światła gasną, zostaje cisza. Zaczęło się wszystko przy pełnych światłach, a kończy w ciemności. Jak w życiu. Odwieczne pytanie każdej prezentowanej na scenie tragedii brzmi: czy wyciągniemy z niej dla siebie właściwe wnioski? Pójdziemy dalej i nauczymy się czegoś na cudzych błędach czy zostaniemy i poczekamy na swoje? Iść to żyć znaczy, zostać to umierać – mówi nam Szekspir.
Fot. Marek Konarski
„Romeo i Julię” kojarzymy zwykle li tylko z historią miłosną, ale to dramat wielowątkowy. W swojej inscenizacji Krzysztof Szuster pominął wiele aspektów ubocznych i dzięki temu cały spektakl jest klarowny i czytelny. Dobrym pomysłem było też postawienie na scenograficzny minimalizm. Przesuwane, niebiesko-czerwone trybuny czasem są agorą, czasem miejscem schronienia, a niekiedy intymną przestrzenią do potajemnych schadzek. Na uwagę zasługują także nowoczesne kostiumy. Widać, że nie są to raczej rzeczy wyciągnięte gdzieś z teatralnych magazynów, tylko specjalnie przygotowane na to przedstawienie. Kurtki typu flyers, buty martensy czy ogolona głowa Parysa przypomną co poniektórym widzom subkulturę skin heads, podobnie jak policyjne kaski a’la ZOMO kojarzącą się niektórym ze środowiskiem kibiców i wydarzeniami na meczach. Być może uzupełniającą zabawą podczas wizyty w teatrze, będzie dla niektórych fanów sportu rozpoznawanie szalików. Oprócz barw Polski, niżej podpisany rozpoznał cztery barwy klubowe (siedziałem jednak w ostatnim rzędzie, więc miałem nieco gorzej...).
Tak już się składa, że historia Romea i Julii, a więc rodu Montekich i Kapuletich, to typowe przedstawienie mogące pokazać siłę teatralnego zespołu, a ten od lat w Płocku trzyma się nieźle. Szekspir celowo rozłożył akcenty tej sztuki na wiele postaci. Jego Romeo i Julia wcale nie skupiają na sobie całej uwagi. Ważne jest nie tylko to, co dzieje się w ich sercach, ale i to, co na zewnątrz. Julia ma u Szekspira 14 lat, więc z reguły rolę tę grają aktorki bardzo młode, często będące jeszcze w trakcie studiów. U Szustera gościnie występuje Julia Krawczyk – studentka trzeciego roku Wydziału Aktorskiego na Uniwersytecie im. Andrzeja Frycza- Modrzewskiego w Krakowie. Co ciekawe, pochodzi z Płocka i grała tu w piłkę nożną – będąc nawet młodzieżową reprezentantką Polski.
Mocnym punktem przedstawienia jest także muzyka, za którą odpowiada Krzysztof Misiak. Wykorzystanie motywów Sergieja Prokofjewa z baletu „Romeo i Julia” okazało się strzałem w dziesiątkę. Temat przewodni można zabrać w uszach do domu. Tak się składa, że autor niniejszej recenzji miał okazję zobaczyć niedawno „Romeo i Julię” w reżyserii Jana Klaty w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. I oprócz finałowej piosenki wielu wrażeń do Płocka nie przywiózł.
Tym bardziej więc czekałem na płocką inscenizację. Mając w pamięci styczniową „Zemstę” – przygotowaną wedle tradycyjnych reguł poszanowania klasyki, zastanawiałem się, jaki pomysł na „Romea i Julię” będzie miał Krzysztof Szuster, który przecież nie tak dawno wystawił w Płocku przepełnione bogactwem formy, ale jednak klasyczne, „Damy i huzary”. Używając terminologii sportowej, w mojej ocenie klasyka uwspółcześniona w wydaniu „Romea i Julii” wygrała w tym meczu zdecydowanie. Ponieważ jednak sztuka nie jest rzeczą wymierną, polecam Państwu wizytę w teatrze, aby samemu wydać w tej sprawie jak najbardziej sprawiedliwy i jedynie słuszny werdykt.
Jakub Moryc
autor jest członkiem Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru
Fot. Marek Konarski
Podczas premiery „Romea i Julii” Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru przyznało tradycyjnie swoje nagrody dla twórców Teatru. W tym roku PTPT Srebrne Maski otrzymali: Dariusz Poleszak-Hass za reżyserię spektaklu „Motyle są wolne” Leonarda Gershe oraz Krzysztof Misiak, który skomponował muzykę do Pokazu Mody Scenicznej z okazji 50-lecia Teatru. Ponadto Złotą Maskę otrzymał Krzysztof Małachowski za mistrzostwo scenografii i kostiumów. Małe Srebrne Maski trafiły zaś do Jolanty Milewskiej z Biura Obsługi Widzów i Leszka Skierskiego, który w teatrze zajmuje się promocją.
Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru zaprasza we wtorek 22 kwietnia o godz. 18.30 na spotkanie z Laureatami, które odbędzie się na Scenie Kameralnej płockiego teatru. Wstęp wolny.
Fot. Marek Konarski
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz